Traktat o dobrym przygotowaniu się do śmierci

Autor: Św. Robert Bellarmin

Wydawnictwo: Rosa Mystica

 

Propozycja wydawnictwa Rosa Mystica to polskie tłumaczenie traktatu „De arte bene moriendi” Roberta Bellarmina, Doktora Kościoła, które ukazuje się jako czwarty tom serii „Patrologia Tridentina”. Akademicka z wyglądu, polska-łacińska edycja, poprzedzona 200-stronicowym wprowadzeniem (acz – zaznaczmy – przedrukowanym za książką z 1930 r., przygotowaną przez jezuitów, zatroskanych niepamięcią o świętym) jest poważną nowością, przynajmniej biorąc pod uwagę dotychczasowe upodobania wydawnictwa. Rosa Mystica to nade wszystko katolicka fundacja, specjalizująca się w krzewieniu Słowa Bożego, walcząca z „głoszeniem ewangelii bez krzyża” i „marginalizowaniem udziału Maryi w historii zbawienia” (cytat za statutem, drukowanym też w kolejnych książkach RM). Misję wydawnictwa fundacji znaczą tytuły publikacji, kierowanych do spragnionych pocieszenia duchowego w mrocznych czasach, jak choćby: „Zraniona owieczka”, „Czyńcie, cokolwiek wam powie” albo „Czas Maryi” (w przygotowaniu). Znajdujemy też publikacje kierowane do stęsknionych za duchowością czasów przedsoborowych, oczekujących bliższego zjednoczenia społeczności rzymskich katolików z postawą stania na straży dogmatu i tradycji – tu choćby przygotowywana „Msza Święta Trydencka” może być wyrazistym reprezentantem.

Dobrze więc, że praca ks. Jakuba Korczaka – tłumacza tego dzieła – uzyskała imprimatur i odpowiednią oprawę w ramach osobnej serii tegoż wydawnictwa, gdzie prezentuje się nieco godniej – mamy bowiem do czynienia z XVII-wiecznym traktatem teologicznym, świadectwem kultury kontrreformacji, ważnym tekstem zarówno z punktu widzenia dziejów duchowości katolickiej, jak i dziejów polskich translacji książki religijnej. Byłoby dziwne wydać tego klasyka światowej teologii katolickiej obok średniej klasy wydawnictw „pocieszycielsko-rozmodlonych”.

Bellarmin to postać istotna i znana, Doktor Kościoła i święty, raczej więc warto przypomnieć o istnieniu XVII-wiecznych świadectw jego recepcji na ziemiach Rzeczypospolitej, w tym przekładu z 1621 r., który na szczęście stał się inspiracją i pomocą także ks. Korczakowi. Ostatni polski przekład ukazał się natomiast 125 lat przed obecnym, jako kolejne ogniwo w długim łańcuchu recepcji świętego, co czyni dzieło prawdziwym longsellerem – toteż dziwi pomstowanie wydawnictwa RM na „opłakany stan rzeczy”, wiele cennych książek staropolskich spotkał gorszy los. Zaznaczmy też, że traktat Bellarmina został w obecnej edycji rozbity na dwie książki – ta obecnie prezentowana czytelnikowi to niejako volumen 4.1, ciąg dalszy znajdzie się w piątym tomie serii „Patrologia Tridentina” – co koresponduje z pomysłem samego autora, by dzieło podzielić na dwie partie.

Znajomość tematu i języka, oparcie w tradycji przekładów staropolskich oraz porównawcza lektura rozrzuconych po Europie wariantów i edycji łacińskiego oryginału (od 1620 do 1823 r.) stanowią mocną stronę tej publikacji, co nieczęsto zdarza się publikującym księżom. Działania wydawnictwa Petrus stanowią dobry przykład i przestrogę (z pominięciem znakomitego śp. ks. Jana Kracika, historyka-archiwisty), co każe pokładać spore nadzieje w działaniach konserwatywnej fundacji Rosa Mystica.

