Autor: Wacław Holewiński Wydawnictwo Lira
Szpieg. Arcyszpieg. Julian Bałaszewicz. W tym wypadku możemy użyć również bardziej jednoznacznie kategoryzującego kodu myślowego: donosiciel, renegat, zdrajca. Obie te formuły charakterystyki bohatera najnowszej powieści Wacława Holewińskiego będą w jakiejś mierze uprawnione, choć równie dobrze można by stwierdzić, że są nazbyt uproszczone, a przez to ułomne i pozbawione waloru, jaki umożliwia głębsza analiza psychologiczna protagonisty tej historii.
Julian Bałaszewicz jako informator tajnej carskiej policji inwigilował środowisko polskiej emigracji zarówno w okresie poprzedzającym wybuch powstania styczniowego, jak i znacznie później, aż do swojej śmierci w latach siedemdziesiątych. Nie ograniczał jednak tego procederu do sporządzania raportów bazujących na swoich spostrzeżeniach. Jego aktywność miała – rzec by można – charakter znacznie bardziej twórczy, a co za tym idzie daleko szersze implikacje. Posiłkując się terminem znanym z metodologii badań społecznych można jego obecność w tej społeczności nazwać niejawną obserwacją uczestniczącą. Bałaszewicz miał wgląd do korespondencji emigrantów i w celu ich poróżnienia preparował listy w taki sposób, aby wzbudzić niechęć potencjalnych adresatów. Ta aktywność, niewątpliwie dwuznaczna i szkodliwa, odznaczała się jednak bezprecedensową brawurą. Choćby dlatego, że nasz antybohater jako szpieg wybrał sobie dość nieszablonową tożsamość. W Paryżu, a potem w Londynie przedstawiał się jako hrabia Albert Potocki. Bynajmniej nie była to postać anonimowa. Hrabia był zesłańcem politycznym, pułkownikiem wojsk rosyjskich i działaczem społecznym. Dodajmy, że był też trzydzieści lat
starszy od Bałaszewicza i zmarł na długo przed tym, zanim nasz superagent przybył do Paryża. Z dzisiejszej perspektywy o dekonspirację byłoby w tym przypadku teoretycznie łatwo, ale oczywiście ówczesna rzeczywistość nie dysponowała takimi narzędziami weryfikacyjnymi, jakie oferuje współczesność. Gwoli sprawiedliwości ten nieco makiawelliczny wizerunek należy uzupełnić bardziej neutralnymi atrybutami osobowości bohatera. Poza działalnością agenturalną fałszywy hrabia był też dociekliwym antykwariuszem, zniechęconym brakiem uznania poetą oraz byłym żołnierzem. To mniej więcej tyle, jeśli chodzi o fakty. (…) (….) „A potem już tylko mgła” nie jest powieścią historyczną w ortodoksyjnym znaczeniu tego pojęcia. Nie jest również klasyczną historią szpiegowską, choć intrygi tajnych agentów bezsprzecznie dynamizują fabułę.
Rozbudowany komponent psychologiczny czyni tę relację z mało znanych obszarów naszej przeszłości daleko bardziej intrygującą i wieloznaczną. To opowieść o złożonych mechanizmach rządzących naszymi wyborami i organizujących funkcjonowanie wspólnot o charakterze dość zamkniętym, poddawanym opresji różnego typu, a taki charakter miała ówczesna polska emigracyjna diaspora. Wacław Holewiński ma szczególny zmysł wydobywania z odmętów niepamięci postaci i zdarzeń, które budzą fascynację, oszołomienie i konsternację, a po tej inwazji na nasze emocje, zmuszają do zadania sobie kluczowego w tej sytuacji pytania: jak to możliwe, że wcześniej o tym nie wiedzieliśmy? Pozostaje mieć nadzieję, że autor ma w zanadrzu wiele tego rodzaju niespodzianek. Gorąco polecam. Oprawa twarda, szyta. Anna Karczewska