Autor: Marlon James Wydawnictwo: Echa (Czarna Owca)
Wow. Marlon James znowu to zrobił. Laureat Bookera za „Krótką historię siedmiu zabójstw” (p. 22/16) nie może przestać być doskonały. Gdy zapowiedział trylogię fantasy, część krytyki i czytelników spodziewała się czegoś w rodzaju odcinania kuponów od zdobytej już sławy i pomnażania majątku pisaniem czytadeł w popularnym gatunku. Złośliwi nie poprawią jednak sobie humoru. „Czarnym lampartem i czerwonym wilkiem” James tchnął nowe życie w przestarzały format, dał impuls, pokazał, że można ożywić trumienkę. Autor korzysta co prawda ze sztafażu gatunkowego, ale czyni to w minimalnym zakresie, tak jakby od początku przeczuwał, że nie wypada się powtarzać. Szansę zwietrzył w afrykańskich wierzeniach. Główny bohater jest myśliwym, zwanym Tropicielem. Poznajemy go jako dowódcę grupy poszukiwawczej, mającą na celu odnalezienie pewnego chłopca. Początkowo czytelnik zostaje zdezorientowany. Wmawia mu się, że los tegoż dziecka pozostaje bez znaczenia, ale nie będzie to do końca prawda. Niemniej po drodze (powieść ma ponad 700 stron) odbiorca powieści dostanie tyle różnorodnych bodźców, podanych do tego w polifonicznej formie z sięgnięciem po strumień świadomości, że nikt nie powinien czuć się zawiedziony. Dojrzała tematyka miesza się tu z rozrywką literacką najwyższego standardu. Jeśli ktoś nie wie, od czego zacząć lekturowy romans z fantastyką, niech zaczyna od powieści Jamesa. Oprawa twarda, szyta. Bardzo polecam. Poprzednio na liście: „Diabeł urubu” (p. 6/19).