Archiwum kategorii: LITERATURA PIĘKNA DLA DOROSŁYCH

Zuzanna Samulska, „Jak się ciebie pozbyć, kochanie?”

Jak się ciebie pozbyć, kochanie?

Zuzanna Samulska, „Jak się ciebie pozbyć, kochanie?” Autorka: Zuzanna Samulska
Wydawnictwo: Najlepsze

„Jak się ciebie pozbyć, kochanie?” to debiutancka powieść Zuzanny Samulskiej. A jednak, mimo że to debiut, autorka pisze lepiej niż niejedna doświadczona autorka startująca w podobnej kategorii wagowej. Nietrudno domyślić się po samym tytule, że kategorię tę można określić jako lekki, pełen ciepła romans. Czytelnicy komentujący w internecie powieść Samulskiej słusznie porównują ją z filmowymi komediami romantycznymi.

Główną bohaterką powieści jest Klara, wciąż młoda, lecz już całkiem siwa kobieta, która uważa, że prześladuje ją w życiu niewiarygodny pech. Któregoś dnia ukochana babcia Aurelia informuje ją, że wychodzi za mąż. Co więcej: że wychodzi za mąż za jednego z najwybitniejszych aktorów swojego pokolenia, Eryka Woynarowskiego. A gdyby jeszcze i tego było mało, babcia prosi Klarę, żeby pomogła jej w zorganizowaniu hucznego wesela. W tym celu Klara na jakiś czas przenosi się do wiejskiego dworku należącego do pana Eryka i zamieszkuje w nim wraz z babcią i jej wybrankiem. Niemal w tym samym czasie co Klara, zjawia się tam jeszcze jeden gość. To wnuk pana Eryka, Miłosz, który jest pewien, że jego dziadek, żeniąc się z panią Aurelią, popełnia wielki błąd. Miłosz jest zdeterminowany, by za wszelką cenę odwieść go od tego pomysłu.

Plan mężczyzny jest następujący: cynicznie uwiedzie on Klarę, i na krótko przed ślubem rzuci ją z hukiem, co przy okazji pokrzyżuje plany jego dziadka i pani Aurelii – według niego babcia Klary na pewno odwoła ślub z dziadkiem człowieka, który skrzywdził jej ukochaną wnuczkę… Po jakimś czasie okazuje się jednak, że plan, delikatnie mówiąc, nie idzie po jego myśli, a on naprawdę zakochuje się w Klarze. Z kolei gdzieś na drugim planie, w formie przeplatających narrację listów, czytelnik poznaje dramatyczną historię miłosną, która miała miejsce w młodości pani Aurelii, a na trzecim – historię miłosną Melanii, siostry Miłosza i znanej z portali plotkarskich celebrytki. To zresztą jeszcze nie wszystkie wątki obecne w powieści Samulskiej.

Skoro powieść jest bliska komedii romantycznej, możemy być pewni, że wszystko skończy się dobrze. Co jednak wydarzy się, zanim dojdzie do szczęśliwego – tego nie będę zdradzał. Zamiast tego zapewnię, że fabuła w swojej konwencji jest ciekawa, a akcja poprowadzona sprawnie. Powieść czyta się dobrze i zdecydowanie można ją polecić miłośnikom książkowych romansów. Oprawa miękka, klejona.

Dorota Masłowska, „Magiczna rana”

Magiczna rana

Dorota Masłowska, „Magiczna rana”Autorka: Dorota Masłowska
Wydawnictwo: Karakter

Według wydawcy i samej Doroty Masłowskiej „Magiczna rana” jest powieścią. W rzeczywistości bliżej jej raczej do zbioru połączonych ze sobą opowiadań. Przynależność gatunkowa schodzi jednak na dalszy plan, jeśli weźmie się pod uwagę jakość tej książki. Nikt inny nie pisze tak, jak Dorota Masłowska, a „Magiczna rana” to jedna z najlepszych rzeczy, jakie wyszły spod jej pióra.

