
Archiwum kategorii: LITERATURA PIĘKNA DLA DOROSŁYCH


W środku nocy

Majtki na słońcu

Raport Kruka
Autor: Przemysław Kowalewski
Wydawnictwo: Filia
Przemysław Kowalewski debiutował jako pisarz zaledwie dwa lata temu. Wydał wtedy bardzo dobrze przyjęty kryminał pt. „Kozioł”, pierwszą powieść z cyklu o szczecińskim poruczniku milicji Ugne Galancie. Od tamtej pory zdążył wydać jeszcze trzy inne powieści wchodzące w skład tej serii, w tym „Sierociniec”, który omawialiśmy podczas przeglądu 8 w 2024 roku. „Raport Kruka” to kolejna powieść Kowalewskiego i zarazem pierwsza, która nie jest powiązana ze wspomnianym cyklem. A właściwie jest z nim powiązana, ale bardzo delikatnie – główny bohater „Raportu Kruka”, Nikita Wajda, jest po prostu dzieckiem jednego z bohaterów cyklu.
Jest również światowej sławy archeologiem, którego poznajemy, kiedy wykłada na Uniwersytecie Szczecińskim i w przededniu wyjazdu do Bazylei, gdzie ma pracować z napisaną po koptyjsku, odkrytą w poprzednim wieku „Ewangelią Judasza”. Tuż przed wyjazdem Wajda dowiaduje się, że w Szczecinie również odkryto zabytek archeologiczny wielkiej wagi – coś, co prawdopodobnie jest kryptą Gryfitów, czyli dawnych książąt pomorskich. Bohater prosi swojego najlepszego studenta, Franka Hebela, o to, by obserwował badania dotyczące tego odkrycia, a kiedy po kilku lat wraca, dwaj mężczyźni postanawiają razem przyjrzeć się całej sprawie z bliska. Pomaga im w tym Agne, młoda hakerka, a prywatnie kuzynka Hebela. Co istotne, po latach okazuje się, że sprawa krypty została zamieciona pod dywan – najprawdopodobniej przez władze.
„Raport Kruka” to prosty, trzymający się dość utartych schematów sensacyjny thriller. Chwilami niektóre rozwiązania fabularne mogą wydać się czytelnikowi wręcz głupawe, ale mimo to powieść czyta się wartko i dobrze. Może i autor zanadto nie kombinuje, ale udaje mu się budować w swojej historii odpowiednie napięcie, dzięki czemu odbiorcy trudno przerwać lekturę. Na tym jednak nie koniec, bo Kowalewski ma w zanadrzu jeszcze jedno rozwiązanie, które wyróżnia jego powieść spośród innych – w formie przystępnej narracji gatunkowej porusza on pewien niewygodny wątek z historii Polski. A mianowicie wątek polskich obozów koncentracyjnych – tych, które rzeczywiście działały w naszym kraju po drugiej wojnie światowej, a w szczególności tych, w których gromadzeni byli Niemcy. Wiedza o nich wciąż nie jest w naszym kraju wiedzą powszechną, a w uproszczonej, powieściowej wersji pewnie łatwiej będzie jej trafić do niektórych czytelników.
„Raport Kruka” można polecić miłośnikom polskich powieści gatunkowych. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.

