Autor: Marcin Świetlicki Wydawnictwo Wolno
Nakładem wydawnictwa Wolno ukazał się kolejny tomik wierszy Marcina Świetlickiego. W prezentowanym zbiorze, powstałym między 2019 a 2022 rokiem, teksty układają się w pewnym porządku.
Poeta – podobnie zresztą jak w debiutanckim tomie Zimne kraje i innych – zaczyna od akcentu biblijnego. Sympatycy twórczości mogą przypomnieć sobie choćby wiersz Dwa słowa (ze zbioru Drobna zmiana, wyd. 2016), w którym osoba mówiąca w sposób ironiczny – nawiązując do Ewangelii św. Jana – wyraża obawę o to, co nastąpi po “Słowie”. W utworze otwierającym najnowszy zbiór, obok ironii, chłodnej analizy i błyskotliwej konkluzji, na które u Świetlickiego zawsze można liczyć, jest też miejsce na odrobinę współczucia. Bohaterowie Początku nowej książki są ślepo przekonani, że samo “mówienie do niego” (modlitwa?) wystarczy, aby czuć się bezpiecznie, co więcej, daje prawo do roszczenia pretensji, tymczasem okazuje się, że “on” zniknął, to “ktoś inny odbiera młodość” (s. 5). Motyw takiego “funkcjonowania we śnie” pojawia się jeszcze kilkakrotnie w pierwszej części zbioru. Podmiot liryczny – wnikliwy obserwator – niby obojętnie, a jednak z ubolewaniem przygląda się pogrążonemu w letargu światu.
Ów marazm prześladuje także bohaterów wierszy, które stanowią komentarz do spraw społeczno-politycznych. Poeta ludzi nazywa: “gębami na nogach”, “narzędziami płciowymi schowanymi w domach” (s. 26), o Polsce pisze: “a teraz chyba nie ma na nic czasu/i chyba nie ma już żadnej dobroci/horyzont zjada pospiesznie horyzont/nierządnik żądny rządzić” (s. 33), współczesną poezję dosadnie podsumowuje: “w rankingu tematyki wierszy przemoc jest na pierwszym/na drugim klimat/na trzecim wyklęci” (s. 29). To, jaką postawę przyjmuje podmiot liryczny w wierszach odnoszących się do tematów społeczno-politycznych, najlepiej streszcza fragment wieńczący debiutancki zbiór (pierwszy tekst z cyklu Polska): “A ja odczekuję ironiczną, gorzką/chwilę, krzywię się/i triumfalnie zaprzeczam” (M. Świetlicki, Zimne kraje, Warszawa 2002, s. 60).
W Sierotce autor bezpośrednio nawiązuje zresztą do Zimnych krajów – w wierszu o takim właśnie tytule, utworze, w którym pojawia się chyba najwięcej mroku, poczucia wyobcowania i paranoicznego wręcz strachu. Natomiast tytułowa Sierotka – dopływ Giełczewki, rzeki w województwie lubelskim – jest z kolei wspomnieniem dzieciństwa. Wywołuje ono dyskretne wzruszenie, tęsknotę, smutek, bezradność. “Ja liryczne” chłonie wszystkie te uczucia, oswaja się z nimi. W przeciwieństwie do innych przedstawicieli gatunku “ludziny” nie oszukuje się, że “nic nie pęknie oraz nic z pęknięcia nie wypełznie” (s. 6).
Jeśli – idąc tropem Stendhala – przyjąć, że wiersze Świetlickiego są zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu, „odbijającym raz lazur nieba, raz błoto przydrożnej kałuży” – a lektura staje się dla odbiorcy takim właśnie zwierciadłem – to barwy czystego nieba próżno w nich szukać. Przekonanie, że wokół panuje „ogromny porządek (…) połać nieskazitelnie czysta” (s. 7) jest tylko iluzją. W lustrze, które poeta niepostrzeżenie „przykłada nam do twarzy”, odbijają się słabość, zobojętnienie, próżność, samotność i niezdolność, a może raczej niechęć do pochylenia się nad refleksją, zwłaszcza tą gorzką. Owszem, konfrontacja z samym sobą, do której zostajemy sprowokowani, powoduje dyskomfort, ale tego właśnie oczekuje się od dobrej współczesnej poezji – ma „uwierać”.
Publikacja wydana w oprawie twardej, szytej. Bardzo polecam. Poprzednio na liście: “Polska : (wiązanka pieśni patriotycznych)” (P. 2/18).