Archiwum autora: Radosław Pulkowski

Tomasz Kruczek, „Ostatnia wyprawa wikingów”

Ostatnia wyprawa wikingów

Tomasz Kruczek, „Ostatnia wyprawa wikingów”Autor: Tomasz Kruczek
Wydawnictwo: Replika
Poziom czytelniczy: BD III

Tomasz Kruczek jest twórcą kilku powieści, w których przybliża młodszym czytelnikom realia średniowiecza. „Ostatnia wyprawa wikingów” to już trzecia książka wchodząca w skład cyklu „Młodzi wojowie”. Wcześniejsze, zatytułowane „Bitwa o słowiański gród” i „Wśród spalonych osad”, niestety do nas nie dotarły, nie były więc omówione podczas żadnego z dotychczasowych przeglądów nowości wydawniczych.

W swojej najnowszej powieści Kruczek opowiada młodszym czytelnikom o wikingach, którzy przybywają na ziemie zamieszkane przez Słowian. Co ciekawe, w jego ujęciu są to wojownicy szlachetni, którzy używają przemocy tylko wtedy, kiedy są do tego zmuszeni. Powieść rozpisana jest na kilka wątków, które ostatecznie się splatają. W „Ostatniej wyprawie wikingów” czytelnik poznaje m.in. Olgę, młodą dziewczynę, która marzy o wielkich przygodach, Wojciecha, czyli chłopaka, który wyrusza na wyprawę mającą na celu odbicie jego brata z rąk zbójców oraz Brendana, który trafia do klasztoru, by zostać mnichem i zapewnić sobie tym samym bezpieczną przyszłość, jednak szybko orientuje się, że życie klasztorne do niego nie pasuje. Brendan najbardziej na świecie chce bowiem zostać bardem. Pewnego dnia los uśmiecha się do niego i chłopak ma okazję wyruszyć w podróż, która może sprawić, że jego marzenia staną się rzeczywistością.

Powieść jest jak najbardziej udana – przygody młodych bohaterów wciągają już od pierwszych stron, a korzyści edukacyjne płynące z lektury są oczywiste. Choć trzynasto- czy czternastoletni czytelnik w żadnym razie nie powinien poczuć się przytłoczony liczbą historycznych detali, to z pewnością podczas lektury pozna on średniowieczne realia i przyswoi kilka faktów – świat powieści dostosowany jest do możliwości młodszego czytelnika, ale skonstruowany z dbałością o historyczną adekwatność. Język powieści jest dość przezroczysty – archaizacji niemalże tu nie uświadczymy, co pozwoli na płynny kontakt z tekstem nawet tym czytelnikom, którzy wcześniej nie interesowali się historią. Do tego dochodzi przesłanie, mówiące o tym, że marzenia bywają możliwe do spełnienia, jednak ich urzeczywistnianie wymaga od nas odwagi. Dowodzą tego przygody wspomnianych już Olgi i Brendana.

„Ostatnią wyprawę wikingów” z czystym sumieniom można polecić młodszym nastolatkom, którzy są zainteresowani historią, a także bibliotekom, które szukają ciekawych propozycji czytelniczych dla młodzieży w wieku 13-14 lat. Oprawa miękka, klejona.

Rafał Kosik, „Cyberbaba i hopchatka”

Cyberbaba i hopchatka

Rafał Kosik, „Cyberbaba i hopchatka”Autor: Rafał Kosik
Ilustracje: Kasia Kołodziej
Wydawnictwo: Powergraph
Poziom czytelniczy: BD I/II

„Mi się podoba” – tak nazywa się nowy cykl powieści dla dzieci autorstwa Rafała Kosika, znanego jako twórca popularnych serii książek dla młodszych czytelników „Felix, Net i Nika” oraz „Amelia i Kuba”, a także jako autor kilku poczytnych powieści fantastycznych skierowanych do starszego czytelnika. „Mi się podoba” to tzw. spin-off serii „Amelia i Kuba”, którego główną bohaterką jest ich sześcioletnia siostra Milena, w skrócie nazywana Mi. Powieść „Cyberbaba i hopchatka”, która rozpoczyna nowy cykl Kosika, jest właściwie pomysłowym zaadaptowaniem do współczesnych realiów historii o Babie Jadze, mieszkającej w chatce na kurzej nóżce.

