Autorzy: Wiktor Świetlik, Piotr Mitkiewicz Wydawnictwo Rebis
Dziennikarz Interii i „Super Expressu” Wiktor Świetlik, związany też z PAP, zadaje interlokutorowi pytanie o powody – mówiąc kolokwialnie – dobrowolnego pójścia w kamasze. Odpowiedź ochotnika Piotra Mitkiewicza: „Zginąć śmiercią bohaterską” (s. 19). Czy to niskie czy wysokie pobudki? Nie da się tego łatwo rozstrzygnąć. A co z córkami – pyta w końcu Świetlik. „Miałyby ojca, który zginął w walce na wojnie” (s. 31). Gdy tego typu wyznania zestawimy ze screenami rozmów z żoną Mitkiewicza, możemy już mówić o kontrolowanym ekshibicjonizmie. Albo zdjęcia.
Na jednym z nich – z samego początku służby na Ukrainie – bohater ma palec na spuście. Elementarny błąd demaskuje żółtodzioba, a podkreśla to jeszcze stosowny podpis pod zdjęciem. Wywiad rzeka powstawał równo rok – nie tylko w Warszawie i Charkowie, ale i w pobliżu frontu, gdzie Mitkiewicz był dla Świetlika przewodnikiem. To naprawdę dziwna książka, ponieważ traktuje o dziwnych wyborach dziwnego człowieka, ekscentryka, który śnił o potędze od dawna. Nie udało się w boksie, ustawki kiboli nie gwarantowały wystarczająco dużo podniety, restauracja na Saskiej Kępie podobnie.
Dobrze, że taka książka powstała. Można wreszcie poczytać wersję z wewnątrz piekła wojny. Głosy zewnętrznych ekspertów cichną wobec przekazu Mitkiewicza. Relacja ze środka zawsze będzie bardziej wartościowa niż najmądrzejsze gadki dyplomatów, speców od geopolityki. Ale o samym Mitkiewiczu nie wiem, co myśleć. Co by nie mówić, odnalazł się na froncie. Mógł zginąć namierzony w lesie przez drona. Teraz jest nawet saperem. Tłumaczy, że dziś to już nic wielkiego. Twardo stąpa po ziemi w kwestii poglądów na wojnę. Mówi: „Przede wszystkim uważam, że władcom świata nie zależy na końcu wojny. Amerykanom też”. Smutne, ale prawdziwe. Tylko wciąż nie wiem co myśleć o Mitkiewiczu… Oprawa miękka, klejona.