Bareja Katarzyna Żaby w śmietanie

Żaby w śmietanie, czyli Stanisław Bareja i bliscy

Bareja Katarzyna Żaby w śmietanieAutor: Katarzyna Bareja                                       Wydawnictwo: Axis Mundi

 

Jeśli ktoś zapomniał, ile znaczy dla historii kina polskiego Stanisław Bareja, wystarczy, że przeczyta wstęp książki „Żaby w śmietanie”. Jest ona dziełem córki tego wybitnego i kultowego (nader rzadkie połączenie) reżysera – Katarzyny Barei. Dzieło – to brzmi dumnie. Ale daremnie chyba szukać w tej sytuacji innych słów, kategorii itp.

Autorzy tego typu publikacji ponoszą ogromną odpowiedzialność. Po pierwsze, mogą naruszyć w jakimś stopniu strukturę rodziny (vide drugi człon tytułu: „Stanisław Bareja i bliscy”), wywołać złe wspomnienia w efekcie jednej tylko błędnej decyzji co do selekcji materiału epistolarnego. Po drugie, muszą przekopać kilometry źródeł. Po trzecie wreszcie, spada na nich obowiązek zachowania proporcji między wkładem własnym a kredytem zaciągniętym w rzeczach znalezionych. W „Żabach w śmietanie” każda z tych pułapek została perfekcyjnie ominięta.

Katarzyna Bareja jako filmoznawczyni i psychoterapeutka ma wysoką świadomość słowa pisanego oraz jego wymogów i specyfiki. Ogarnęła o wiele większą całość niż może się na pozór wydawać. Życie ojca to jedno, ale losy bliskich (zgodnie z tytułem) to drugie. Fragmenty wspomnień Stanisławy Barejowej (matki Stanisława) – wyróżnione tekstem wydrukowanym na stylizowanym na pożółkły papierze – to podróż do samego wnętrza początku XX wieku. Pani Stanisława zagarnęła go niemal w całości. Żyła bowiem w latach 1905-1990. Kolejny rarytas stanowi pamiętnik Stanisława Barei z lat szkolnych (1947-1948). W czasie lektury odniosłem wrażenie, że między wierszami można z nich wyczytać styl przyszłych filmów autora zapisków: konkretny (z doskonałym opanowaniem rzemiosła), z subtelną goryczą i niezastąpionym poczuciem humoru.

W następnym rozdziale narracja przerzucona jest na współpracowników reżysera, ale ze świetnie wprowadzonym wątkiem wielkiej miłości Stanisława i Hanny; miłości zakończonej szczęśliwym małżeństwem. Historia tej – romantycznej przecież ze względu na przedwczesną śmierć artysty – miłości budzi rozrzewnienie równoważone natychmiast anegdotami. Warto zajrzeć choćby na chwilę na 135 stronę, aby pojąć skalę komicznego talentu Barei. Muszę teraz wspomnieć o teoretycznym przygotowaniu reżysera do tak chętnie uprawianego przez niego gatunku filmowego. Gdy w końcowych partiach książki autorka pisze już bezpośrednio od siebie, czytelnik natrafi na kapitalny wykład Barei właśnie na temat komizmu, wygłoszony dla studentów w Sosnowcu (nawiasem mówiąc kolegów Katarzyny studiującej na Uniwersytecie Śląskim).

W rozdziałach poprzedzających finałową kodę mamy rozdział pt. „Osiedle autorów” – na wskroś varsavianistyczny, zwłaszcza miłośnicy i mieszkańcy Mokotowa poczują się w nim jak u siebie. Nie zabrakło miejsca na podsumowanie licznych epizodycznych występów familii Barejów w filmach Stanisława – który takoż uwielbiał grywać niewielkie role u samego siebie. Prawie jak Hitchcock. Ale prawie w tym przypadku nie czyni wielkiej różnicy. Stanisław Bareja nie mógł wymarzyć sobie piękniejszego hołdu. Tekst uzupełniają zdjęcia i rysunki reżysera – zabawne rzecz jasna, przepełnione miłością i domowym ciepłem prosto z ulicy Fitelberga. Oprawa twarda, szyta.