W nowej powieści Kosika do Mi i jej rodzeństwa ma przyjechać ciotka, za którą dzieci nie przepadają, bo trzeba się przy niej „zachowywać”. Mi, Albert, Amelia i Kuba mają jednak pomysł na to, jak uniknąć kłopotliwej wizyty – namawiają rodziców, żeby wysłali ich na zorganizowany wyjazd do lasu. I kiedy już wydaje się, że wszystko idzie po myśli małych bohaterów, którym udało się uniknąć wizyty ciotki, okazuje się, że wcale nie trafili na przyjemny, niezobowiązujący biwak, ale na leśny obóz przetrwania. Prowadząca go Zenobia nie tylko wymaga od małych uczestników dyscypliny, ale na dodatek zabiera im wszelkie urządzenia elektroniczne. Pierwszy dzień obozu kończy się niezbyt miłym akcentem: Mi, Albert, Amelia i Kuba zostają przez nią za karę wysłani po gałęzie do ogniska i gubią się w lesie.

Po jakimś czasie mali bohaterowie trafiają na leśną chatkę, do której wchodzą, mimo że nie zastają w niej gospodyni, a następnie zostają w niej na dłużej. Podejrzana kobieta mieszkająca w chatce okazuje się być cyberbabą, a zatem nowoczesnym wariantem czarownicy, która zamiast do pracy fizycznej, zmusza dzieci do… grania w gry komputerowe. Brzmi dobrze? Tylko z pozoru, ponieważ dzieci w istocie, zamiast naprawdę grać, są zmuszone do tworzenia kolejnych postaci i wirtualnych dzieł sztuki, które cyberbaba następnie sprzedaje w internecie. A w takich warunkach nawet największy maniak gier szybko traci ochotę na ślęczenie przed komputerem…

Nową powieść Rafała Kosika można polecić jako zakup biblioteczny, szczególnie że serie „Felix, Net i Nika” i „Amelia i Kuba” mają swoich fanów. Książka jest zabawna, a w dodatku w nienachalny sposób może zasadzić w głowie dziecka myśl, że ukochane przez nie ekrany komputerów, smartfonów czy tabletów nie mają wyłącznie zalet, ale także pewne wady i ważne jest, aby nie przeholować z ich używaniem. Za sympatyczne ilustracje odpowiada Kasia Kołodziej. Oprawa twarda, szyta.

Patryk Zalaszewski, „Luneta z rybiej głowy”

Luneta z rybiej głowy

Patryk Zalaszewski, „Luneta z rybiej głowy”Autor: Patryk Zalaszewski
Wydawnictwo: Czarne

Nienazwana wieś gdzieś nad Bałtykiem, czasy powojenne, choć trudno dokładnie powiedzieć jakie. I narrator – dziś już dorosły, ale w książce opowiadający z perspektywy dziecka, a zatem z takiej perspektywy, która bazuje na tym, co zaobserwowane i zasłyszane, ale nie unika dowyobrażenia sobie tego czy owego, czasami osuwając się wręcz w realizm magiczny. Co istotne, narrator ten nie pasuje do nadmorskiej społeczności i jej patriarchalnej struktury, poniekąd wymuszonej niebezpieczną pracą na morzu. Jest po prostu zbyt miękki, bojaźliwy i nie wiadomo dlaczego zamiast silnymi rękami, woli pracować wyobraźnią.

