Chcesz cukierka? Idź do gierka. Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej

 

Autorzy: Małgorzata Czapczyńska, Marcin Ziętkiewicz
Wydawnictwo Pascal

 

Książka autorstwa Małgorzaty Czapczyńskiej – dziennikarki i autorki fanpage’a „Moje wyspy” oraz Marcina Ziętkiewicza – polonisty, autora felietonów. Oboje urodzili się pod koniec lat 60. i są dziećmi epoki Gierka. Z sentymentem wspominają zabawy na podwórku i pierwszy świadomy bunt przeciw społeczno-politycznej rzeczywistości początku lat 80., wyrażany przez artystów i muzyków takich zespołów jak Perfect, Lady Pank czy Manaam. W zestawieniu z dzisiejszą rzeczywistością, tamten świat był jednak bardziej wartościowy. Wolny czas spędzało się na podwórku. Patyki, kamienie, szkiełka i rozmaite śmieci zastępowały zabawki. Nie było smartfonów, Netflixów i McDonaldów. Dostęp do wiadomości ze świata był znacznie trudniejszy niż dzisiaj, dlatego każdy, kto dużo czytał uchodził za proroka i bohatera. Nikt nie wytyczał dzieciom nieosiągalnych celów. Wystarczyło zaliczyć klasówkę, przejść do następnej klasy, a dalej, jakoś to będzie.

Małgorzata Czapczyńska opisuje swoje dzieciństwo na wsi. Posiłki z dziadkami i stół zastawiony, dzisiaj prawie nieosiągalnymi, produktami, takimi jak chleb prosto z pieca, własnego wyrobu sery, masło i konfitury oraz mleko od krowy. Nic więcej nie było potrzebne. Nikt z dorosłych nie zajmował się organizowaniem dzieciom dnia. Zwoływały się bez pomocy elektronicznych urządzeń i cały dzień bawiły się w dwa ognie, sztandary czy podchody. Jedynym sposobem na ściągnięcie gromadki do domów było hasło: dobranocka. Był to przecież jedyny program telewizyjny adresowany do najmłodszych.

Nie tylko dzieci wychowywały się w gromadzie. Także dorośli dużo czasu spędzali na sąsiedzkich pogawędkach, wspólnej pracy i zabawie. Naturalna była sąsiedzka pomoc, odwzajemniona życzliwość. Czapczyńska opisuje szkołę tysiąclatkę, mundurki, czyn społeczny, produkty zastępujące słodycze. Wspomina dobre dzieciństwo, które mimo choroby rodziców, było szczęśliwe i wesołe.

Historia Marcina Ziętkiewicza jest przedstawiona w sposób mniej konkretny. To metafizyczne obrazy z tajemniczej, poniemieckiej miejscowości K., położonej na Dolnym Śląsku i czas spędzony w sąsiedztwie wielkiego szpitala – Wojewódzkiego Sanatorium Neuropsychiatrii Dziecięcej. Miasteczko szpitalne z klubem i kinem stanowiło doskonałą bazę do zabaw. Demiurgiem w tym świecie był ogrodnik, dzięki któremu co roku odradzały się róże i wszelkie kwiatowe rabatki. Dzieci stopniowo odkrywały swoją tożsamość, historię miejsca, w którym przyszło im żyć. Wędrówki po starych cmentarzach i zrujnowanych kaplicach stały się najlepszym sposobem na zabicie czasu.

Ziętkiewicz wspomina lekcje rosyjskiego, przygotowania do wizyty Gierka. Jego dzieciństwo, w otoczeniu ludzi przesiedlonych, niepewnych jutra, nieufnych, było pełne zagadek, mrocznych tajemnic i niedopowiedzeń.

Publikacja jest ciekawa i wartościowa. Autorzy nie próbują oceniać sytuacji politycznej, nie wytykają błędów komunistom. Ich narracja jest bardzo osobista i szczera.

Polecam. Oprawa miękka, klejona, czarno-białe zdjęcia.