Autor: Andrzej Dziurawiec Wydawnictwo: Lira
Bardzo dobra w lekturze powieść Andrzeja Dziurawca – niezwykle już doświadczonego człowieka słowa pisanego. W dorobku ma chociażby scenariusz do znanego filmu Wojciecha Wójcika „Karate po polsku” oraz liczną beletrystykę. Poprzednio na liście: „Festiwal” (p. 12/2017). Polska proza cierpi na niedostatek przedstawień „wypadków marcowych” z 1968 roku.
Już częściej reagowali na ten fragment historii filmowcy. Autor wypełnia więc istotną lukę w polskiej prozie. Czyni to w sposób ambitny literacko i życzliwy dla statystycznego czytelnika. Postać głównego bohatera (Adama Sandera) oparł na kilku postaciach, wśród tych wzorców prym wiedzie przyjaciel Dziurawca, Andrzej Emil Faber. Protagonista jest uczniem elitarnego liceum, synem wiceministra, romansuje z gosposią. Jednym słowem: żyje, tak jak powinien żyć każdy nastolatek. Wokół słychać dźwięki muzyki The Rolling Stones, The Doors. Idyllę przerywa miesiąc marzec. Powieść zawdzięcza wiele wspomnieniom autora, ale też dokumentacji, którą przeprowadził, aby oddać jak najbardziej wiarygodny obraz wydarzeń z kampusu głównego UW i Krakowskiego Przedmieścia.
Udana literacka podróż do czasów, w których semickie korzenie stanowiły nagły i realny problem. Pamięć historyczna to szalenie ważny aspekt „Bardzo długiego marca”. Warto jednak spojrzeć na tę powieść jak na książkę „do czytania”, apoteozę młodości i wolności, pędu życiowego. W tym również upatruję ogromnej zalety dzieła Dziurawca. Oprawa miękka, klejona.