Ćwiczenia z ciemności
Autorka: Naja Marie Aidt
Wydawnictwo: Cyranka
Pierwsza na polskim rynku książka duńskiej autorki uznawanej za jedną z najważniejszych współczesnych skandynawskich pisarek. Bohaterką powieści jest pięćdziesięciosiedmioletnia kobieta, która mierzy się z objawami stresu pourazowego, który uniemożliwia jej normalne funkcjonowanie. Co tydzień jeździ do terapeuty, którego na swój użytek nazywa „gościem od PTSD”. Z jego pomocą stara się uporać z traumą i powrócić do normalnego życia. Nie jest to łatwe zadanie, tym bardziej że bohaterka mierzy się nie z jedną traumą, ale nawarstwionymi skutkami wielu różnych traumatycznych wydarzeń, wśród których są m.in. przemoc domowa, której doświadczała ze strony ojca, gwałt i śmiertelne przedawkowanie narkotyków przez jej siostrę. Kobiecie przez długie lata udawało się spychać swoje problemy na dalszy plan, ciężko pracowała i wychowała trzech synów, ale w końcu nigdy nieprzepracowana trauma wyszła z ukrycia wzmocniona ostatnim traumatycznym wydarzeniem – atakiem nożownika. Bohaterka z pewnością nie miałaby siły skonfrontować się ze skutkami tego wydarzenia oraz całą trudną przeszłością i – zgodnie z tytułem tej powieści – ćwiczyć się z ciemności, gdyby nie jej cztery przyjaciółki, kobiety cierpliwe, oddane i wspierające, ale jednocześnie niepróbujące na siłę wciskać jej taniego pocieszenia.
Powieść Naji Marie Aidt jest napisana gęstym, gorączkowym, poetyckim, a jednocześnie dość oszczędnym językiem. Autorka umiejętnie gra w niej refrenicznymi powtórzeniami i skokami napięcia, co pozwala czytelnikowi na wczucie się w sytuację dotkniętej stresem pourazowym bohaterki. Pod względem literackim to świetna robota – bardzo świadoma zarówno językowo, jak i konstrukcyjnie. Nie należy zapominać, że warstwa językowa to zasługa nie tylko autorki, ale także tłumacza tej powieści na język polski – poety Macieja Bobuli.
„Ćwiczenia z ciemności” można z czystym sumieniem polecić czytelnikom nieco ambitniejszej prozy, która mierzy się z trudnymi tematami. Ale uwaga: to powieść mocna, dręcząca i przejmująca, która z pewnością może wyciągać na powierzchnię większe i mniejsze traumy czytelników (a zwłaszcza czytelniczek). Niemniej polecam ją jako zakup biblioteczny. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.

Co się stało z Niną?
Autorka: Dervla McTiernan
Wydawnictwo: Harper Collins
Warszawa 2025
Thriller napisany przez australijską autorkę, która debiutuje na naszej liście, choć we własnym kraju cieszy się już dużym uznaniem. Książka wyróżnia się spośród innych kryminalnych opowieści, ponieważ odpowiedź na kluczowe, postawione w tytule pytanie pada dość wcześnie. Czy jest zatem sens czytać dalej? Tak, zresztą od lektury ciężko się oderwać, fabuła wciąga czytelnika i trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej kartki. Oto para młodych ludzi wyjeżdża na weekend, który okazuje się niewypałem. Ona z nim zrywa, on zostawia ją samą i wraca do domu. Nikt nie wie, co dalej dzieje się z dziewczyną, policja rozpoczyna śledztwo a prawda wychodzi na jaw mniej więcej w połowie książki. Co sprawia, że chcemy czytać dalej? Prawdziwym tematem książki są emocje i reakcje ludzi, którzy przeżywają swój największy dramat. Czytelnik śledzi to, co dzieje się z rodzicami zarówno Niny, jak i jej chłopaka Simona. Wszyscy znajdują się w niebywale trudnej sytuacji. Niedobrze jest drżeć ze strachu o córkę, ale równie źle jest podejrzewać syna o straszliwą rzecz. Czy w końcu ktoś pęknie a kumulowane emocje wybuchną z wielką siłą? Zakończenie książki zaskakuje dwukrotnie.
Powieść jest bardzo dobrze napisana, a świat przeżyć emocjonalnych postaci ukazany niezwykle przekonująco. Dreszcz przechodzi po plecach na samą myśl, że można znaleźć się w podobnej sytuacji i to jest chyba największa siła utworu. Polecam wszystkim, którzy lubią się bać i gustują w powieściach psychologicznych. Oprawa miękka, klejona.

