Którędy na Różaną?

Autorka: Magdalena Kiełbowicz          Ilustracje: Katarzyna Kołodziej      Wydawnictwo Kropka

Poziom: BD I/II

 

Świetne połączenie magii i rzeczywistości. Ta fuzja wypadła tak naturalnie, że po prostu łatwo w nią uwierzyć i rozsmakować się historią stworzoną przez Magdalenę Kiełbowicz; zwłaszcza jeśli jest dzieckiem. Przy takich lekturach można pozazdrościć małym czytelnikom wiary w magiczną fikcję, której my dorośli nigdy już nie zaznamy.

Głównym bohaterem jest Marceli, czarodziej bez brody. Niby dziwne, ale Harry Potter też brody nie miał, ale Dumbledore już tak. Marceli co prawda wiekiem nie dosięga władcy Hogwartu, ale można przyjąć, że jest już dojrzałym osobnikiem, ważnym autorytetem dla najbliższego otoczenia. Skoro wspomniałem już mimochodem o dziele Rowling… Niespodziewaną siłę „Którędy na Różaną?” stanowi intertekstualność, nawiązania do klasyki jak „Kopciuszek”, „Kot w butach” czy „Pinokio”. To istotne momenty książki, dzięki którym dzieci dowiedzą się – jeśli do tej pory nie słyszały – o istnieniu w kulturze rzeczy niezmiennych, mających jednak swój początek. Nie ma tych elementów dużo, nikogo nie przytłoczą, a i tak zdążyły wkomponować się w fabułę jak woda w ziemię.

Natomiast sam Marceli ma marzenie. Pragnie wygrać w konkursie na Hodowcę Dyni Roku. Powiedzieć, że to urocze, to nic nie powiedzieć. Podobnie rzecz się ma z postaciami drugoplanowymi: mądralińskiej mrówce i – ni stąd, ni zowąd – przemawiającym jajku, które w pewnym sensie robi oczy jak kot ze Shreka, aby nie zostać pożartym przez Marcelego na śniadanie. Wszyscy ostatecznie grają do jednej bramki. Fantastycznie wypadło ożywianie martwej natury. Marceli opiekuje się pomnikiem Siewcy Marzeń, który prowadzi pełne pasji dialogi i chciałby się napić herbaty posłodzonej miodem. Nie brakuje tradycyjnie pojmowanej akcji, której dynamika pochwyca. W takim świecie przedstawionym chciałoby się zamieszkać. Oprawa twarda, szyta.