Autor: John Ajvide Lindqvist Wydawnictwo Zysk i S-ka
Autor pisze we wstępie, że kilka lat temu idąc ulicą szwedzkiego portowego miasta o trudnej do wymówienia nazwie obserwował przejawy ludzkiej życzliwości, jakie mniej lub więcej każdy z nas może zauważyć, a nawet doświadczyć na sobie w życiu codziennym. Jakaś para uśmiecha się do siebie, ktoś przytrzymuje drzwi kobiecie z wózkiem, pomaga wysiąść z autobusu osobie poruszającej się o kuli, uprzejmie wytłumaczy komuś jak dostać się do określonego miejsca…Lindqvist obserwując te budujące zachowania krzepił się nimi i cieszył, aż nagle – jak to pisarza – uderzyła go myśl: co by się stało, gdyby codzienna życzliwość zanikła? Odpowiedzi na to pytanie stara się udzielić w obszernej powieści noszącej prosty tytuł-temat „Życzliwość”.
Jego akcję osadził w tym samym portowym mieście, w którym pewnego jesiennego dnia życzliwi sobie, spokojnie żyjący mieszkańcy odkrywają stojący na nabrzeżu tajemniczy kontener. Nikt nie wie skąd się wziął i co zawiera, a władze i służby miejskie wydają się być bezradne. Ludzi ogarnia nerwowość, stają się rozdrażnieni, podejrzliwi, snują katastroficzne domysły, tracą spokój. Ich zachowania nabierają stopniowo cech agresywnych, atmosfera w sennym mieście zmienia się zasadniczo. Punkt wyjścia jest polem popisu dla autora do tworzenia rozmaitych figur psychologicznych wyznaczając im określone miejsca w fabule czyli w wykreowanej nowej, zaskakującej rzeczywistości. Samo opisywanie zmian ludzkich zachowań jest już dużą gratką, ale i niebagatelnym wyzwaniem dla pisarza, bo stwarza szerokie możliwości prowadzenia akcji i pogłębiania osobowości bohaterów. Oczywiście, pod warunkiem, że autor jest dobrym twórcą. W przypadku Linqvista tak właśnie jest, chociaż chwilami można odnieść wrażenie, że prowadzi on pewnego rodzaju grę z czytelnikiem i mnoży zaskakujące rozwiązania nasycając swój utwór grozą wykraczającą poza granice realizmu.
Nic zresztą dziwnego, bo autor specjalizuje się w literackim horrorze, a niektórzy uznają go za szwedzkiego Stephena Kinga. Napięcie, początkowo umiejętnie narastające, w trakcie lektury wydaje się gubić i traci swoją pierwotną, naturalną siłę sięgając pod elementy nadprzyrodzone. Ale obraz bohaterów, z ich przyzwyczajeniami, kompleksami, dziwactwami został wykreowany mocną kreską i jest wiarygodny w swej intensywności. Skład społeczny miejskich obywateli również został zróżnicowany pod względem wiekowym, zawodowym czy statutu majątkowego. Są nawet cudzoziemcy, na przykład rodzina uchodźców z Bośni. Minusem tej opowieści o złu wkraczającym w życie mieszkańców spokojnej miejscowości jest jej nadmierna obszerność, co sprawia, że w narrację wkrada się rutyna oraz pewna oschłość w miejsce wrażliwości z jaką autor wczuwał się w postaci i ich działania. Pojawiają się również fragmenty zwyczajnie nudne, nie popychające akcji, statyczne i niepotrzebne, tak jakby pisarz w pewnym momencie przestał przeżywać swoją opowieść o mrocznych stronach ludzkiej psychiki i rozciągał akcję po to, aby powieść stała się maksymalnie gruba. Bo jak wykazują badania rynku książki grube sprzedają się lepiej niż cienkie. Powieść w każdym razie polecam. Zapewne nie będzie długo czekać na bibliotecznej półce, aż ktoś po nią sięgnie. Oprawa twarda, szyta. Piotr Kitrasiewicz