Autorzy: John Ashbery, James Schuyler Wydawnictwo: PIW
Powieść napisana na cztery ręce dwójki najważniejszych chyba twórców nowojorskiej szkoły poezji. „Gniazdo dudków” powstało przypadkiem, a ściślej przypadkowo zrodził się pomysł na powieść. Mianowicie, obaj autorzy podróżowali samochodem, jazda się dłużyła, a krępująca cisza dawała się we znaki.
Artyści słowa postanowili ją przerwać, Schuyler powiedział „powieść”, z ust Ashbery’ego w odpowiedzi padło: „Wchodzę w to”. Któż mógł wtedy przypuszczać, że projekt zostanie doprowadzony do końca, ale zanim tak się stanie, minie kilkanaście lat. „Gniazdo dudków” – de facto równie długo tłumaczone na język polski – pozostaje eksperymentem literackim, zapewne jednym z istotniejszych w XX wieku. Nie jesto to klasyczna fabuła, chociaż na poziomie zapisu graficznego tak wygląda.
Tradycyjna narracja, dialogi, wszystko po Bożemu. Ale czytelnikowi nie będzie łatwo odpowiedzieć sobie, o czym właściwie czyta. O czym jest ta powieść? Bohaterowie – niespecjalnie wykrystalizowani, co nie dziwi, jeśli nie zapomnimy o genezie utworu – dyskutują o wielu sprawach: curling, sklep z pamiątkami, amerykańskie przedmieścia, duchy. Wszystko i nic, dużo i mało. Subtelność humoru, języka i poczucie bezsensu treści wzbudza w czytelniku niepokój, stanowi zarazem wyzwanie interpretacyjne. Ale w literaturze pięknej przecież chodzi również o ruszenie głową. Oprawa twarda, szyta. Bardzo polecam. Poprzednio: Ashbery: „Cztery poematy” (p. 3/2012). Schuyler: „Alfred i Ginewra” (p. 4/2017).