Na płytszym poziomie lektury „Magiczna rana” to zabójczo śmieszna książka, na różne sposoby wytykająca wady wszystkim bohaterom, którzy się w niej pojawiają. Bohaterom, a zatem także nam, bo wzrok pisarki patrzy dość szeroko, zahaczając o ludzi obdarzonych różnymi cechami i należących do różnych klas społecznych. Kiedy piszę „zabójczo śmieszna” – nie żartuję. Gwarantuję, że czytelnicy posiadający pewien językowy słuch i wyczulenie na frazes będą rechotać w głos, oczywiście o ile nie poczują się osobiście dotknięci i obrażeni. Masłowska, jak wiadomo od dawna, tworzy swój własny, zupełnie oryginalny język artystyczny właśnie z klisz językowych i pomniejszych błędów, które zdarza się nam robić. Tym razem jest to jednak język nieco bardziej tradycyjnie literacki – „Magiczna rana” to nie quasi-hiphopowy poemat, a utwór wykorzystujący najróżniejsze rejestry, od codziennej mowy, po języki reklamy czy internetu. Zdania Masłowskiej bywają po prostu piękne, nawet jeśli często zbudowane są z językowych odpadów.

Jeśli nieco bardziej zastanowimy się podczas lektury, zauważymy, że ta niebywale śmieszna książka, jest również przerażająca. Obecne w niej groteska i surrealistyczne wycieczki to nie wygłup autorki, ale sposób na opisanie współczesnej rzeczywistości, którą opisać jest coraz trudniej. Bohaterowie, pogubieni w gąszczu własnych aspiracji i coraz trudniejszych do sprostania wymagań społecznych, rozpaczliwie starają się znaleźć w swoim świecie coś prawdziwego. Jak jeden mąż szukają więc miłości, bo poczucie prawdziwości mogą im przynieść chyba tylko miłość, cierpienie i śmierć. Niestety znalezienie tej pierwszej jest najtrudniejsze i zwykle się nie udaje – miłości u Masłowskiej są chwilowe albo toksyczne. Jak widać, nowa książka autorki „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną” to proza nie tylko dowcipna, ale i nadzwyczaj poważna.

„Magiczna rana”, jak to zwykle bywa z książkami Masłowskiej, budzi skrajne opinie. Według mnie Masłowska to pisarka wybitna, jedna z najlepszych żyjących polskich autorek. Nie sądzę jednak, że do tej opinii trzeba kogoś specjalnie przekonywać – Masłowskiej można nie lubić, ale trzeba się z jej pisarstwem konfrontować, bo to po prostu autorka ważna, szeroko omawiana, z talentem, któremu nie sposób zaprzeczyć. I dlatego „Magiczną ranę” po prostu trzeba mieć w zbiorach bibliotecznych. Oprawa twarda, szyta, z obwolutą.

Maria Hesselager, „Mam na imię Folkvi”

Mam na imię Folkvi

Maria Hesselager, „Mam na imię Folkvi”Autorka: Maria Hesselager
Wydawnictwo: ArtRage

Na zaledwie stu pięćdziesięciu stronach udało się duńskiej pisarce wyczarować nieistniejący już świat epoki wikingów. „Mam na imię Folkvi” to powieść historyczna dla wymagających czytelników – omijająca szerokim łukiem wielkie historyczne wydarzenia, a zamiast tego skupiająca się na codzienności. W książce Marii Hesselager nie chodzi jednak wyłącznie o pokazanie, jak żyło się przed wiekami na północy Europy. Duńska pisarka, ani na moment nie zapominając o wymogach przedstawianego przez nią świata, opowiada uniwersalną historię, którą po brzegi wypełniają skrajne, trudne emocje. Taką, której siłę można wręcz porównać do mitu, choćby takiego, który wywodzi się z mitologii nordyckiej.

