Brzydkie słowo na „k”. Rzecz o kolaboracji

Autor: Piotr M. Majewski                                            Wydawnictwo Krytyki Politycznej

 

 

Prowokacyjnie ujęty tytuł nie dotyczy bynajmniej najstarszego zawodu świata, ale – co zostało ujęte w podtytule – kolaboracji. I nie tylko, bo również zdrady, renegacji, odszczepieństwa oraz innych barw znaczeniowych tego pojęcia. Piotr M. Majewski charakteryzuje różnice między nimi, wyjaśniając, że czymś innym jest kolaboracja jako taka, a czym innym zdrada, jeszcze obszerniej opisuje na przykładach historycznych rodzaje samej kolaboracji, a są one bardzo różnorodne: istnieje na przykład kolaboracja modelowa, jak również horyzontalna, albo kolaboracja dla ratowania życia lub przemysłowa.

Omawiając różne jej zastosowania w dziejach świata cofa się do piątego wieku przed naszą erą, kiedy król perski Kserkses postanowił podbić ziemie greckie i wysłał swoją potężną armię, żeby zagarniała helleńskie miasta-państwa oraz wsie. I zanim spotkała go klęska pod Salaminą, odnosił sukces za sukcesem, bo jednostki terytorialne ojczyzny Homera witały Persów bramami triumfalnymi, tańcami i suto zastawionymi stołami, oferując swoją służalczość, jeszcze zanim najeźdźcy jej zażądali. Najobszerniej pisze Majewski o formach kolaboracji w czasie II wojny światowej, stawiając polskie doświadczenia w tym zakresie w centrum swojej uwagi, ale ukazując je na tle praktyk politycznych stosowanych w innych krajach okupowanych przez Niemców lub Związek Radziecki, a także przez Japonię na terytorium Chin, Korei czy Mandżurii. A polskie rodzaje współpracy z okupantem hitlerowskim istniały, chociaż daleko im było dodoświadczeń na dużą skalę wcielonych w życie w krajach zachodnich.

Majewski poświęca osobne rozdziały białym plamom naszej historii jak Goralenvolk czyli jawne popieranie przez część rdzennej społeczności Podhala władz Generalnego Gubernatorstwa; zajmuje się kolaboracyjną stroną pracy Polskiej Policji, tak zwanej granatowej, oraz Żydowskiej Służby Porządkowej wykonującej swoje zadania w rozsianych po całym kraju gettach, wyodrębnianych nie tylko na terenach dużych miast, ale również średnich, a nawet miasteczek. Autor przywołuje nawet rzecz wyjątkowo mało znaną, a mianowicie działalność uruchomionego przez hitlerowców w Krakowie, w budynkach Uniwersytetu Jagiellońskiego, Instytutu Niemieckiej Pracy na Wschodzie, mającego za zadanie pseudonaukowe wykazanie, że na obszarze byłej Polski wszystko co było wartościowe w historii zaistniało dzięki niemieckim wpływom. W instytucie tym pracowali naukowcy UJ, pozbawieni dotychczasowego zatrudnienia z powodu zamknięcia uczelni, i z łaski okupanta zarabiający na okupacyjny chleb przydziałowy o posmaku gliny wykonując zadania niemieckich przełożonych polegające – przykładowo – na wyszukiwaniu i spisywaniu z przedwojennych gazet polskich artykułów na temat Żydów.

Tytuły niektórych rozdziałów brzmią intrygująco, chociażby „Nasza Lady Haw-Haw”, co nawiązuje do nazwy „Lord How-How”, jaką Anglicy podczas wojny nadawali brytyjskim kolaborantom z Berlina czytającym i komentującym nadawane przez niemieckie rozgłośnie serwisy informacyjne w języku angielskim. Tym razem chodzi o Wandę Wasilewską i jej bliskie relacje z samym Stalinem, wiernie wcielającej w życie polityczne zalecenia kremlowskiego władcy, stojącej na czele Związku Patriotów Polskich, a w swoich licznych artykułach i książkach piętnującej przedwojenną Polskę i wychwalającą swoją nową, sowiecką ojczyznę. W częściach książki poświęconym „modelowej okupacji” autor pisze głównie o Danii, gdzie przez pierwsze trzy lata Niemcy udawali, że ich nie ma, a mikroskopijny duński ruch oporu co jakiś czas odstrzeliwał któregoś z rodzimych kolaborantów, głównie dziennikarzy, nie podnosząc ręki na przedstawicieli Wielkiej Rzeszy. Poświęca również nieco miejsca tego rodzaju kolaboracji na wyspie Jersey oraz kilku wysepkach brytyjskich zajętych przez Niemców w roku 1940.

Okazuje się, że angielskie władze samorządowe bez oporów współpracowały z niemieckim okupantem, a kobiety spotykały się z niemieckimi żołnierzami na potańcówkach. Sielankę zakłócały niekiedy groźby symbolicznego ruchu oporu, ostrzegającego, że po wojnie wszyscy współpracujący z Niemcami oraz utrzymującymi z nimi stosunki towarzyskiezostaną pociągnięci do odpowiedzialności. W rzeczywistości, kiedy wojna się zakończyła, nic takiego nie nastąpiło, a rząd brytyjski nadawał nawet medale niektórym burmistrzom i wójtom za konstruktywną kolaborację i uchronienie narodu angielskiego przed bezsensownym rozlewem krwi. I nie miało znaczenia, że magistrat Jersey sporządzał listy osób pochodzenia żydowskiego i przekazywał je lokalnej policji, a policja osoby te aresztowała i przekazywała w ręce Niemców. Niemcy z kolej wywozili je na kontynent, po czym…nietrudno domyślić się, co było dalej. Jest to chyba najbielsza spośród zawartych w tej książce białych plam, gdyż udział Brytyjczyków w Holokauście, chociaż szczątkowy, pomijano przez lata głębokim milczeniem. Pozycja bardzo wartościowa, polecam. Oprawa twarda, szyta. Piotr Kitrasiewicz