Opowiada on czytelnikowi o rzeczach często dziwnych, ale zawsze jak gdyby znajomych. O dziadku, którego ciało wprawdzie wróciło z wojny, ale dusza została na niej na zawsze. O ciężko pracującym na kutrze Staśku Bawołku, który pewnego dnia zaczyna dostawać tajemnicze listy miłosne. O największej miłości, jaką widziały tamte okolice, niestety brutalnie przerwanej przez aparat państwowy. O dwóch braciach-topielcach i ich ojcu, który długo nie może pozbierać się po ich stracie. O Głupim Gieniu, który – choć ewidentnie opóźniony – w rzeczywistości wcale taki głupi nie jest. Albo o tym, dlaczego babcia narratora nie pozwala nikomu tępić myszy i jaki ma to związek z jej dawną przyjaciółką, która wstąpiła do zakonu i tam straciła zmysły.

Zbiór dwunastu opowiadań Patryka Zalaszewskiego wydany pod tytułem „Luneta z rybiej głowy” jest książką dojrzałą – przynajmniej pod względem ponadprzeciętnej świadomości formy. Mimo że autor dopiero debiutuje, jego książka jest świadectwem dużego panowania nad warsztatem. Widać, że Zalaszewski dopracował swój styl i ma ulubione chwyty, które w różnych wariantach powtarzają się w opowiadaniach. Książka jest przez to spójna, a czytelnik ma wrażenie obcowania z przemyślaną całością, może nawet rodzajem autorskiej wizji świata. Nie to może zbyt oryginalna wizja, ale przecież niedostateczna oryginalność to wcale nie największy grzech debiutujących autorów. Dla niektórych czytelników mankamentem tej prozy może się również okazać fakt, że swoimi opowiadaniami Zalaszewski zdaje się nie mówić zbyt wiele o tamtym minionym świecie, a zamiast tego po prostu go utrwala.

W każdym razie to, co w książce znalazłem, wystarcza mi, by polecić „Lunetę z rybiej głowy” jako zakup biblioteczny. Z kolei jej autora warto obserwować, bo ma pisarski talent – ciekawe, co z nim zrobi w następnych książkach. Oprawa twarda, szyta.

Juan Cárdenas, „Diabeł z prowincji”

Diabeł z prowincji

Juan Cárdenas, „Diabeł z prowincji”Autorka: Juan Cárdenas
Wydawnictwo: Art Rage

„Diabeł z prowincji” to doceniona na świecie powieść kolumbijskiego pisarza i zarazem jego pierwsze dzieło przełożone na język polski. Jej głównym bohaterem jest bezimienny trzydzestokilkuletni biolog. Mężczyzna wskutek serii życiowych porażek, wśród których trzeba wymienić rozwód i utratę prestiżowej pracy w Europie, jest zmuszony do powrotu w rodzinne strony, gdzie zostaje zatrudniony jako nauczyciel w szkole z internatem. W nowej pracy nie odnajduje się zbyt dobrze, a jego jedynym przyjacielem w miasteczku szybko zostaje diler, który sprzedaje mu marihuanę. Oprócz niego bohater widuje się z matką, której raczej nie lubi, z nieco podobnym do niego wujkiem-schizofrenikiem, na co dzień żyjącym w miejscowym szpitalu psychiatrycznym, a także z fałszywą dziewczyną swojego zamordowanego przed kilkoma laty brata (fałszywą, bo jego brat tak naprawdę był gejem, chociaż skrzętnie to ukrywał). W końcu spotyka także swoją licealną miłość. Okazuje się, że kobieta dawno temu straciła nogę w wypadku i używa protezy, a poza tym… oferuje biologowi pracę na stanowisku biotechnologa współpracującego z koncernem produkującym olej palmowy.

Stopniowo wokół biologa zaczynają dziać się dziwne rzeczy, nie do końca wiadomo jednak, na ile są one skutkiem tajemniczych intryg, a na ile wytworami jego własnej wyobraźni. Jedna z jego uczennic zaczyna rodzić na lekcji i w dodatku rodzi dziecko, które niepokojąco przypomina diabła. Sprawa zamordowania jego brata wciąż pozostaje niewyjaśniona i wydaje się co najmniej tajemnicza. W końcu sam biolog zostaje porwany – ale właściwie przez kogo i w jakim celu?

