Autorka: Irena Małysa Wydawnictwo: Mova
Uwaga, dobry debiut! Irena Małysa w posłowiu zasygnalizowała możliwość kontynuacji, co z pewnością ucieszy większość czytelników powieści „W cieniu Babiej Góry”. To rasowy kryminał.
Reguły tej gry są doskonale znane. W Polsce gatunek ten cieszy się ogromną popularnością, coraz trudniej się przebić nowym autorom. Małysa nie musi się o to martwić. Z odwagą, zarazem z etyką, wraca do sprawy katastrofy lotniczej, do której doszło 2 kwietnia 1969 roku w Beskidzie Żywieckim. Zginęło wówczas 53 osoby, nikt nie przeżył. Lot z Warszawy do Krakowa, dobre warunki pogodowe. Śmierć poniósł wtedy chociażby znany językoznawca Zenon Klemensiewicz i syn ministra komunikacji.
Autorka wraca do tych dramatycznych wydarzeń, poprawnie je rekonstruuje między innymi na podstawie rozmów ze świadkami, wykorzystuje w fabule jedną z ciekawszych hipotez na temat katastrofy. Równocześnie prowadzi akcję współcześnie (w 2019 roku). Teraz w tak pięknych okolicznościach przyrody dzieje się wcale nie mniej niż w przeszłości. Główna bohaterka (policjantka Baśka Zajda) wraca – zesłana ze służby w Krakowie – w rodzinne strony do wsi Zawoja.
Rozpoczyna pracę w miejscowym posterunku, próbuje odnowić dawne znajomości. Na wieczorze panieńskim jej przyjaciółki dochodzi do tragedii. Niedoszła panna młoda zostaje znaleziona martwa, a śledztwo wywiąże kolejne intrygujące wątki. Dynamiczna historia, niebanalny koncept, wykorzystanie kolorytu lokalnego, a nawet poruszenie relacji polsko-ukraińskich. Dużo, prawda? Ale wszystko się zmieściło. Oprawa miękka, klejona.