12 dni. Patchwork rodzinny

Autorka: Roksana Jędrzejewska-Wróbel
Wydawnictwo Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Josepha Conrada Korzeniowskiego w Gdańsku

Znana autorka literatury dziecięcej w zupełnie nowej odsłonie tworzy „12 dni. Patchwork rodzinny” – powieść dla dorosłych, w której historia pewnej rodziny rywalizuje o prym z portretem miasta, zajmującego szczególne miejsce w sercu pisarki. Mowa oczywiście o Gdańsku z Gradową Górą, Oliwą, cmentarzem Srebrzysko, Przymorzem, halą Stoczni i Wrzeszczem. Stąd pochodzi Róża, główna bohaterka książki, narratorka, którą poznajemy jako trzynastoletnią dziewczynkę i wraz z rozwojem fabuły mamy okazję obserwować, jak staje się dojrzałą kobietą, mężatką, matką, jak przemienia się jej życie a wraz z nią rodzina i przestrzeń miasta. Sprostuję od razu, że próżno tu szukać spektakularnych przeobrażeń czy wielkich przygód – ot zwyczajna wydawałoby się opowieść o ludziach, takich, jak my i z problemami takimi, jakie i nas dotykają. Rytm egzystencji bohaterów jest spokojny. Ktoś się rodzi, ktoś umiera, tak jest wszędzie i nie inaczej będzie u Migrowiczów. Warto zauważyć, że przywołane tu nazwisko rodowe kojarzy się z ruchem, płynnością oraz przynależnością – ważnymi motywami utworu. Wszystkie ukazane w książce postacie są silnie powiązane ze sobą nićmi, przewleczonymi od siostry do siostry. Roma, Dorota, Misia, Frania, Basia, Helena i Teresa to zestawienie kobiet tak różnych od siebie, aż trudno uwierzyć, że płynie w nich ta sama krew. „Siedem światów splecionych ciasno w klanowy warkocz” (s. 21) – w kobiecej metaforyce opisuje je narratorka. Przywołane, osobliwe bogactwo ciotek staje się błogosławieństwem dla Róży, która szuka u nich poczucia bezpieczeństwa, domowego ciepła i troski. „W tej rodzinie matki nie są zbyt miłe dla swoich córek” (s. 97), co innego cudze córki. Kobietom udaje się to ciepło odnaleźć i podarować w gwarnych spotkaniach przy wspólnym stole, ale też w ciasnej kuchni przy zupie, w organizacji życia w PRL-u, kiedy królują słynne kartki na towary i swoje trzeba wystać w kolejkach nie wiadomo, za czym, później we wzajemnym wsparciu w zdrowiu i chorobie, podczas świąt, wesel a przede wszystkim pogrzebów. Wspólne cierpienie ogrzewa serce a właśnie o cierpieniu i doświadczaniu utraty przede wszystkim opowiada ta książka. Śmierć, która pojawia się w tytułowych dwunastu nienastępujących po sobie dniach jawi się, jako sprawdzian dla tych, którzy zostają, nasuwa pytania o sens życia i naturę miłości.

Autorka książki podejmuje poważną, funeralną tematykę z dużym spokojem i łatwością mówienia lekko z czarnym humorem o tym, co skomplikowane i ciężkie. Coś czyni tę prozę na wskroś autentyczną i sprawia, że stanowi ona lustro dla wielu współczesnych rodzin. Mnie osobiście najbardziej ujmuje czułość, z jaką główna bohaterka przygląda się ciotkom i kuzynkom, troskliwość, z jaką ukazane w powieści kobiety traktują siebie nawzajem. Warto zanurzyć się w tej ciepłej historii, która choć o Migrowiczach, jest o nas samych i naszych domowych mikrokosmosach. Gorąco polecam. Oprawa twarda, szyta.