Cárdenas w swojej powieści celowo gubi tropy i miesza wpływy. W „Diable z prowincji” słychać echa powieści detektywistycznej, komedii, opowieści grozy, a także bajki czy też przypowieści. Pisarz robi to wszystko po to, by w przepełniony dziwnością sposób pokazać pokomplikowanie dzisiejszej rzeczywistości oraz zastanowić się, jaki sposób na odnalezienie się w niej jest najlepszy i dlaczego. A także – co w tej rzeczywistości stanowi pierwiastek boski, a co diabelski albo innymi słowy: co jest dobre, a co złe. Cárdenas na stawiane przez siebie pytania nie odpowiada, a przynajmniej nie robi tego jednoznacznie, zostawiając w swojej historii wiele miejsca dla czytelnika, który zdecydowanie ma w niej co interpretować. „Diabeł z prowincji” to powieść udana, chociaż nieprzeznaczona dla każdego. Jej lektura wymaga otwartości i chęci do podjęcia interpretacyjnej rękawicy. Do polecenia miłośnikom nieoczywistej współczesnej prozy. Oprawa miękka, klejona.

Agnieszka Wojciechowska, „Pali się! Ryzyko, ogień, adrenalina. O byciu strażaczką bez lania wody”

Pali się! Ryzyko, ogień, adrenalina. O byciu strażaczką bez lania wody

Agnieszka Wojciechowska, „Pali się! Ryzyko, ogień, adrenalina. O byciu strażaczką bez lania wody”Autorka: Agnieszka Wojciechowska
Wydawnictwo: Mando

Agnieszka Wojciechowska jest jedną z najbardziej znanych polskich strażaczek. Jej praca nie polega na siedzeniu za biurkiem – Wojciechowska od lat jeździ na akcje i przyczynia się do ratowania ludzkich żyć. Odkąd pamięta, chciała zostać strażaczką. Nie bez znaczenia był zapewne fakt, że w straży pożarnej pracowali również jej ojciec i dziadek. Samej Wojciechowskiej zapewne było jednak trudniej niż im – aby zaskarbić sobie zaufanie kolegów i przełożonych, musiała bardzo ciężko pracować, a ze stereotypami związanymi z płcią mierzy się właściwie do dziś (nawet mimo tego, że w swojej pracy sprawdza się już od niemal dwóch dekad, odbyła prestiżowy staż w Stanach Zjednoczonych i zdobyła tytuł najtwardszego strażaka Europy).

W swojej książce Wojciechowska pisze jednak nie tylko o przeszkodach, które stały jej na drodze. Wprawdzie opisuje ona sytuację dość specyficzną, bo kobiet w straży pożarnej nie ma przecież zbyt wiele, jednak czytelnik dowie się z jej książki nie tylko tego, jak to jest być kobietą w straży pożarnej, ale także – jak w ogóle pracuje się w tej specyficznej służbie. Wojciechowska zdradza, jak wygląda dwudziestoczterogodzinny dyżur, mocno podkreślając, że żaden dzień w pracy strażaka lub strażaczki nie jest taki sam. Opisuje także, jak wygląda przygotowanie się do akcji i opowiada o niektórych spośród akcji, w których sama brała udział. Poza tym pisze także m.in. o swojej miłości do licznych sportów, a także o tym, w jaki sposób łączy pracę z macierzyństwem. Oczywiście w podobnej książce nie mogłaby również pominąć tego, co w pracy strażaczki najtrudniejsze, czyli tematu radzenia sobie z ryzykiem, stresem, traumą.

Książka Wojciechowskiej jest porządnie wydana i zilustrowana licznymi zdjęciami, na których znajduje się jej autorka i bohaterka. Sądzę, że można ją polecić bibliotekom, bo ze względu na jej temat zainteresowanie czytelników może okazać się spore, a sama książka – jak na publikację tego typu – jest jak najbardziej w porządku. Oprawa miękka, klejona.

