Archiwum kategorii: LITERATURA DZIECIĘCO-MŁODZIEŻOWA
Muminek, Mała Mi i dziki wiatr
Na podstawie opowiadań Tove Janson
Wydawnictwo HarperKids
Poziom czytelniczy: BD O/I
Kolejna adaptacja historii o Muminkach na podstawie opowiadań Tove Janson. Ta cienka książeczka należy do serii wydawnictwa HarperKids, w ramach której pojawiło się już kilka tytułów: „Muminek i złoty liść” (P. 4/2022), „Muminek i Święto Lodu” (P. 4/2022).
Główna rola w tej historii przypadła Małej Mi, która bardzo chciała pobawić się na dworze swoim nowym latawcem, lecz uniemożliwiła jej to wichura. Kiedy Muminki i Mała Mi czekali na poprawę pogody, do Domku zajrzał Gryzilepek, któremu przydarzyła się tragedia – wiatr zwiał jego dom i teraz nie ma gdzie mieszkać. Bezpośrednia Mała Mi na propozycję Mamy Muminka żeby gość spał w jej pokoju, natychmiast zaprotestowała i speszony sąsiad uciekł pozostawiając mieszkańców domku w poczuciu winy. Mała Mi i Gryzilepek spotkali się jednak chwilę później, kiedy wichura zabrała latawiec rudowłosej bohaterki. Niedoszły współlokator ocalił ją i latawiec, dzięki czemu Mała Mi zrozumiała, że obecność dodatkowej osoby czasem może być najlepszym prezentem i od tej pory chętnie dzieliła się pokojem z przyjacielem w potrzebie.
Książka ma jasny przekaz, treść jest łatwa i krótka, w sam raz dla najmłodszych czytelników. Kolorowe ilustracje naśladują oryginały stworzone przez Janson, ale w wersji uwspółcześnionej. Cieszy mnie nieśmiertelność Muminków i fakt, że powstają coraz nowsze adaptacje przybliżające najmłodszym ich magiczny świat. Polecam, oprawa miękka, klejona.
Superhipermegaważna misja
Scenariusz: Przemek Wechterowicz
Ilustracje: Marta Ignerska
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Poziom czytelniczy: BD II
„Superhipermegaważna misja” to wspólne dzieło cenionego twórcy książek dla dzieci Przemka Wechterowicza oraz chyba jeszcze bardziej cenionej artystki, ilustratorki i projektantki książek dla dzieci – Marty Ignerskiej. Publikacja ta, będąca czymś pomiędzy picture bookiem a komiksem, to dość ekscentryczne, choć z pewnością zabawne dzieło. Skierowane do dzieci, ale takie, które zadowoli także miłośników eksperymentalnego komiksu.
Pod względem fabularnym w „Superhipermegaważnej misji” chodzi o to, że nad ziemią zauważono latający spodek. Pojawienie się UFO oczywiście wzbudziło sensacje – ludzie są podekscytowani, pokazują je sobie palcami, robią sobie selfie z nim w tle. Zastanawiają się też, czego szukają na Ziemi przybysze z kosmosu. Opinia publiczna jest przekonana, że statek kosmiczny zaraz wyląduje i ludzkość pozna prawdę – dowie się, jaką superhipermegaważną misję mają do spełnienia kosmici. Problem w tym, że UFO nie za bardzo ma gdzie wylądować. Niemal każdy skrawek wolnej przestrzeni zajmują gapie, a tej nie zostało przecież na Ziemi aż tak wiele. Kosmici krążą nad naszą planetą i niemal wszędzie coś przeszkadza im w lądowaniu: miejskie wieżowce, ludzie na plaży, drzewa, a wreszcie ulewa, która akurat się zrywa. Finalnie, jak można się domyślić, latający spodek w ogóle nie ląduje. A jednak – czyżby? – na ostatniej stronie dowiadujemy się, że kosmitom udało się w tajemnicy wylądować, a ich cel był o wiele bardziej prozaiczny niż ktokolwiek mógłby przypuszczać…
Propozycja Wechterowicza i Ignerskiej to książka jednorazowa pod względem fabularnym, bo z jej lekturą jest trochę jak z wysłuchaniem dowcipu – rozbawi czytelnika tylko raz. Z drugiej jednak strony ten dowcip jest na tyle śmieszny, że po przeczytaniu książkę aż chce się pokazać komuś innemu. Walorem „Superhipermegaważnej misji” są także świetne ilustracje Marty Ignerskiej. Co ciekawe, artystka w widoczny sposób nawiązuje do kubistycznych prac Picassa (można poznać po tym, jak przedstawia zdekonstruowane postacie). Powiedzmy, że dla laika jej rysunki wyglądają niczym „artystyczne bazgroły” i sądzę, że jak najbardziej mogą spodobać się dzieciom, choć może nie najmłodszym. Pozycja nadaje się do polecenia bibliotekom, choć pewnie nie wszystkim. Oprawa twarda, szyta. Duży format.