Sekret indygo
Autorka: Natasha Boyd
Wydawnictwo Kobiece
Białystok 2025
Powieść historyczna napisana przez amerykańską autorkę, którą pierwszy raz gościmy na naszej liście. Fabuła utworu opiera się na prawdziwych wydarzeniach, a główna bohaterka to Eliza Lucas Pinckney – postać, która zapisuje się w historii Stanów Zjednoczonych jako XVIII – wieczna biznesmenka, właścicielka największych plantacji indygo w Karolinie Południowej. I to właśnie ona – energiczna, wykształcona, niezależna mentalnie i odważna postać kobieca to najsilniejszy punkt utworu. Jednak zanim nasza Eliza dotrze na szczyt, czeka ją droga długa, nieznana i wyboista. Przypominam, że akcja powieści toczy się w 1739 roku. Czas nie sprzyja wkraczającej w dorosłość dziewczynie, która pragnie rozwijać swoje zainteresowania, samodzielnie decydować o życiu a jeśli wziąć ślub to tylko z miłości a nie z powodu oczekiwań otoczenia. Matka Elizy stoi na jednym biegunie i reprezentuje wszystko to, co tłamsi i ogranicza bohaterkę. Ojciec, pułkownik Armii Brytyjskiej natomiast rozbudza w niej ambicje, daje możliwość sprawdzenia się w roli głowy rodziny, którą Eliza nieformalnie się staje po jego wyjeździe i nagłej śmierci pani Lucas. Bohaterka zarządza rodzinnymi plantacjami, sprawuje opiekę nad rodzeństwem a w obliczu rosnącego zadłużenia, podejmuje ryzykowną decyzję o uprawie indygo. Czy odniesie sukces i ocali majątek? Ważną rolę może tu odegrać stosunek Elizy do ludzi, którzy ją otaczają.Wątki kolonializmu i niewolnictwa dawno nie pojawiały się w powieściach historycznych, tu wracają w bardzo dobrym wydaniu. Wydarzeniom cały czas towarzyszy napięcie związane z buntami niewolników. Wieje wiatr zmian i owiewa nie tylko wolność czarnoskórych bohaterów utworu, ale także kobiet zrzucających gorset ról społecznie im przypisanych. Książka jest warta uwagi, chociażby ze względu na temat dawno nieporuszany a czy aktualny? – zawsze warto przypomnieć o podstawowych prawach człowieka i promować empatię w relacjach międzyludzkich. Całość czyta się bardzo dobrze. Zbeletryzowana biografia Elizy Lucas Pinckney wciąga, a sposób wykreowania postaci sprawia, że czytelnik od razu kibicuje wszystkim jej poczynaniom. Polecam książkę na spokojne, majowe wieczory. Oprawa miękka, klejona. Czytaj dalej

Bibliotekarka na froncie
Autorka: Janet Skeslien Charles
Wydawnictwo: Mando
Kraków 2025
Kolejna propozycja od amerykańskiej autorki bestselleru „New York Timesa”, głośnej „Bibliotekarki z Paryża”, którą polecaliśmy na przeglądzie P. 13/21. Powieść jest inspirowana prawdziwymi losami kobiet zrzeszonych w tworze o nazwie: Amerykańska Komisja ds. Zniszczonej Francji. Jessie „Kit” Carson, Mary Breckinridge, Anne Morgan, Anne Murray Dike i inne, których nie wymienię to silne i odważne działaczki na rzecz osób pokrzywdzonych, słabszych i potrzebujących pomocy, dzieci, kobiet, cywili zaplątanych w wojenną zawieruchę. Większość z nich to panny dobrze urodzone, nie należy do nich Jessie Carson i to właśnie wokół niej buduje się fabuła utworu. Jesień 1914 roku – miasta i wsie południowej Francji stają się polami bitew, a mieszkańców przymusza się do pracy ponad siły w ciężkich warunkach. Trzy lata później tereny odbito, ale ludzie nie mają co jeść i gdzie zamieszkać: „Szkody mienia: 100 %. Szkody w rolnictwie: 100 %. Oczyszczenie niemożliwe. Zasiedlenie niemożliwe.” (s. 17) Tu właśnie rozpoczynają swoją misję kobiety z CARD, by pomóc dzieciom, które utraciły wszystko łącznie z dzieciństwem. Jak przywrócić im to ostatnie? Bajką i magiczną opowieścią, co próbuje uczynić tytułowa bohaterka, Jessie, bibliotekarka na froncie, autorka pierwszych francuskich bibliotek dla najmłodszych.Równolegle do zarysowanej historii rozwija się druga narracja z Wendy Peterson w roli głównej. Młoda pracownica nowojorskiej biblioteki, aspirująca na pisarkę, szukając tematu na pierwszą powieść, natrafia na dokumenty Amerykańskiej Komisji ds. Zniszczonej Francji. Zaciekawiona losem kobiet bohaterka przeprowadza bibliotekarskie śledztwo, w wyniku którego poznaje nie tylko życie i dzieło Jessie, ale odnajduje w sobie coś, czego szukała od dawna.„Bibliotekarka na froncie” to nie jest typowa powieść historyczna z rozbudowanym wątkiem miłosnym, jakich dziś wiele na rynku wydawniczym. Uczucie, które rozwija się pomiędzy bohaterami nie zagarnia uwagi czytelnika, zakwita trochę będąc miłym ozdobnikiem, a trochę tłem dla głębszej refleksji o utracie. Kluczowa za to wydaje się miłość do książek i miłość do ludzi, bez tej drugiej być może nie byłoby literatury. „Książki to mosty (…) Pokazują, że wszyscy jesteśmy połączeni” (s.33) – powie jedna z bohaterek utworu. Podobnych zdań można wyłowić z tekstu znacznie więcej. Gdyby ktoś jeszcze dziś prowadził dzienniczek złotych myśli, ta powieść pomogłaby mu zapisać połowę jego kartek. Słowo, piękne zdanie jest tu traktowane z estymą, bohaterowie szukają w nim wartości, z pewnością odnajdzie ją także czytelnik.„Moja najnowsza książka to historia kobiet, które coś zmieniają” (s. 368) – wyznaje w nocie odautorskiej pisarka. Rzeczywiście utwór ukazuje silne kobiece postacie i wydaje się nasączony feminizmem a przez to bardzo smaczny, zaostrzający apetyt na bycie niezależną czy wolną od oczekiwań innych ludzi. Człowiek może zainspirować drugiego człowieka, może także podciąć mu skrzydła – także o tym opowiada ta książka. Warto pamiętać, że każdy z nas zasługuje na to, by być głównym bohaterem, nie wątkiem pobocznym. To ostatnia perełka wyłowiona z tekstu powieści, jakże wdzięczna i mądra. Książka jest warta polecenia, znajdzie swojego odbiorcę. Oprawa miękka, klejona.

