Autor: Jean-Baptiste Andrea Wydawnictwo Znak Koncept
Jest to opowieść o miłości tyleż wielkiej, co nietypowej, z fabułą rozpisaną na kilkadziesiąt lat, obejmująca okres dojrzewającego, kwitnącego oraz gasnącego faszyzmu we Włoszech. „Włochy, królestwo marmuru i nieczystości. Mój kraj” – słowa te są jedną z rozlicznych refleksji głównego bohatera, Michelangelo Vitalianiego, zwanego Mimo. Urodził się z fizyczną ułomnością: jako karzeł. I chociaż natura wyposażyła go także w ogromny talent artystyczny wyrażający się kreowaniem niezwykłych, kamiennych rzeźb, to jego nienaturalnie niski wzrost stał się piętnem jego życia.
Drugim piętnem była bieda, w jakiej przyszedł na świat. Jedno i drugie przekreśliło możliwość związania się z kobietą, z którą zetknął się podejmując pracę dla arystokratycznej rodziny Orsinich. Viola była ich córką, a oni…cóż, mieli w zwyczaju, że nawet nie rozmawiali z rzemieślnikami, a jeśli ci pukali do ich bramy, wysyłali rządcę lub sekretarza. A Mimo i Viola pokochali się. Ich miłość była dziwna, nie pasująca do tego świata, a w każdym razie do świata wrzasku mężczyzn w czarnych koszulach, kultu wojny i siły. I wyniosłości ludzi uważających się za lepszych od innych. Miała w sobie coś metafizycznego, ponad ludzkiego. Była jak ogień rozpalony na przekór zimnu tego świata. Kiedy tracili siebie z oczu, ich drogi znowu się przecinały. Nie mieli szansy, żeby być razem na stałe, a Mimo swojeuczucia coraz mocniej i głębiej umieszczał w dziełach swego dłuta, aż stawały się tak niezwykłe, jak jego miłość do Violi.
Nic dziwnego, że w końcu uznano go za geniusza. Narracja rozpoczyna się od obrazu bohatera na łożu śmierci. Odtwarza przed sobą, czyli przed czytelnikiem, swoje życie, od momentu, kiedy jako małego chłopca wywieziono go do Francji, skąd po kilku latach sprowadzono z powrotem do Włoch, ale już z kolejnym piętnem, tym razem „Francuzika”, co w okresie pierwszej wojny światowej, mogło być niebezpieczne. Akcja powieści rozgrywa się w latach 1904-1986 czyli w okresie życia Mimo, który umiera w klasztorze, spędziwszy w nim czterdzieści lat. Nie był zakonnikiem, a w każdym razie nigdy nie złożył ślubów. Każdy kolejny opat pozwalał mu dalej mieszkaćpod jednym dachem z mnichami, co miało być docenieniem artystycznych zasług Vitalianiego, tworzącego głównie dzieła o tematyce religijnej. Kiedy rozstawał się z życiem, bracia zakonni otaczali kręgiem jego łoże, co było wprawdzie klasztornym zwyczajem, ale w tym przypadku chodziło także o coś innego.
Była to ostatnia szansa na usłyszenie z ust umierającego, czegoś na czym bardzo im zależało, czegoś mającego związek z jego sztuką, a szczególnie z tajemnicą jednej z rzeźb. Uhonorowana Nagrodą Goncourtów 2023 powieść Jean-Baptiste Andrei jest liczącym ponad pięćset stron obszarem zagospodarowanym przez piękną prozę. Epickość tej książki idzie w językowej parze z subtelnością i niezwykłą aurąkompozycyjną budującą nie tylko uczucia pary głównych bohaterów, ale w ogóle dystans do przemijających wartości tego świata, nie mówiąc o jego okropnościach. Wzniosłość tego dzieła nie ma nic wspólnego z patosem czy egzaltacją, bo autor wykreował ją niejako między wierszami, posługując się poetyką westchnienia i szeptu, zamiast zmysłowej pieśni czy nawet duchowo-platonicznej ekscytacji. Narracja nie nuży, i chociaż toczy się powoli, nie ma w niej ospałości, bo lekkość pióra autora potrafi nadać statycznej fabule intrygującą wymowę. Dla koneserów dobrej literatury. Polecam. Oprawa twarda, szyta. Piotr Kitrasiewicz