Podążaj za księżycem
Autor: James Norbury
Wydawnictwo Albatros
Kategoria wiekowa: BD III/IV
Filozoficzna książka Jamesa Norbury’ego porusza trudną tematykę za pomocą prostych metafor. To sprawia, że jest to lektura dla czytelników w każdym wieku, choć dzieci będą potrzebować pomocy starszych w zrozumieniu metafizycznego wymiaru opowieści.
Akcja rozpoczyna się, gdy stary wilk ratuje młodego psiego szczeniaka przed własną watahą i ucieka z nim, by pomóc mu odnaleźć jego rodziców. Nietypowa para nie wie gdzie iść, ale z nadzieją podąża za księżycem. Mogłoby się wydawać, że ich nocna wędrówka nie ma sensu – nie znają drogi, idą po lesie, trafiają do opuszczonego miasta, napotykają przeszkody i mimo braku sił, idą dalej. W czasie tej wędrówki orientują się, że nawet jeśli nie uda im się osiągnąć celu, to sama droga już jest wartością, i zgodnie z nauką wilka „jeśli martwimy się tylko o to, jak nam wyjdzie i co pomyślą inni, straciliśmy z oczu to, co czyni tworzenie radosnym” (s. 64).
Stary wilk poczuł, że pomoc szczeniakowi i poświęcenie się dla jego wyprawy dało mu poczucie spełnienia. Natomiast Amaya, bo tak nazywał się szczeniak, zyskała przyjaciela, który dzielił się z nią swoją mądrością, nauczył ją, czym jest miłość, jak doświadczać radości z życia i jak radzić sobie ze stratą.
Uniwersalne prawdy, o jakich mowa w książce pobudzają do rozmyślań, dają nadzieję. Dialog między wilkiem i Amayą wzrusza. Świetnie współgra z ilustracjami, które nadają tajemniczego, czasem mrocznego klimatu. Książka jest prawdziwą ucztą dla oka i ukojeniem dla duszy. Bardzo polecam, oprawa twarda, szyta. Na przeglądzie 3. w 2024 r. polecaliśmy już poprzedni tytuł autora, czyli „Kot, który nauczał zen”.
Uczę się mówić. W domu
Autor: Ula Petrycka
Ilustracje: Anna Nowocińska-Kwiatkowska
Wydawnictwo: Magiczne
Poziom czytelniczy: BD 0
Ula Petrycka jest logopedką, neurologopedką i autorką bloga „Kiedy do logopedy”. Stworzona przez nią i ilustratorkę Annę Nowocińską-Kwiatkowską kartonikowa książka „Uczę się mówić. W domu” ma na celu wspieranie rozwoju mowy u dzieci około pierwszego roku życia. Bohaterami są tu mały Michaś, nazywany Mimi, i jego mama. Czytelnik na kolejnych stronach obserwuje typowy poranek i przedpołudnie z ich życia: pobudkę, mycie twarzy przez mamę, zmianę pieluszki, przygotowanie i zjedzenie śniadania, taniec, rozwieszenie prania, zabawę, rozmowę video z babcią, ćwiczenia, aż do drzemki Michasia. Autorka używa w tekście dużej liczby prostych słów – również dźwiękonaśladowczych – które dziecko może powtarzać w codziennych sytuacjach: mama, jaja, dzień, noc, siii, feee, hau czy myju-myju. Dodatkowo na pierwszej stronie daje rodzicom wskazówki, jak używać książki i jak pomóc dziecku rozwijać mowę, nie odnosząc przy tym skutku odwrotnego od zamierzonego. Zaletą publikacji są proste, ale wyjątkowo sympatyczne ilustracje Anny Nowocińskiej-Kwiatkowskiej. Tę wydaną w małym formacie książkę można polecić zarówno rodzicom, jak i bibliotekom.
