Autorka: Ann Rule Wydawnictwo: SQN
Wydawca przytomnie ostrzega, że treść książki nie jest przeznaczona dla osób wrażliwych i niepełnoletnich. Ann Rule (zmarła w 2015 roku) była jednym z najwybitniejszych ekspertów i autorów true crime. Nikt inny nie potrafiłby opisać w tak imponujący sposób historii Gary’ego Ridgwaya – oficjalnie mordercy czterdziestu ośmiu kobiet; oczywiście ofiar mogło być więcej. Ridgway lubił powtarzać, że najbardziej obawia się, iż mógł zapomnieć o niektórych ofiarach i miejscach, w których je zostawił. Ten potwór w ludzkiej skórze działał blisko przez dwie dekady (1982-1998). Metody śledcze – zwłaszcza badania DNA – nie były jeszcze tak rozwinięte, aby szybko schwytać zbrodniarza, który, nawiasem mówiąc, w szkole nie uchodził za specjalnie inteligentnego. Mordował głównie w okolicach Seattle, na ofiary wybierał zazwyczaj prostytutki („Wybierałem prostytutki, ponieważ sądziłem, że mogę zabić tyle, ile chcę, i nikt mnie nie złapie”), a ciała porzucał w rzece Green River. Autorce bardzo zależało na odtworzeniu portretów zabitych kobiet. Jako że były prostytutkami o większość nikt się nie upominał, pozostawały samotne zarówno za życia, jak i po śmierci. Dlatego Rule zdecydowała się na stworzenie wykazu postaci – tak właśnie nazywa ofiary. Na końcu książki znajdują się ich fotografie. To tylko preludium do masy szczegółów, na których wspiera się opasłe tomiszcze. Żmudna praca policji, najlepszych detektywów została zrekonstruowana równie świetnie jak cała reszta (mordy, a także mordy niedoszłe – czasem dochodziło do czegoś, co można określić mianem darowanego życia). Ostateczne Ridgway został aresztowany w 2001 roku. Książka znakomita, do długiej lektury na długie jesienne wieczory. Dla fanów true crime pozycja obowiązkowa. Oprawa twarda, szyta. Bardzo polecam. Poprzednio na liście: „Ted Bundy. Bestia obok mnie” (p. 18/2021).