Autor: Zbigniew Masternak Wydawnictwo: Paśny Buriat
Siedem lat przyszło czekać na piątą cześć cyklu „Księstwo” autorstwa Zbigniewa Masternaka. Poprzedni tom pt. „Nędzole” zaprezentowaliśmy na piątym przeglądzie nowości wydawniczych w 2014 roku. Autor w tym czasie nie próżnował: wydawał inne książki, rozwijał karierę piłkarską syna. W kontekście literackim brakowało jednak najważniejszego ogniwa, za jaką zapewne sam Masternak uznaje kontynuację „Księstwa”: wielkiego na poły autobiograficznego projektu zaplanowanego na całe życie, który ma objąć każdy jego etap.
Do tej pory udało mu się opisać dzieciństwo w „Chmurołapie”, wczesną młodość, pierwsze poważne wybory i porażki w „Niech żyje wolność”, okres studiów w „Scyzoryku” oraz emigrację zarobkową w wspomnianych już „Nędzolach”. W „Księciu bez ziemi” bohater powraca z Francji, próbuje zacumować gdzieś na stałe, znaleźć przystań – i taką przystanią niewątpliwie okazuje się rodzina – ale wciąż dominuje w życiu księcia tymczasowość, poczucie niespełnienia, a jego biografia nadal wykracza poza pamięć jednostki.
Autobiografizm w ujęciu Masternaka stanowi bowiem kompozycję składającą się
z prawdy filtrowanej przez język literacki, konfabulacji wpisującej się w wymogi fikcji oraz szerokiej perspektywy społecznej rodem z pozytywizmu. Nie może być więc mowy o zwykłym zapisie wspomnień, które razem z dokumentacją fotograficzną mogłyby wzbogacić jedynie profile w mediach społecznościowych. Powieści są pisane przez Masternaka z konsekwencją, talentem i wiarą w to, że literatura coś ocala i portretuje na wieczność.
Ciąg dalszy burzliwych perypetii bohatera został osadzony na polskiej prowincji
w wersji małomiasteczkowej. Książę co prawda wciąż wraca myślami do rodzinnej wsi, kilka razy odwiedza Piórków – wydaje się, że nawet z nieskrywanym sentymentem mimo towarzyszącego bólu – ale jednocześnie wie, że nie chce wrócić do niego na stałe. Wieś
u Masternaka jest jak brzydkie znamię, które trzeba wywabić, żeby cokolwiek osiągnąć. Wieś u Masternaka nigdy nie była ani spokojna, ani wesoła. Wielkim wyczynem twórcy „Księstwa” jest wskazanie palcem wsi jako jednego z winnych. Oskarżenie prowincji występuje w polskiej kulturze znacznie rzadziej niż jej afirmacja czy mitologizacja. Przykłady da się mnożyć: młodopolska chłopomania, kino Jana Jakuba Kolskiego. Owszem, prowincja ma w sobie piękno idealne, ale Masternak z odwagą pokazuje mroczną stronę chociażby wiejskiego pochodzenia.
Start młodych ludzi ze wsi jest nadal nieporównanie trudniejszy w stosunku do ludzi z miasta. „Wieśniacy” są opóźnieni (sic!) względem mieszczuchów, a widać to jak na dłoni w postaci Księcia. Sąsiedzi z Piórkowa pogłębiali tylko dół społeczny, w którym znalazł się zaraz po odcięciu pępowiny. Sytuacji nie zmienia chwilowy powrót po latach. Symbolem wyklęcia bohatera z rodzinnych opłotków staje się wytykanie palcem podczas mszy świętej
w stylu: „A pamiętota, że ten ch… nie umi rwać truskawek?”. Na prowincji wartość człowieka nie mierzy się dziennym limitem znaków w edytorze tekstów. Normę wyrabia się fizycznie: albo tyraniem na roli lub budowie, albo siłą w remizie.
Taka prowincja zrodziła bohatera z krwi i kości, dla którego ucieczka staje się pozorną utopią. Książę doskonale wie, że Puławy (z bajecznym poczuciem humoru nazywane tu Upławami) są domem noclegowym dla człowieka jego formatu. Niby to trochę bezczelne, ale czy polska literatura nie potrzebuje protagonisty, który w końcu z odwagą stwierdzi, że zasłużył na więcej?
„Książę bez ziemi” to kolejny zapis tułaczki i skomplikowanego awansu społecznego bohatera. Jest już uznanym pisarzem, ale fakt ten wciąż nie przekłada się na status materialny, co zawsze budzi frustrację. Książę każdego dnia walczy o utrzymanie się na powierzchni świata, w którym więcej zasad od samorządowego polityka reprezentuje przestępca. Mimo że Książę wciąż pełni funkcję mecenasa samego siebie, co wydłuża osiągnięcie stanu spełnienia, znajduje się już bliżej pełni szczęścia. Punktem kulminacyjnym powieści są zdjęcia do filmu „Księstwo” w reżyserii Andrzeja Barańskiego – adaptacji trzech pierwszych powieści Masternaka, a potem pokaz gotowego już dzieła na festiwalu Dwa Brzegi w Kazimierzu nad Wisłą (2011). Książęca gwiazda wtedy zajaśniała.
Wartość innego typu powieści Masternaka stanowi możliwość odczytania ich jako prozy z kluczem. W „Księciu bez ziemi” najbardziej dostało się środowisku literackiemu związanemu z Krakowem. Autor rozdziela gromy na zakłamanych przedstawicieli bohemy, których ideały i kompetencje przegrały ze snobizmem. Książę dostąpił krakowskiej łaski, przez moment należał do grupy wybrańców, z której w porę sam się wykluczył, dzięki czemu zadebiutował w roli szpiega demaskującego fałsz współczesnych inteligenckich utracjuszy.
Masternak rozwija się wraz ze swym bohaterem. Jego wzrastającą świadomość literacką widać chociażby w sprytnym włączeniu w fabułę „Księcia bez ziemi” noweli filmowej „Jezus na prezydenta”, wydanej pierwotnie w 2010 roku. Autor skorzystał z okazji i przypomniał poprzez kreatywne wznowienie ważny tekst, ale oba dzieła dopełniają się, nie ma pomiędzy nimi formalnego zgrzytu z tą różnicą, że Książę na pewno nie da się ukrzyżować. Przeszedł za dużo i zaszedł za daleko, żeby teraz się wycofać. Masternak potrafi też pokazać swoją liryczną stronę. Finałowa scena koszenia trawy ojcowskim sposobem jest pomostem między kreacją
a realizmem, których duch unosi się nieustannie nad światem przedstawionym. Proza Masternaka dokumentuje chorobę dziecięcia przełomu XX i XXI wieku.
Oprawa miękka, klejona.