Zmierzchanie świata

Autor: Werner Herzog                        Państwowy Instytut Wydawniczy

 

Przypadek japońskiego żołnierza Hiroo Onody, choć zapewne nie jedyny w dziejach ludzkości, stanowić jednak może znakomity pretekst do skonstruowania archetypicznego modelu postawy wobec rozmaitych wyzwań, jakie stawia przed człowiekiem przeznaczenie. Punktem wyjścia analizowanej powieści jest epizod rozgrywający się w ramach teatru działań II wojny światowej.

Na filipińską wyspę Lubang trafia japoński oficer Hiroo Onoda. Jego misja polegać ma na utrudnianiu Amerykanom próby opanowania tego obszaru. Dowódca Onody, major Taniguchi zastrzega, aby Onoda stanowczo się nie poddawał, ani też nie próbował popełnić samobójstwa w przypadku niewykonalności zadania. Wobec takiego dictum nasz bohater ma niewielkie możliwości manewru, ale bynajmniej nic na kształt wątpliwości nie mąci jego niewzruszonej woli trwania na posterunku za każdą cenę. Tymczasem Amerykanie przełamują opór Japończyków, a parę miesięcy później wojna się kończy. Wprawdzie Japonia kapituluje, ale nie podporucznik Onoda. On nie przyjmuje do wiadomości żadnych informacji dotyczących aktualnej sytuacji. Wszystkie napływające z zewnątrz wieści o przegranej traktuje jako działania sabotażowe ze strony wroga. I trwa w tym przekonaniu przez kolejne 29 lat, aż do 1974 roku, kiedy to wyspę odwiedza japoński student-podróżnik Norio Suzuki, który wespół z byłym przełożonym Onody nakłania go w końcu do złożenia broni.

Opowiedziana historia sama w sobie jest fascynująca, a fakt, że stanowiła inspirację dla wybitnego niemieckiego reżysera Wenera Herzoga nadaje jej dodatkowy walor niezwykłości. Wielbiciele filmowej aktywności tego artysty kojarzą go właśnie jako twórcę, który eksploruje przestrzenie tego, co tajemnicze, niekonwencjonalne czy ekstremalne. Biografia podporucznika Onody idealnie wpisuje się w ten pejzaż kreacyjny, choć wyjątkowo nie posłużyła jako tworzywo filmowe, ale literackie. Wydaje się jednak, że background autora jest tu bardzo mocno wyczuwalny, bowiem opowieść jest skonstruowana wedle wzorca kinowego. Każda scena to niemal filmowy, plastyczny kadr, z precyzyjnie rozpisanymi kwestiami aktorów. Kiedy przysłuchujemy się rozmowie żołnierza ze studentem czy innymi postaciami, niepostrzeżenie, a zarazem bardzo sugestywnie konstytuują się w naszej wyobraźni obrazy współgrające z tymi sekwencjami zdarzeń, wraz z całą scenerią filipińskiej dżungli. To nie tylko ekspresywny opis rzeczywistości, ale niemal namacalne jej postrzeganie zapośredniczone przez kamerę. Oczywiście w tym wypadku raczej wirtualną, ale tym bardziej dociekliwą, dającą złudzenie bliskości i intymności.

Sam Onoda to z jednej strony postać autentyczna, z drugiej zaś strony przez swoją esencjonalną symboliczność, wydaje się być tworem naszkicowanym tak grubą kreską, że niemal przypomina bohaterów mangi. Podporucznik Onoda jest ucieleśnieniem tego, co w kulturze Japonii najbardziej pryncypialne: wierność idei, poświęcenie, honor, sumienność, utożsamianie się z tym, co jest wartością bardziej kolektywną, aniżeli indywidualistyczną. Stanowi ariergardę nie tylko dla oddziałów cesarskiej armii, ale dla całego projektu cywilizacyjnego, wokół którego uformował się duch jego ojczyzny. Nasz strażnik idei pozornie jest oderwany od rzeczywistości. Z żelazną konsekwencją odmawia uznania faktów, które go zewsząd bombardują. A co jeśli to on ma rację? Może – jak zresztą stwierdził Paweł Mościcki w Posłowiu – to my pozostajemy w błędzie, a Onoda dotarł do głębokiej prawdy o naturze świata? Może wojna to nie zjawisko przejściowe, ale stały element konstrukcji dostępnego nam uniwersum? Może to stała dyspozycja natury ludzkiej skłonnej do konfliktu, bardziej lub mniej odczuwalna, bo podlegająca zmiennej dynamice? Może to nasza ignorancja i nonszalancja powodują, że nie widzimy tego, co istotne? Może straciliśmy czujność, jesteśmy zbyt leniwi, a może tchórzliwi, aby skonfrontować się z tym, co prawdziwe i nieuniknione?