Weronika Kostyrko, „Róża Luksemburg. Domem moim jest cały świat”

Róża Luksemburg. Domem moim jest cały świat

Weronika Kostyrko, „Róża Luksemburg. Domem moim jest cały świat”Autorka: Weronika Kostyrko
Wydawnictwo: Marginesy

Róża Luksemburg to postać historyczna dobrze znana w Europie i na świecie, ale w Polsce niemal zapomniana. W PRL-u bywała pomijana, bo krytykowała Lenina i Stalina, a po 1989 roku również nie zapałano do niej miłością – była przecież działaczką socjalistyczną, która swoją najważniejszą pracę teoretyczną poświęciła tematowi akumulacji kapitału, a myśl tego typu raczej nie była potrzebna twórcom liberalnej III Rzeczypospolitej. Co gorsza, przyczepiono jej łatkę zdrajczyni polskości i przeciwniczki polskiej niepodległości. Jak wykazuje w swojej książce Weronika Kostyrko – zupełnie niesprawiedliwą. Autorka przypomina, że pierwszy proces polityczny, jaki wytoczono Luksemburg (zresztą przez nią przegrany) dotyczył ni mniej, ni więcej tylko właśnie obrony polskich racji narodowościowych.

Książka byłej dziennikarki „Gazety Wyborczej” i pisarki ma na celu przybliżenie życiorysu i myśli Róży Luksemburg polskim czytelnikom i – co ważne – odkłamanie tej postaci, sprostowanie licznych nieprawdziwych legend na jej temat. Ta działaczka społeczna, ekonomistka, myślicielka polityczna i jedna z pierwszych w historii Polek z doktoratem zostaje ukazana jako miłująca wolność socjaldemokratka, która otwarcie krytykowała sowiecki model komunizmu. W eseju „O rewolucji rosyjskiej” pisała: „Wolność tylko dla zwolenników rządu, tylko dla członków partii – choćby ich było bardzo wielu – nie jest wolnością. Wolność jest zawsze wolnością dla myślących inaczej”. Z kolei jej najważniejsza, czytana do dziś przez ekonomistów praca zatytułowana „Akumulacja kapitału. Przyczynek do ekonomicznego wyjaśnienia imperializmu” stanowiła istotną rewizję poglądów Karola Marksa.

Weronika Kostyrko ukazuje swoją bohaterkę nie tylko jako działaczkę i teoretyczkę, ale także jako kobietę z krwi i kości. Jej książka jest biografią, nie zaś tylko biografią polityczną, co oznacza, że czytelnik poznaje Różę Luksemburg także jako osobę prywatną, obdarzoną wieloma zainteresowaniami, kochającą i kochaną. Powracającym w książce wątkiem jest chociażby amatorski zielnik, który Luksemburg z zaangażowaniem prowadziła. Kostryko pokazuje również wrażliwość swojej bohaterki na sztukę i obficie ją cytuje, korzystając na przykład z fragmentów jej korespondencji.

Chociaż książka Kostyrko prezentuje Różę Luksemburg jako interesującą, bezsprzecznie wybitną i bardzo ważną postać, nie jest ona również przesłodzoną laurką. To po prostu pieczołowicie przygotowana, wyczerpująca biografia, którą w dodatku bardzo dobrze się czyta. Zdecydowanie warto mieć ją w swojej bibliotece. Oprawa twarda, szyta.

Rudolf Otto Wiemer, Józef Wilkoń, „Kto obudził niedźwiedzia?”

Kto obudził niedźwiedzia?

Rudolf Otto Wiemer, Józef Wilkoń, „Kto obudził niedźwiedzia?”Autor: Rudolf Otto Wiemer
Ilustracje: Józef Wilkoń
Wydawnictwo: Tatarak
Poziom czytelniczy: BD 0/I

Książka Rudolfa Otto Wiemera i Józefa Wilkonia po raz pierwszy ukazała się w Niemczech w 1989 roku, ale dopiero teraz doczekała się pierwszego polskiego wydania. I całe szczęście, bo przecież lepiej późno niż wcale!