Powieść Marii Hesselager opowiada o Folkvi i Aslakrze – dorosłych dzieciach małżeństwa, które odgrywało istotną rolę w życiu okolicznej społeczności. Brat i siostra są bardzo bliscy sobie, nawet jak na rodzeństwo. Ich relacja zacieśnia się jeszcze bardziej po śmierci rodziców. Folkvi, która nauczyła się od matki jej akuszersko-magicznego rzemiosła, stara się kontynuować jej pracę. Aslakr jest z kolei młodym wojownikiem, który wyrusza na swoją pierwszą daleką wyprawę. Po powrocie z podróży oznajmia siostrze, że znalazł narzeczoną i zamierza się z nią ożenić, jak przystało na dojrzałego mężczyznę. Powiedzieć, że Folkvi nie jest zachwycona tym pomysłem, to nic nie powiedzieć. Dziewczyna wpada w dziwny, depresyjno-katatoniczny stan. Po pewnym czasie czytelnik zyskuje pewność, że bliska relacja rodzeństwa daleka jest od zdrowej relacji pomiędzy bratem i siostrą. Żeby nie zdradzać zbyt wiele, powiedzmy tylko, że jest ona zbyt bliska…

„Mam na imię Folkvi” nie jest łatwą lekturą. To powieść krótka pod względem objętościowym, ale niezwykle bogata jeśli chodzi o treść. Jej fabułę czytelnik poznaje w porządku achronologicznym, a styl, którym posługuje się autorka, daleki jest od przezroczystości, którą najczęściej charakteryzuje się proza historyczna. Narracja jest rwana, kipi ekspresją i w dodatku w różnych częściach książki jest prowadzona przez różnych narratorów. Ze względu na wymienione powyżej zabiegi powieść wymaga wprawdzie od czytelnika sporego skupienia, ale pomysły autorki sprawdzają się znakomicie – w świat przedstawiony po prostu się wsiąka. Lekturę „Mam na imię Folkvi” polecam wszystkim czytelnikom najlepszej współczesnej prozy – powieść warto poznać i docenić samodzielnie. Oprawa miękka, klejona.

Zuzanna Podpora, „Nawiedzona spółka. Przygody poza ciałem”

Nawiedzona spółka. Przygody poza ciałem

Zuzanna Podpora, „Nawiedzona spółka. Przygody poza ciałem”Autorka: Zuzanna Podpora
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Poziom czytelniczy BD II/III

W domu Izy straszy, w co niekoniecznie chcą uwierzyć jej najlepsi przyjaciele, Bakteria i Przemek. Na szczęście na horyzoncie pojawia się nowa koleżanka Marta, która – podobnie jak cała jej rodzina – posiada pewne zdolności parapsychiczne, a mianowicie widzi duchy i potrafi się z nimi komunikować. Okazuje się, że w domu Izy rzeczywiście przebywa ktoś niepożądany, a konkretnie nieco od niej starszy Adam, który już od roku jest uwięziony poza swoim ciałem. Jednak tak naprawdę to nie on stanowi problem, ale inna, dużo bardziej podstępna zjawa…

Debiutancki komiks Zuzanny Podpory ma w sobie coś z horroru, ale skonstruowany jest tak, aby przesadnie nie straszyć, autorka kieruje go bowiem głównie do młodszych nastolatków. Akcja jest dość wartka i spełnia wszelkie wymagania stawiane przed tytułami przygodowymi – w komiksie nie brakuje ani zwrotów akcji, ani wyrazistych postaci, które są obdarzone własnymi, wiarygodnymi problemami. Właściwie nawet istotniejsza od nawiedzonej przez duchy warstwy przygodowej, jest tu warstwa obyczajowa. Z bardzo sympatycznymi bohaterami z pewnością utożsamią się młodzi ludzie w podobnym wieku.

„Nawiedzona spółka. Przygody poza ciałem” to przede wszystkim komiks o przyjaźni. Pojawia się w nim również wątek miłości między dwoma dziewczynami – Iza zakochuje się w Marcie, a Marta w Izie, choć do samego końca żadna z nich nie jest pewna, że z wzajemnością i nie mówi tej drugiej o swoich uczuciach. Ciekawe są postaci rodziców Izy i mamy Marty – najbardziej dlatego, że są one ukazane oczami nastolatek, które czują się przez nie niezrozumiane. Z pewnością nie są to jednak rodzice źli, a niezadowalające relacje z córkami wynikają tu głównie z nieporozumień.

