Rzym od kuchni. Śladami historii najsłynniejszych dań Wiecznego Miasta

Autorka: Magdalena Wolińska-Riedi                  Wydawnictwo Znak

W Rzymie byłem tylko raz, w 2015 roku. Miałem tydzień, aby poczuć klimat miasta i zobaczyć wiele na własne oczy. Niewątpliwie w Rzymie napotykamy dużo magii, która nie pozwala mi zapomnieć o tamtym wyjeździe, wrzesień 2015 stał się moją prywatną mitologią. Na szczęście są filmy (wystarczy wspomnieć klasyki Felliniego albo nawet pocztówkowych, ale przyjemnych „Zakochanych w Rzymie” Woody’ego Allena).

No i są jeszcze książki Magdaleny Wolińskiej-Riedi – naszej niezastąpionej rodaczki, pełnej wdzięku oraz zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego piękna, która pokazuje nam Rzym w sposób popularyzatorski, ale jednocześnie bardzo kunsztowny. W Wiecznym Mieście mieszka od przeszło dwudziestu lat, zna języki, jest korespondentką telewizyjną, prywatnie spełnioną matką i żoną. Osobiste szczęście autorki można odczuć w kontakcie z jej publikacjami. Tak było w przypadku książki „Mój Rzym. Spacerem po niezwykłych zakątkach Wiecznego Miasta” (P. 20/2023), również przy trylogii watykańskiej, tak jest i teraz w „Rzymie od kuchni. Śladami historii najsłynniejszych dań Wiecznego Miasta”. Po serii książek, w których Wolińska-Riedi odsłaniała kulisy cudownej przestrzeni, w jakiej przyszło jej żyć, niby kontynuuje ten wątek, ale w oparciu o zupełnie inny, ale jakże istotny dla włoskiej kultury i tożsamości, fundament.

Autorka jako wieloletnia mieszkanka stawia pewnie kroki, nogi same prowadzą ją do ulubionych rzymskich knajpek. Poznawanie Rzymu od kuchni wiąże się nie tylko z jedzeniem, piciem, łechtaniem kubków smakowych i podniebienia, ale również odwiedzinami, spotkaniem z drugim człowiekiem, a potem kolejnymi odwiedzinami nierzadko tych samych miejsc. I wcale nie musi mieć ono gwiazdek Michelin. „Lokalny bar jest dla mieszkańców Rzymu niczym kompas (…)” – pisze autorka na stronie 12; zresztą takimi ładnymi, sprawnymi literacko zdaniami obdarowuje czytelnika raz po raz. Może to z szacunku wobec faktu istnienia ponad 4200 barów w samym tylko Rzymie. Niektóre wątki wzruszają, stanowią twardy dowód na istnienie ciągłości kulturowej. Pan Angelo Salis od 70 lat stoi za barem Farnese: bardzo ciasnym miejscu, którego nie można nie kochać. Autorka celuje w promocję mniej znanego oblicza Rzymu, ale jednocześnie nie może przejść obojętnie obok wybranych kultowych, eleganckich lokali.

Wchodzimy więc razem z panią Magdaleną chociażby do Antico Caffe Greco w pobliżu Schodów Hiszpańskich – wiekowej kawiarni, w której Mikołaj Gogol pisał „Martwe dusze”, Polacy również zawsze mogli liczyć tutaj na silną reprezentację. Magdalena Wolińska-Riedi znakomicie czuje swój tekst, w idealnych miejscach dorzuca informacje historyczne, które układają się w np. krótką historię kawy. Wszędzie gdzie kontekstowo otwiera się miejsce na tego typu wątek, autorka czyni to bez wahania. Sporo dodatkowych informacji zamieściła też w dolnych przypisach dygresyjnych. Słowa pochwały należą się również za konstrukcję książki, która przy takim temacie mogła pójść w różnych kierunkach i ujęciach. W moim odczuciu autorka wybrała najlepsze rozwiązanie, mające w sobie pewne napięcie dramaturgiczne. Zaczynamy przecież od obowiązkowej kawy, następnie przechodzimy do przekąsek, dopiero potem czekają nas pasty, potrawy mięsne i pizze. No i wino. Lekturę całości można porównać do spędzenia jednego pełnego dnia w Rzymie. Każdy rozdział jest przecież siłą rzeczy podporządkowany konkretnej porze.

Świetnie wypadają wtręty autobiograficzne. Weźmy takie wspomnienie z pierwszego pobytu w Rzymie na stronach 107-108. Intensywność zapachu sosu pomidorowego po wejściu do wynajmowanego mieszkania to włoska odmiana pamięci ukrytej w Proustowskiej magdalence. Prezentowana pozycja stanowi mistrzowskie połączenie przewodnika kulinarnego z reportażem. Magdalena Wolińska-Riedi opiekuje się czytelnikiem jak własnym dzieckiem, trzyma za rękę, wskazuje palcem wszystko, co warte jest ludzkiej uwagi. Byłbym zapomniał: każdy rozdział kończy się intrygującym bonusem, za jaki należy uznać przepis (nie brakuje przepisów autorskich!). Z estetycznym wydaniem pięknie korespondują z kolei zdjęcia Eweliny Janowskiej, Kingi Wójcickiej i jedna fotografia Tomasza Żukowskiego. Pora wrócić do Rzymu śladami Magdaleny Wolińskiej-Riedi. Oprawa miękka, klejona. Bardzo polecam.