Czytelnik-profesjonał może je uznać za naiwne i będzie miał sporo racji. Nawet bez uważnej lektury łatwo stwierdzić, że ta praca, wymagająca akademickiego głosu doradczo-krytycznego, zadowala się biskupim imprimatur, publikacja bowiem nie daje żadnych informacji o procesie recenzowania w jakimkolwiek ośrodku uniwersyteckim. Książka nadto została wydrukowana bardzo szybko po uzyskaniu przyzwolenia magistratury – to zaś jest datowane na 15 listopada 2021 r., zaś recenzent słowa te pisze pod koniec stycznia 2022, gdy książka od tygodni oczekuje na opinię. To zdecydowanie zbyt krótki czas, jeśli poważnie myśli się o wysokiej jakości publikacji.

Jak wspomniano, obszerne wprowadzenie do lektury zostało przedrukowane z innej książki, skądinąd wartościowej – „Święty Robert Bellarmin T.J. […] według najnowszych i najpoważniejszych autorów”. Książkę wydali krakowscy jezuici w 1930 r. i przypomnienie tej pracy wydaje się ciekawym, ale i kontrowersyjnym zabiegiem. Tłumacz z całą pewnością dogłębnie zapoznał się z traktatem Bellarmina i trudno uwierzyć, że nie miał pomysłu na własne wprowadzenie, prezentujące zarówno skrót biografii świętego, jak i objaśnienie samego „Traktatu…”. W obecnej postaci edycja ta wydaje się pod pewnymi względami pójściem po najmniejszej linii oporu i próbą sztucznego wydłużenia książki (tym bardziej, że biografia Bellarmina z 1930 r. sama mogłaby stać się podstawą kolejnej książki wydawnictwa Rosa Mystica). Zabieg ten wydaje się nieuzasadniony.

Na uwagę zasługuje także zmarginalizowanie tradycji, na której budował Robert Bellarmin. Polskie tłumaczenie tytułu – „Traktat o dobrym przygotowaniu się do śmierci” – jest błędne, dzieło wszak nazywa się „De arte bene moriendi”, a więc „O sztuce dobrego umierania”. Tłumacz przyznał się do wprowadzenia zmiany, ale zrobił to dość niefrasobliwie, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak wiele odbiera Świętemu Doktorowi Kościoła, który nawiązał do wielkiej, średniowiecznej tradycji traktatów tego typu. Podręczniki dobrego umierania stanowiły istotny składnik dawnej kultury mortualnej, niemałej klasy intelektualiści mieli na koncie takie dzieła, by wspomnieć tylko Jana Gersona czy – naszego krajana – Mateusza z Krakowa. Obecnie pieczołowicie badane i profesjonalnie wydawane (wystarczy przypomnieć nawet świeże książki i edycje Profesora Macieja Włodarskiego!) pokazują, że „ars moriendi” istotnie była sztuką w starożytnym sensie tego słowa (czyli czymś, czego można się nauczyć, przechodząc punkt po punkcie do określonego celu, kierując się pewnymi zasadami) – dokładnie tak samo o swoim traktacie myślał Św. Robert Bellarmin i trudno uwierzyć, że tłumacz nie wyczuł zasady konstrukcyjnej dzieła, które przekładał. Szkoda, bo XVII-wieczny traktat „De arte bene moriendi” mógłby stać się cennym ogniwem badań nad wielką tradycją literacką i teologiczną, a tak po prostu zawiśnie w czytelniczej i badawczej próżni.

Książkę polecam jako świadectwo, późne ogniwo niemałej wagi motywu literacko-ikonograficznego, zarazem licząc na poprawę i zadośćuczynienie ze strony wydawnictwa Rosa Mystica, skoro ma się pojawić ciąg dalszy przekładu Bellarmina w osobnym tomie. Recenzja niechaj więc zostanie potraktowana jako forma zadania pokuty.
Z pokorą i ubolewaniem,
etc. etc.