Bardzo polecam wszystkim bibliotekom komiks Zuzanny Podpory. Sam kupowałbym go w ciemno każdemu około trzynastoletniemu dziecku. Mam też nadzieję, że tytuł z czasem rozwinie się w serię, bo ma ku temu wszelkie predyspozycje. Oprawa miękka, klejona. Warto też wspomnieć o bardzo fajnych rysunkach – czytelnych, pozbawionych zbędnych udziwnień i przepełnionych emocjami.

Z punktu widzenia ziemniaka

Autor: Filip Zawada
Wydawnictwo Znak

Ironiczno-filozoficzna opowiastka o życiu i sensie istnienia, której towarzyszą minimalistyczne rysunki ziemniaków. Filip Zawada – pisarz, muzyk, fotograf, autor powieści „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek”, nominowanej do Nagrody Literackiej Nike (P. 8/2019) wraz z synem, dla zabicia czasu, zaczął rysować ziemniaki. Dopisywał do nich filozoficzne myśli, które po latach stanowiły całkiem pokaźny zbiór ziemniaczanej myśli taoistycznej.

Rysunki ziemniaków trafnie oddają istotę rzeczywistości, zasady współistnienia, absurdy życia codziennego, marzenia i lęki ludzkości. Ziemniaki zadają sobie pytania z dziecięcą ciekawością i odpowiadają na nie z nieoczywistą prostotą. Myślą, analizują i w krótkich zdaniach podsumowują swój aktualny stan. Tym samym, wywołują w czytelniku trochę melancholii, trochę ukojenia. Rozśmieszają, dają nadzieję i uczą doceniać rzeczywistość. W końcu, jak rzecze ziemniaczany tao: „Ludzie jak czegoś nie mają to narzekają, a jak mają to nie widzą”, a „Gdyby nie życie to nie byłoby co robić”.

Minimalistyczne, niedbałe rysunki przegląda się przyjemnie, książkę można czytać wyrywkowo, jak aforyzmy. Tylko w tym przypadku, współzależność tekstu i obrazu jest kluczowa – warto dokładnie przyjrzeć się ziemniakom, bo wbrew pozorom, swoim wyglądem wnoszą dodatkową treść. Książka spodoba się lubiącym filozofować. Polecam. Oprawa miękka, klejona.

Richard Corben, „Mglisty Wymiar”

Mglisty Wymiar

Richard Corben, „Mglisty Wymiar”Autor: Richard Corben
Wydawnictwo: Kultura Gniewu

Wojownik Tugat nie jest może najbystrzejszą istotą pod słońcem, ale za to ma inne zalety. Należą do nich siła, talent do walki i bycie człowiekiem z gruntu dobrym – osiłek chętnie pomoże wszystkim uciśnionym, oczywiście o ile najpierw poprawnie rozpozna, kto właściwie jest w danej sytuacji stroną uciśnioną. Tugat wędruje przez tytułowy Mglisty Wymiar, nie do końca wiedząc po co, niczym ciało raz wprawione w ruch, które później bezładnie odbija się od rozmaitych powierzchni, nigdy nie tracąc impetu. Właśnie w trakcie takiej bezładnej wędrówki spotyka go moc przygód – dziwnych, niebezpiecznych, niewytłumaczalnych i malowniczych.

Autor „Mglistego Wymiaru”, Richard Corben, był postacią osobną w świecie amerykańskiego komiksu. Jego trudną do porównania z innymi komiksami stylistykę można umieścić gdzieś pomiędzy kontrkulturowymi ekscesami komiksu undergroundowego, a niewyszukanym fantasy spod znaku „Conana Barbarzyńcy” Roberta E. Howarda. Zmarły w 2020 roku Corben przez większość życia tworzył surrealistyczne światy zaludnione umięśnionymi wojownikami, nagością i potworami z dna piekieł, które raczej nie domagały się, by czytelnik potraktował je poważnie. Nie inaczej jest w „Mglistym Wymiarze”, ostatniej autorskiej serii komiksów, którą artysta stworzył. Mglisty Wymiar to świat groźny i niedookreślony, w którym wszystkie zjawiska wysnuwają się z oparów gęstej mgły, fantastyczne krajobrazy zapierają dech w piersi, a nad wszystkim króluje absurd.