Opowiadana w niej historia, choć jest prosta, posiada ten rodzaj siły, który charakteryzuje najbardziej klasyczne baśnie i podania. A przy okazji, jest czymś w rodzaju skierowanego do dzieci biblijnego apokryfu. Oto mała Mysz podsłuchuje, że w niewielkiej wiosce Betlejem „narodził się nowy Król” i ze zdziwieniem obserwuje, że ludzie tłumnie ruszają na jego spotkanie. Co więcej, nad horyzontem Mysz dostrzega niezwykłą gwiazdę, taką, jakiej jeszcze nigdy dotąd nie widziała. Jest pewna, że to znak, postanawia więc poinformować o narodzinach inne zwierzęta i ruszyć w drogę. Chomik wprawdzie naśmiewa się z Myszy i nie chce z nią pójść, ale inne zwierzęta łatwo dają się namówić. Po drodze Mysz – stopniowo coraz bardziej pewna siebie – zabiera w podróż do Betlejem Kota, Psa, Lisa, Wilka i Niedźwiedzia. Gęś, uwolniona ze śmiertelnego uścisku Lisa, kiedy ten zdziwił się doniesieniami Myszy – leci przodem, ale w to samo miejsce, czyli do stajenki. Będąc już blisko celu, zwierzęta zauważają, że ludzie i inne stworzenia nadciągają do Betlejem ze wszystkich stron – wszyscy chcą zobaczyć Króla, który okazuje się być leżącym w żłóbku dzieciątkiem. Mysz do samego końca pozostaje skromna, ale jest dumna z tego, czego udało jej się dokonać. „Jestem najmniejsza i najsłabsza za wszystkich zwierząt, mimo to udało mi się przyprowadzić tu Kota, Psa, Lisa, Wilka. W dodatku obudziłam Niedźwiedzia!” – mówi na końcu, a mały czytelnik z pewnością może potraktować takie zakończenie jak rodzaj morału.

Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, jak wielkim walorem książki są przepiękne, pastelowe ilustracje Józefa Wilkonia. Sędziwy już dziś artysta w pełni wykorzystuje tu swój dar do kreowania za pomocą pozornie prostych środków, baśniowej, pełnej niesamowitości atmosfery. Kontakt z „Kto obudził niedźwiedzia?” jest w związku z tym prawdziwą ucztą dla oka – poszczególne plansze można by wręcz wieszać na ścianach. Podsumowując, to najlepsza bożonarodzeniowa książka, jaka wpadła mi w tym roku w ręce – bardzo polecam zakup każdej bibliotece. Oprawa twarda, szyta. Duży format.

Mathilda Masters, Angelique Van Ombergen, „321 pasjonujących faktów naukowych”

321 pasjonujących faktów naukowych

Mathilda Masters, Angelique Van Ombergen, „321 pasjonujących faktów naukowych”Autorki: Mathilda Masters i Angelique Van Ombergen
Ilustracje: Louize Perdieus
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Najnowsza publikacja z wypełnionej po brzegi ciekawostkami serii książek Mathildy Masters, belgijskiej dziennikarki, która tak naprawdę nazywa się Hilde Smeesters. Ostatnio na liście „123 superważne fakty o miłości i seksie” – tę pozycję polecaliśmy podczas przeglądu 12 w 2023 roku.

„321 pasjonujących faktów naukowych” to publikacja imponujących rozmiarów – tytułowe 321 faktów zmieściło się na około trzystu bogato ilustrowanych stronach dużego formatu. Fakty podzielone zostały przez autorki na dziesięć kategorii: 1. Planety i nieskończony wszechświat, 2. Cała Ziemia, 3. Siły natury, 4. Fauna i flora, 5. Pierwiastki w swoim żywiole, 6. Wspaniały świat matematyki, 7. Człowiek – dziwne stworzenie, 8. Nauka o człowieku i społeczeństwie, 9. Mądre głowy, 10. Świat przyszłości. Większość nazw kategorii mówi sama za siebie, sądzę jednak, że wypadałoby wyjaśnić, na czym polega rozdział pt. „Mądre głowy”. Otóż autorki postanowiły zawrzeć w nim informacje o wybranych naukowcach i naukowczyniach, których praca na różne sposoby zmieniła świat (pojawiają się w nim m.in. Albert Einstein, Jane Goodall, Nikola Tesla czy Maria Skłodowska-Curie).

