Franz. 44 sceny z życia Franciszka Smudy

Autor: Jan Mazurek                                                  Wydawnictwo Otwarte

 

Franciszek Smuda był 44 selekcjonerem reprezentacji Polski w piłce nożnej. Gdy nim zostawał, można było napotkać na odwołania do „Widzenia księdza Piotra” z Mickiewiczowskich „Dziadów”. Pewnie początkowo traktowano to bardziej serio, koniec był jaki był. W kontekście objęcia kadry narodowej Smudę – opromienionego sukcesami w Widzewie Łódź wymieniano już w drugiej połowie lat 90., gdy przegrał głosowanie audiotele z Januszem Wójcikiem, którego dodatkowo wsparł prezydent Kwaśniewski. W tamtym czasie obaj panowie zasługiwali na pracę z reprezentacją, choć teraz wydaje się, że to Smuda powinien ją wtedy objąć. Byłoby lepiej, podobnie jak dla polskiej piłki i Wójcika byłoby lepiej, gdyby po IO w 1992 roku faktycznie młodzieżowi srebrni medaliści zastą-piliby w dużej mierze pierwszą drużynę. To już historia, zarówno Wójcik, jak i Smuda nie żyją. Śmierć każdego z nich była głośnym wydarzeniem, szeroko dyskutowano z tej przykrej okazji o ich karierach.

Prezentowana pozycja młodego dziennikarza Jana Mazurka dokumentuje życiorys Smudy, który wprowadził na polskich boiskach termin „press”. Pressowanie, długie interwały w latach 90. stanowiły nowość, ożywiły metody treningowe, taktyczne. Smuda ściągnął je z lat pracy na obczyźnie, gdzie próbował również dorobić się na pracy fizycznej. Poznał różne smaki życia – z dużymi pie-niędzmi i zupełnym ich brakiem. Jego lapsusy językowe przeszły do historii, jak również legendarne potyczki Widzewa z Atletico Madryt, Borussią Dortmund w LM, walka o mistrzostwo Polski z od-wiecznym rywalem Legią Warszawa, którą ostatecznie również trenował. Pracował też z Wisłą Kraków finansowanej przez Bogusława Cupiała. Dla tego bogacza mistrzostwo kraju bez awansu do Ligi Mistrzów nie było wystarczającym argumentem, żeby związać się ze Smudą na dłużej. Zapisał piękną kartę w Lechu Poznań w czasie rozwijającej się kariery Roberta Lewandowskiego jeszcze na krajowym podwórku.

O Euro 2012 nie ma sensu wspominać, choć trzeba jasno powiedzieć, że dłuższymi fragmentami Polacy potrafili zagrać ofensywny, fajny do oglądania futbol – o niebo lepszy niż nie-dawne mecze za kadencji Michała Probierza. Smudę jednak zlinczowano, a swoje kilka groszy do-rzucił 24-letni wówczas Lewandowski, który po Euro 2012 po raz pierwszy zasłynął z tendencji do publicznej krytyki trenerów, która w późniejszych latach wpływała na decyzje o zwolnieniach. Jedyna dobra wiadomość po śmierci Smudy polega na tym, że krytyczne głosy ucichły i o wiele bardziej środowisko piłkarsko-dziennikarsko-kibicowskie doceniło tę zasłużoną, barwną i zabawną postać, u której wszystko zgadzało się jak w alfabecie: od A do O. Pozycja zawiera wkładkę ze zdjęciami, przypisy końcowe. Oprawa twarda, szyta. Bardzo polecam.