Omawiany tu album zbiera wszystkie historie o wojowniku Tugacie wędrującym po Mrocznym Wymiarze. Z pewnością nie jest to komiks dla każdego. „Mroczny Wymiar” to historia fantasy szyta naprawdę grubymi nićmi, a stworzonego przez siebie świata na poważnie nie traktuje nawet sam autor – wszystko dzieje się tu z przymrużeniem oka, a historia jest bezwładna, jakby została wymyślona tylko po to, by Corben mógł dać ujście swojej niebywałej wyobraźni wizualnej. Jego twórczość zapewne może nudzić, a nawet drażnić, ma jednak także swoich dozgonnych adoratorów. W świecie komiksu, należą do nich artyści tej miary, co Moebius, Mike Mignola i Alan Moore, a w świecie filmu reżyser Guillermo Del Toro, autor takich przebojów kinowych jak: „Labirynt fauna”, „Pacific Rim” czy „Kształt wody”.

Na osobną wzmiankę zasługuje tłumaczka „Mglistego Wymiaru” na język polski, Maria Lengren – dobór leksyki i stylistyczne wygibasy wskazują na to, że świetnie bawiła się podczas pracy i czytelnikowi zdecydowanie może się to udzielić. Pięknie wydany komiks polecam wszystkim miłośnikom dziwności i swoistości. Oprawa twarda, szyta.

Astrid. Opowieść o Astrid Lindgren

Autorka: Susanne Lieder
Wydawnictwo Marginesy

Susanne Lieder to niemiecka pisarka kryminałów, powieści historycznych i biograficznych. Jej najnowsza książka dotyczy życia Astrid Lindgren – szwedzkiej autorki kultowych książek dla dzieci, takich jak „Dzieci z Bullerbyn”, „Pippi Pończoszanka” lub „Ronja, córka rozbójnika”.

Jak możemy przeczytać w posłowiu, autorka starała się w jak największym stopniu trzymać faktów, choć nie obyło się bez twórczej fantazji – kilka postaci zostało wymyślonych, np. przyjaciółka Ingrid lub reporterka z Uppsali. Wiedzę na temat Astrid, autorka czerpała z książek i wywiadów. W ten sposób powstała wciągająca powieść biograficzna o kobiecie silnej i empatycznej, wrażliwej i mającej poczucie humoru, dla której dobro rodziny było najważniejsze. Jej talent do opowiadania historii ujawnił się, gdy nie miała co czytać synowi na dobranoc. Zaczęła mu więc opowiadać różne bajki, które później skłoniły ją do napisania pierwszej książki dla dzieci. Astrid nie miała w życiu łatwo, mając 18 lat urodziła syna, z którym musiała się rozstać, bo nie było jej stać na jego wychowanie. Z lat trwania wojny przetrwały Dzienniki, w których Astrid komentowała okrucieństwo czasów, w jakich przyszło jej żyć. Mroki codzienności Astrid postanowiła ubarwić zabawnymi książkami dla dzieci.

Powieść nie dotyczy całego życia Astrid. Autorka skupiła się na wyrywkowym opisaniu fragmentów z jej biografii, które najmocniej wpłynęły na nią jako pisarkę. Historia kończy się w momencie wyprowadzki z domu ukochanej córki Astrid, co było trudnym przełomem w życiu pisarki. Uważam, że jest to lektura godna uwagi. Napisana stylem lekkim, ale nie naiwnym. Uwzględniono wszystkie ważne wątki z życia Astrid, więc postać szwedzkiej pisarki zdaje się bliższa czytelnikowi. Polecam. Oprawa miękka, klejona.