Masters wykorzystuje modus operandi znany z jej poprzednich książek. W przystępny i pełen humoru sposób przekazuje ona młodemu czytelnikowi potężny zastrzyk wiedzy, która dla niepoznaki przebrana jest w szaty ciekawostek. Czytelnik, czy to dziesięcioletni, czy pięćdziesięcioletni, prawdopodobnie odłoży książkę mądrzejszy – w końcu nikt z nas nie wie wszystkiego o wszystkim! Oczywistą zaletą publikacji jest jej wielorazowość – po „321 pasjonujących faktów naukowych” można sięgać wciąż na nowo, czytając ją na wyrywki. Książka doskonale nadaje się też do wspólnego przeglądania. Co jednak być może najważniejsze, czytelnik może poczuć się sprowokowany do pogłębiania wiedzy, którą wyniósł z książki. Dobre wrażenie robią wesołe ilustracje, które pomagają zrozumieć lub zapamiętać konkretne treści.

W swojej kategorii książka Mathildy Masters i Angelique Van Ombergen jest świetna. Wad nie dostrzegam. Polecam zakup. Oprawa twarda, szyta.

Emilia Kiereś, „Cacko”

Cacko

Emilia Kiereś, „Cacko”Autorka: Emilia Kiereś
Ilustracje: Edyta Danieluk
Wydawnictwo: Bis
Poziom czytelniczy: BD II/III

Głównym bohaterem przeznaczonej dla młodszych czytelników powieści Emilii Kiereś jest przedmiot – szklana bombka choinkowa, którą otrzymuje od ojca mały Ambroży Jacyna. Ma to miejsce w odległym 1911 roku, jednak w toku lektury okazuje się, że bombka przetrwała stulecie pełne zawirowań historycznych i jest obecna w rodzinie Jacynów jeszcze w czasach współczesnych, zaś wieszanie jej na choince to jedna z najważniejszych rodzinnych tradycji.

Czytając powieść Emilii Kiereś, odbiorca jest świadkiem świąt Bożego Narodzenia obchodzonych przez rodzinę Jacynów w różnych, czasami bardzo odległych od siebie czasach. W pierwszym rozdziale, którego akcja rozgrywa się w 1911 roku, Ambroży jest małym chłopcem i wraz z rodzicami dopiero co przeprowadził się do Poznania – wówczas niemieckiego. W kolejnym obserwujemy święta w 1918 roku, a zatem wtedy, kiedy narodziła się II Rzeczpospolita. W trzecim rozdziale Ambroży jest już głową swojej własnej rodziny, ale niestety tym razem nie może spędzić Bożego Narodzenia wraz z nią – jest 1944 rok, więc prawdopodobnie przebywa on w lesie wraz z innymi partyzantami, a jego żona i dzieci wieszają bombkę na choince, myśląc o nieobecnym ojcu. Rozdział czwarty to już 1981 rok, w którym święta przypadają świeżo po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego – Ambroży jest już wtedy sędziwym człowiekiem. Następnie akcja przeskakuje do czasów w miarę współczesnych, a konkretnie do 2014 roku – w tym rozdziale Ambroży nazywany jest pradziadkiem i od dawna nie żyje, jednak bombka wciąż ma swoje miejsce na choince Jacynów i nawet najmłodsze dzieci zaczynają rozumieć, jak ważne jest dalsze podtrzymywanie tej rodzinnej tradycji. W ostatnim rozdziale czytelnik ponownie cofa się w czasie do 1911 roku i dowiaduje się, w jakich właściwie okolicznościach bombka trafiła do ojca Ambrożego. Dopiero tutaj okazuje się, że okoliczności te miały wiele wspólnego z duchem świąt – tytułowe cacko stało się rodzinną własnością wskutek zrządzenia losu, ale także dwóch dobrych uczynków pana Macieja.