Stały motyw towarzyszący bohaterowi to syndrom swoistego rozszczepienia jaźni – do pewnego stopnia doświadcza rzeczywistości, ale równocześnie jego drugie ja bezustannie ją kontestuje, podejrzewając, że trwa w stanie quasi-egzystencji o proweniencji sennej, w jakimś spektaklu, w którym przyszło mu odgrywać rolę ostatniego czuwającego. Posiłkując się Kartezjuszem możemy zidentyfikować ów stan Onody jako życie w chronicznym lęku, wynikającym z tego, że świat poddający go bolesnym próbom może być tylko majakiem, a on sam przedmiotem eksperymentu jakiegoś bóstwa wyposażonego w histeryczną wyobraźnię. Odpowiedzią na kartezjańską wątpliwość było twierdzenie o niepodważalności podmiotu wątpiącego. „Myślę, wiec jestem” uratowało nie tylko Kartezjusza przed ostatecznym zwątpieniem, ale także Onodę przed osunięciem się w totalne szaleństwo.Podporucznik Onoda przybył do kraju w 1974 roku.

Nie była to jednak ta sama rzeczywistość, ani tym bardziej to samo społeczeństwo, które niegdyś opuścił. Reguły, które porządkowały stary świat wynikały z wielowiekowej tradycji, z rewerencją kultywowanej przez kolejne pokolenia. Tymczasem Japonia, do której wrócił, podporządkowała się amerykańskiemu zwycięzcy, przyjmując jego model kultury, szczególnie w jej popularnym wymiarze, odrzucając równocześnie etos militarno-konserwatywny. Natomiast w oczach Onody „kraj wschodzącego słońca” dopadła niemoc i bezideowość. Z jego indywidualnej perspektywy nastąpił zmierzch cywilizacji.

Jakkolwiek Onoda pozostaje niekwestionowaną siłą sprawczą tej opowieści, to warto się przyjrzeć postaci drugoplanowej. Wspomniany wcześniej student Norio Suzuki także wydaje się mieć frapującą osobowość. Studia porzucił w imię realizacji misji specjalnej. Jego idee fixe było odnalezienie Onody, yeti i pandy w naturalnym środowisku. Jako realizator tego przedsięwzięcia jest swoistym alter ego autora. Podobnie jak Herzog podąża za tajemnicą, utopią i ekstremum. Ale równocześnie wobec głównego bohatera pozostaje wysłannikiem tej nowej, obcej cywilizacji, której Onoda nie rozumie. Reprezentantowi „starego” trudno choćby pojąć fakt, że można porzucić studia na prestiżowym uniwersytecie na rzeczniezobowiązującej eksploracji świata, czystego kaprysu nieuzasadnionego niczym pragmatycznym. Bohaterem drugiego planu jest w końcu sam Werner Herzog. Charakterystyczna jest już scena otwarcia, w której reżyser dostaje propozycję poznania cesarza. Spektakularnie odmawia, budząc zrozumiałą skądinąd konsternację wszystkich wokół. Ów gest zapewne można odczytać jako symboliczną odmowę wobec konwencji, jaką reprezentuje figura cesarza, niechęci wobec tego, co schematyczne, skrajnie normatywne, rytualne.

Natomiast w chęci poznania Onody wybrzmiewa to, co w Herzogu „herzogowskie” czyli predylekcja do tego, co niewytłumaczalne, szalone, metafizyczne. Być może tę powieść można też potraktować jako swoisty testament twórcy, który utożsamia się ze swoim bohaterem jako świadkiem tego, co nieuchronnie przemija i traci sens dla większości.Zmierzchanie świata to powieść bogata w symbole i wielość możliwych interpretacji. Wbrew pozorom jest również pełna humoru, wynikającego przede wszystkim ze skutków konfrontacji Onody ze światem zewnętrznym. Gorąco polecam. Oprawa twarda, szyta.