Tydzień z życia Adeli

Autorka: Agata Suchocka                                                  Oficyna Wydawnicza Silver

 

Agata Suchocka mierzyła się już z kilkoma gatunkami literackimi: groza, s-f, obyczaj. Jej najnowsza powieść „Tydzień z życia Adeli” mieści się w obrębie tego ostatniego z wymienionych. Literatura obyczajowa kojarzy się – niejako machinalnie – z rozrywką, oczywistym i obowiązkowym happy endem, prostą fabułą z umiarkowanymi – jeśli w ogóle występującymi – komplikacjami. Suchocka w „Tygodniu z życia Adeli” podąża w zupełnie innym kierunku, przekracza gatunek chociażby przez zręczne wprowadzenie wątku sensacyjnego; a przynajmniej takim się jawiącego w początkowej fazie, lecz im więcej zaskoczeń, tym lepiej. Pierwsze następuje – a jakże – już na poziomie prologu. Tytułowa bohaterka jest postacią skrajnie wyeksploatowaną, co też nieczęste w polskiej literaturze obyczajowej.

Oczywiście, zdarzają się powieści tego typu, w których zazwyczaj ktoś zaczyna na nowo po gigantycznej klęsce. W prozie Suchockiej – przez dłuższy czas – czytelnik będzie odnajdywał śladowe ilości optymizmu, który i tak okaże się fałszywy. Adela, owszem, zacznie na nowo, ale bynajmniej nie chodzi o osiedlenie się w domku nad jeziorem i karmienie drobiu. Adela schrzaniła niemal wszystko tak perfekcyjnie, że w końcu musiały dogonić ją demony przeszłości. A jest kobietą wkraczającą w siódmą dekadę życia. Czy odnajdzie w sobie siłę, aby stawić czoła realnym problemom, których w ostatnich latach skutecznie unikała? Z trudem wypracowana jako taka rzeczywistość w jako takiej teraźniejszości legnie w gruzach za sprawą spotkania z mężczyzną około trzydziestki (Adam). „Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż się ich śniło waszym filozofom”. Tak to jakoś leciało.

Adela nie będzie już mogła uciekać w monolog wewnętrzny prowadzony w towarzystwie paprotki, którą regularnie podlewa czystą wódką zamiast czystą wodą. Ten, de facto, przerażający, chwyt jest jak zastawienie sideł na czytelnika, który po prostu zaczyna być ciekawy, co dalej się wydarzy. A paproć z marszu pojawia się we wspomnianym prologu. Z rozmów z rośliną można sporo się dowiedzieć. Rzućmy okiem na ten cytat: „Choć w dzisiejszych czasach kobiety w moim wieku zasuwają, jakby wciąż miały motorek sam wiesz gdzie. No choćby ta, co grała Alexis. Albo Helen Mirren. Wiem, wiem, nie jestem podobna ani do jednej, ani do drugiej”. Adela zachowuje subtelne poczucie humoru – prawdopodobnie sama się nim oszukując – ale niedługo po wypowiedzeniu przytoczonych właśnie słów do śmiechu jej nie będzie. Czy nadzieją można nazwać przypadkowe i romantyczne spotkanie z drugim mężczyzną, w wieku zbliżonym do naszej bohaterki? Bezpośrednia odpowiedź znajduje się w tekście, więc kiedy trzeba, bądźmy tajemniczy.

Trudno jednak nie wspomnieć, że Zygmunt – tak właśnie ma na imię ów elegancki jegomość; traf chciał, że Adela w identyczny sposób nazwała paprotkę; a to już metafizyka – jest wziętym pisarzem, co wywołuje zresztą kilka potrzebnych tej fabule scen komicznych (prokurują je również dwie przyjaciółki Adeli), który w bibliotece słyszy następujące zdanie: „Miałam nadzieję, że namówię pana na spotkanie autorskie, ale skończył nam się budżet na ten rok”. Przedstawiciele bibliotek wiedzą, o co chodzi. W powieści Agaty Suchockiej ludzie smucą się i żartują naprzemiennie. Mierzą się z traumą nałogu alkoholowego, ale umawiają się też na spacery z kijkami. „Tydzień z życia Adeli” to jedna z bardziej intrygujących nowości w literaturze obyczajowej. Oprawa miękka, klejona. Bardzo polecam. Poprzednio na liście: „O jeden krok za daleko” (p. 15/2020).