„Cacko” to powieść, w której autorka w udany sposób zrealizowała dobry pomysł. Jedną z jej głównych zalet jest fakt, że tak naprawdę ma ona wiele tematów – to m.in. powieść o wielopokoleniowości rodzin, sile czerpanej z umiejętnie kultywowanej tradycji, a także o niełatwej historii Polski. Zdecydowanie może się ona podobać, zwłaszcza nieco bardziej konserwatywnym rodzicom – widać, że dla autorki ważne jest zaszczepienie w swoich czytelnikach szacunku do tradycji patriotycznych i religijnych. Polecam zakup. Oprawa twarda, szyta.

Paul Lynch, „Pieśń prorocza”

Pieśń prorocza

Paul Lynch, „Pieśń prorocza”Autor: Paul Lynch
Wydawnictwo: Marginesy

Nagrodzona w ubiegłym roku Nagrodą Bookera powieść Paula Lyncha to połączenie realizmu i dystopii. Jej główną bohaterką jest Eilish Stack, biolożka molekularna i komórkowa, a do tego matka czwórki dzieci. Już w pierwszych scenach książki w jej domu zjawiają się funkcjonariusze nowo utworzonej irlandzkiej policji, którzy poszukują jej męża. Okazuje się, że chcą go zatrzymać za działalność wywrotową, mimo że mężczyzna na dobrą sprawę nawet nie wiedział, że podejmuje się takiej działalności.

Z rozpędzonej, dusznej narracji „Pieśni proroczej” szybko zaczyna wynikać, że dotychczasowa liberalna demokracja wraz z dojściem do władzy nowego rządu błyskawicznie przeradza się w terroryzujący obywateli reżim. W takich właśnie warunkach zewnętrznych Eilish stara się ratować rodzinę i sprawić, by trzymała się razem. Oczywiście nie jest to łatwe zadanie, bo zmierzająca w stronę totalitaryzmu sytuacja w kraju i utrata ojca prowokują dzieci do buntu – jeden z synów Eilish dołącza nawet do grupy rebeliantów.

By nie zdradzić zbyt wiele z fabuły „Pieśni proroczej” napiszę tylko, że wraz z upływem czasu pętla na szyi Eilish coraz bardziej się zacieśnia i postępuje to wraz z dalszymi zmianami w kraju – to, co zaczęło się represjami, zdumiewająco szybko przeradza się w okrutną wojnę. Za pomocą tak skrojonej opowieści Lynch stara się uzmysłowić europejskiemu odbiorcy, że naprawdę niewiele brakuje, by sytuacja w kraju ze stosunkowo stabilnej, zmieniła się w przypominającą te dzisiejsze państwa, których mieszkańcy masowo migrują do Europy. Właśnie to irlandzki pisarz zdaje się mówić przede wszystkim – naprawdę niewiele dzieli nas wszystkich od tego, byśmy sami stali się migrantami. A poza tym – oczywiście! – ostrzega przed podejmowaniem fatalnych, brzemiennych w skutki decyzji politycznych.

Powieść Paula Lyncha czyta się jak w transie. Jej narracja celowo ukształtowana jest w taki sposób, by wymuszać szybką, niecierpliwą lekturę. Nie ma tu przerw, nie ma oddechu, wszystko wydaje się dziać jednocześnie i nawet pod względem graficznym tekst podzielony jest na obszerne cząstki, bez akapitów i zapisywania dialogów od myślników. „Pieśń proroczą” zdecydowanie warto mieć w bibliotece – to interesująca i bardzo sprawnie napisana powieść, o której się mówi i o której będzie się mówiło. Oprawa miękka, klejona.