Piraci pod lupą
Autor: David Long Ilustracje: Harry Bloom Wydawnictwo Api Papi
Bogato ilustrowana publikacja edukacyjna, która – owszem – rozwija wiedzę historyczną, ale najmłodszych czytelników będzie wabić głównie dobrą zabawą. Dzięki specjalnej lupce dzieci mogą spędzić długie godziny na kontakcie z tą książką. Na każdej rozkładówce znajduje się 10 rzeczy do odkrycia – łącznie jest ich ponad dwieście. Skuteczne odkrywanie jest możliwe wyłącznie przy dobrej koncentracji.
Ważne, że czytelnik w każdym wypadku szuka czegoś wartościowego, czegoś, co koresponduje z treścią książki. W razie problemów na końcu umieszczono odpowiedzi. Ponadto całostronicowe barwne, ultradetaliczne ilustracje ukazują sceny charakterystyczne dla danego pirata wraz ze stosownym opisem. Większość rozdziałów jest zbudowana właśnie wokół autentycznych korsarzy, w mniejszości są rozdziały skonstruowane wokół jakiegoś zjawiska. Lektura pozwala na gruntowne zaznajomienie się z awanturniczą codziennością piratów. Czyni to w niezwykle ujmujący, wielofunkcyjny sposób. Wystarczy wspomnieć jeszcze o aneksie ze słowniczkiem, ale i – uwaga, uwaga – pirackim slangiem. A więc „Kotwica w górę i cała naprzód!”. Oprawa twarda, szyta.
Mała Agentka i wielki wyścig
Nogi za pas
Księga moich dżungli
Leigh Howard i duchy dworu Simmons-Pierce
Autor: Shawn M. Warner
Wydawnictwo: You & YA
Poziom czytelniczy: BD IV
Leigh byłaby zwyczajną, ubraną w workowatą bluzę i nieco zagubioną nastolatką, gdyby nie fakt, że w jej życiu miała miejsce tragedia – jej rodzice zostali zamordowani w tajemniczych okolicznościach. Kiedy dziewczyna ich straciła, okazało się, że jest spokrewniona z pewną bardzo majętną rodziną, która postanawia się nią zaopiekować. Już w pierwszym rozdziale, kiedy poznajemy Leigh, trafia ona pod skrzydła swojej nieco starszej kuzynki Myry, która robi wszystko, by pomóc dziewczynie odnaleźć się w nowej sytuacji, nowej rodzinie i nowym domu.
Niestety jednocześnie śledztwo dotyczące zabójstwa rodziców Leigh utyka w martwym punkcie – wszelkie ślady zatarto na tyle dokładnie, że policja okazuje się bezradna. Co zrozumiałe, dziewczyna nie może się z tym pogodzić, i stara się rozwiązać zagadkę na własną rękę. Oczywiście nie jest to łatwe, jednak Leigh nie zostaje ze swoim chałupniczym śledztwem całkiem sama. W rozwikłaniu zagadki pomagają jej kuzynka Myra, a także pewien posiadający dwa oblicza duch. Jak powiedziała jej Myra, jest to duch jednego z ich wspólnych przodków, który ukazuje się w dwóch postaciach – jako młody i starszy człowiek. Niestety da się go znieść jedynie w tej młodszej postaci.
„Leigh Howard i duchy dworu Simmons-Pierce” to przeznaczony dla młodzieży kryminał, a może nawet dreszczowiec. Autor wprawdzie szczędzi czytelnikowi makabry, nie kryje się jednak z pewną brutalnością – wszak to morderstwo pozostaje w centrum wydarzeń, a wraz z tokiem akcji trupów robi się więcej. Na tle opisanych przez Warnera wydarzeń Leigh stopniowo się zmienia – nie dość, że dojrzewa, jak każda nastolatka, to w dodatku stopniowo próbuje poradzić sobie z traumą i zaakceptować swoją nową rodzinę i sytuację, w której znalazła się po śmierci rodziców. Pisząc, autor porusza się blisko złotego środka – powieść ani na chwilę nie przestaje być dziełem gatunkowym, które ma trzymać młodego czytelnika w napięciu, jednocześnie jednak nie polega ono wyłącznie na splocie mniej lub bardziej zaskakujących zwrotów akcji. Sądzę, że nastoletni czytelnik – a w szczególności czytelniczka – z łatwością utożsami się z bohaterką, a to przecież niemało. W powieści Warnera nie zabrakło humoru i warstwy obyczajowej, które dobrze dopełniają obrazu całości.
Powieść nie jest wybitna, jednak na tle powieści młodzieżowych, które ostatnio do nas trafiają – na pewno warta uwagi. Polecam przyjrzeć się jej nieco bliżej, a w razie potrzeby pozyskać ją i włączyć do zbiorów bibliotecznych. Oprawa miękka, klejona.



