Autorka: Aleksandra Dańczyszyn Pewne Wydawnictwo
Czwarta książka Aleksandry Dańczyszyn. Cieszy mnie, że mogę podzielić się z państwem tą nowiną. Rozwój poetki śledzę od samego początku: „Kochanie” (P. 5/2021); „Tiszert z Bangladeszu” (P. 3/2023); „Kiedy zaczniesz śpiewać” (P. 4/2024). Wszystkie tytuły miały wspólne mianowniki, aczkolwiek mnie najbardziej pociągała w nich różnorodność i – rzecz jasna – talent autorki.
W „Kochaniu” postawiła na poezję miłosną, „Tiszert z Bangladeszu” reprezentował już szerszy, bardziej uniwersalny wachlarz tematów, „Kiedy zaczniesz śpiewać” to z kolei poezja faktu, „poetycki reportaż z wojny w Ukrainie”. Jako czytelnik odczuwam radość, że wymienione książki nie są juweniliami. Stanowią integralną część dorobku twórczego. Dańczyszyn od razu była sobą jako poetka, wkroczyła na rynek z własnym charakterem pisma, nie musiała być fałszerką, która podrabia podpisy ulubionych poetów. W Internecie znalazłem informację o premierze „tuż obok” w Antykwariacie Zakładka. Na zaproszeniu premiera została dookreślona jako „długo oczekiwana”. Coś w tym jest. Nie tylko miły gest, jest coś więcej, ponieważ mam wewnętrzne przekonanie, że gdybyśmy żyli w czasach bardziej przyjaznych literaturze pięknej – a zwłaszcza liryce – to o premierach tomików Dańczyszyn mówiłoby się w kategoriach wydarzenia literackiego. Nie chodzi bynajmniej o przełomy, manifesty programowe. To nie z tego filmu, nie z tej epoki. Po prostu, autorka pisze dobre, zasługujące na uwagę i poklask, teksty, które w kontekście swojej obecności w księgozbiorach bibliotek publicznych osiągnęły teraz pełnię.
Dlaczego? Ano dlatego, że „tuż obok” jest powiastką poetycką, którą można przeczytać ciągiem, bez odrywania się na interpretację poszczególnych utworów, co narzuca niejako konstrukcja większości książek z wierszami. Nie oznacza to, że „tuż obok” można przekartkować bez namysłu i nic nie wynieść z lektury. Na każdą stronę składają się wersy, nad którymi trzeba się pochylić, aby je dobrze zrozumieć. Ten proces nie może trwać kilka sekund. Mimo wszystko historia głównego bohatera daje się streścić podobnie jak można streścić balladę romantyczną.
A więc opowiedzmy sobie, co leży „tuż obok”. Jest tam człowiek, w samym centrum lasu stoi Michał – tak ma na imię, ale może się tylko za Michała podaje? Co prawda dowiadujemy się o nim dużo. Rekonstrukcja życiorysu bohatera jest całkiem możliwa, ale na pewno w kilku wersjach. Zresztą osobiście nie chcę widzieć w nim jednej postaci. Outsider, eremita z wyboru, uchodźca (najbardziej prawdopodobny wariant, ale podany z klasą, bez publicystycznego narzucania i wskazywania winnych), raczej nie były pracownik korporacji, który wybrał pustelnicze życie. „Michał był jednym z tych, którzy na dzień dobry wyjmują ręce z kieszeni” (s. 12). Dramatyczne wypadki w życiu Michała to jedno, ale sposób, w jaki ujarzmił świat przedstawiony, uczynił sobie las poddanym to drugie. Ten drugi wątek pozwala czasem zapomnieć o istnieniu pierwszego, tego mrocznego źródła zła. Michał przecież tak dużo widzi, przeżywa piękno dni i nocy. Jeśli spróbujemy – tak jak on – użyć wzroku niestandardowo, zobaczymy absolut lub „wielkie coś” na jego kształt.
W „tuż obok” bije serce zapomnianych, schowanych wartości; powtykanych głęboko w kąt starej szuflady, która przy otwarciu wydaje skrzypnięcie. Jestem pewien, że Michał istnieje naprawdę. Podziwiam jego siłę do bycia innym, do uznania tak wielu faktów, do bycia w kontrze, wreszcie do pozostawania w lesie w realnym kontakcie z naturą. Michał z niej czerpie, a ona czerpie z niego. Bohater Dańczyszyn powraca do prawdziwych korzeni człowieka. W mojej opinii książka „tuż obok” powinna zaistnieć w świadomości czytelników jako przykład nowej poezji polskiej. Oprawa miękka, klejona.