Autor: Tomas Forro Wydawnictwo Czarne
Autor jest słowackim reporterem, który opisuje wojnę rosyjsko-ukraińską z wielu punktów widzenia. Interesował się konfliktem jeszcze na kilka lat przed agresją z lutego 2022 roku, kiedy jako wolontariusz był świadkiem aneksji Krymu i wojny o Donbas. Potem, gdy wojna rozszerzyła się na cały ukraiński kraj, obserwował ją z różnych miejsc. Na przykład, z terenu Białorusi, patrząc na wojnę hybrydową jaką reżim Łukaszenki podejmował w stosunku do państw ościennych nasyłając tam uchodźców specjalnie ściąganych w tym celu z Bliskiego Wschodu i nie tylko. Dotyczyło to Słowacji, Litwy, a przede wszystkim Polski. Oglądał wojnę z terenu Mołdawii, odzwierciedlając punkty widzenia przeciętnych mieszkańców tego pozostającego w cieniu Moskwy państwa. Niby niezależne, a satelita Rosji. Ale jednak nie do końca. Mołdawią rządzą bowiem zza kulis różnego rodzaju korpo-racje, nieporównywalne z zachodnimi, ale na swoim terenie robiące potężne interesy. Organizacje te, po części o charakterze mafijnym, nie są wcale zainteresowane poddaństwem wobec Kremla, bo wówczas popadliby w uzależnienie od rosyjskich oligarchów czyli znacznie silniejszych i potężniej-szych konkurentów w biznesie. Chcą zachować quasi demokratyczny ustrój Mołdawii, bo tylko w jego ramach mogą zarabiać i prać brudne pieniądze. Dlatego popierają władze mołdawskie w utrzy-mywaniu resztek niezależności w stosunku do Rosji.
Forró miał dostęp do wielu linii walk, bo ukraińskie ministerstwo obrony nadało mu status wojsko-wego. Jest więc niemal wszędzie, zagląda do okopów, ziemianek, zrujnowanych domów na zapleczu. Interesuje go często to co pomijają na ogół inni dziennikarze relacjonujący ten konflikt. Na przykład, pola bitwy wojny energetycznej. Bo nie chodzi tylko o strzelanie do ludzi i bombardowanie ich do-mostw. Ważne jest również niszczenie elektrowni i transformatorów zaopatrujących miasta w prąd. Autor przyznaje, że przebywanie w zurbanizowanym i cywilizowanym kraju, w którym nie ma prądu to destrukcyjne uczucie. Po zmroku przyjazne w dzień ulice zamieniają się w dekoracje rodem z horrorów, a wykształcona w ciągu dnia orientacja w ciemności na nic się nie przydaje, bo nawet skrzyżowania ulic i zarysy wielkich budynków wprowadzają w błąd. Ponadto pułapkami stają się nierówne krawężniki i dziury w chodnikach, pozostałości po reżimie sowieckim. Wymierzone w urządzenia prądotwórcze ciosy dronów i rakiet w analogiczny sposób odnoszą się do gazowni i wo-dociągów. W epoce dronów wojen nie wygrywa się tylko na frontach militarnych.
Autor nie kryje swoich emocji jako postać uczestnicząca w rozgrywce między życiem a śmiercią. Jest nerwowy, impulsywny. Denerwuje pewnego kierowcę, Niemca, który wkurzony sugeruje kolegom rzucenie reportera na pole minowe, ku zadowoleniu – jego zdaniem – nawet samych Słowaków. Z kolei Tomaša denerwuje jego kierowca z pobytu w Mołdawii, Pavel, który najpierw wydaje się stać po stronie dzielnych Ukraińców, ale potem zauważa, że jest ich za dużo w Kiszyniowie i panoszą się, przy czym to ostatnie polega na tym, że siedzą w dużych grupach w restauracjach i śpiewają pieśni patriotyczne. A to przecież denerwuje Ruskich! A w ogóle, według Pavla, Ukraińcy powinni sporo zmienić w sobie samych, na przykład przestać być faszystami, no i zmienić swój rząd na nastawiony przyjaźnie do Moskwy, wówczas odżyłyby dawne dobre stosunki pomiędzy obu krajami.
Pozycja autora jest na tyle niezależna, że część jego materiału reporterskiego została zakwestionowana przez stronę ukraińską. W książce są fragmenty dotyczące między innymi konfliktu pomiędzy prezydentem Żełeńskim a naczelnym dowódcą sił zbrojnych Ukrainy Żałużnym, w tym nieudanej próby zaaresztowania tego ostatniego. A także obraz państwa jako przeżartego korupcją na wszelkich szczeblach administracyjnych. Książka bardzo interesująca, absorbująca i wnosząca dużo nowej wiedzy o tej wojnie. Piotr Kitrasiewicz