Staniszewski Mariusz Kartel

Kartel

Staniszewski Mariusz KartelAutor: Mariusz Staniszewski                                                       Wydawnictwo: Zysk i S-ka

 

Wrocław, czasy współczesne. Dziennikarz młodego pokolenia (Krzysztof Fronisz) wpada na trop gigantycznej afery związanej z projektem Riese (przypomnianym również w niedawnej powieści Remigiusza Mroza), czyli jednej z największych tajemnic nazistowskich Niemiec, której klimatyczne pozostałości można zwiedzać w Górach Sowich. Mariusz Staniszewski nie czeka. Akcja zawiązuje się niezwykle szybko, gwałtownie – w zasadzie tuż po scenie otwierającej. Twórcy produkcji dystrybuowanych przez media strumieniowe doskonale wiedzą, że XXI wiek ukształtował nowy typ odbiorcy kultury, który decyzję o dalszym oglądaniu danego dzieła podejmuje statystycznie w ciągu pierwszych dziesięciu sekund.

W literaturze gatunkowej nie może być inaczej. Dlatego w prozie Staniszewskiego czytelnik ma tylko kilka chwil na złapanie oddechu i ewentualny uśmiech. Znamienne, że autor czyni to za pomocą gangstera „Blizny”. Ten drugoplanowy bohater w świecie przedstawionym funkcjonuje jako postać anegdotyczna. Bohaterowie pozytywni nie mają bowiem czasu na dobry humor; zresztą jest ich doprawdy niewielu. Lektura „Kartelu”, choć dynamiczna, wywołuje mroczną refleksję. Czy przypadkiem rzeczywistość rodem z darknetu nie wypełzła z sieci na powierzchnię ziemi? Ilu szeryfów na wzór Willa Kane’a z filmu „W samo południe” jeszcze chodzi po świecie?

Pełne odpowiedzi na te pytania strefy komfortu raczej nie poszerzą, ale w literackiej fikcji życie i ludzi można uczynić lepszym. Dlatego protagonista powieści nie schodzi na złą drogę, do samego końca zachowuje twarz, wypełnia wszystkie polecenia z „Przesłania Pana Cogito”; co więcej doskonale je rozumie. Wie, że „oni wygrają”, ale mimo tej wiedzy nie poddaje się. Fakt, że otworzył puszkę Pandory (dziś mówią puszkę z Pandorą) również niczego nie zmienia w jego postawie. Krzysztof Fronisz ma coś z bohatera romantycznego – z tą istotną różnicą, że jest zdolny do czynu.

W tym kontekście należy jeszcze dodać, że nie zostaje w zderzeniu z fatalnymi wypadkami osamotniony. Pomaga mu szlachetna starszyzna, ludzie, którzy znają wagę słowa „patriotyzm”, potrafią działać w ukryciu, w imię wyższego dobra rezygnują z poczucia całkowitego bezpieczeństwa. Świadomość, że istnieją tacy ludzie pomaga. Świadomość, że istnieje „kartel” przeraża. Autor sugestywnie oddał powiązania polityki, biznesu, mediów, prawa i bezprawia, a nade wszystko przeszłości z teraźniejszością. W powieści mamy do czynienia ze światem przestępczym z prawdziwego zdarzenia. Ci chłopcy nie strzelają z kapiszonów na odpuście, zajmują się raczej sprzedażą marzeń, ale za ogromną cenę liczoną w człowieczeństwie.

Ile procent duszy zostaje w osobach skuszonych przez „kartel”? Za mało, żeby zło przestało być tak bardzo fotogeniczne. Staniszewski dyskretnie przemyca trafne aluzje co do kondycji moralnej państw ościennych (głównie Niemiec), stworzył poczet potworów polskich, którzy napotykają na zasłużony tor przeszkód na czele z Froniszem. Ten młody bohater przyjmuje wyzwanie bycia liderem peletonu jadącego poniekąd na stracenie. Jest to postawa, o której należy mówić zdecydowanie częściej w przestrzeni publicznej. „Kartel” wyróżnia się bardzo pozytywnie na tle całego mnóstwa powieści sensacyjnych wydawanych w Polsce. Autor użył konwencji gatunkowej, aby opowiedzieć o rzeczywistości i uświadomić skalę negatywnych zjawisk. Oprawa miękka, klejona. Bardzo polecam.