Koniec mapy
Autor: S. J. Lorenc
Wydawnictwo: Mięta
Warszawa 2025
Udany debiut autora z warszawskiego Żoliborza. Pisarz kryjący się pod pseudonimem S. J. Lorenc jest z wykształcenia biologiem, lubuje się w horrorach z lat osiemdziesiątych. Jedno i drugie odbija się w fabule książki, bo i o mikroorganizmach będzie ta historia, i o dużych kłopotach, w które wpadnie grupa bohaterów – uczestników turystycznego rejsu po Svalbardzie. Główne postacie utworu stanowią mieszankę całkowicie różnych, przypadkowo złączonych jednym losem ludzi. Trzeba przyznać, że każdy z nich jest inny, lecz równie barwny, co pozostali a interakcje zachodzące między nimi są przemyślane i elektryzujące. Autor nie idzie na łatwiznę, dobrze buduje swoich bohaterów, którzy są bardziej skomplikowani niż początkowo się wydaje. Mamy tu wilka morskiego po rozwodzie, nieco upadłą gwiazdę rocka, informatyka – maminsynka, pochodzącego z bogatego domu fana Tolkiena, byłego boksera, który jak się później okaże potrafi znokautować jednym ciosem, małżeństwo, które chyba niebawem powiększy grono singli oraz influencerkę, która ma smykałkę nie tylko do robienia zdjęć i nagrywania filmów. Wszyscy wymienieni wyżej ochoczo pakują się na statek „Moskwa”, pakują się też w tarapaty, które funduje im „sympatyczny” zespół rosyjskich naukowców. Praca badaczy, pozyskujących z – o ironio – topniejącej wiecznej zmarzliny mikroorganizmy sprzed tysięcy lat wymyka się spod kontroli i może realnie zagrozić ludzkości. Podobnie zresztą jak zmiany klimatyczne, które gołym okiem dostrzegają przemierzający Arktykę bohaterowie. Tu warto nadmienić, że w powieść wpisano nienachalny apel o zaprzestanie niszczenia naszej planety. W tym kontekście zacytuję jedną z książkowych postaci: „Tak sobie myślę, że ani się nie potopimy, ani nie załatwi nas skład atmosfery, tylko wykończy nas zwykła, tradycyjna głupota” (s. 64). Wracając do fabuły, trzynaście lipcowych dni zmieni życie wszystkich uczestników rejsu „Moskwą”, może także zmienić losy świata, o ile nikt nie powstrzyma w porę nadchodzącego zagrożenia.
Pomysł na opowieść ciekawy, realizacja bardzo dobra, dobrze wykorzystany motyw żeglugi, miasteczka-widma (które nota bene naprawdę istnieje) oraz pamiętnika, styl swobodny okraszony humorem – wszystko się tu zgadza. Akcja rozwija się powoli, równolegle z nią narasta napięcie. Niepokój wisi w powietrzu od pierwszych kart książki, później pojawi się groza, będą też zwroty akcji i kilka brutalnych scen ( w tym gwałt). Zakończenie nieoczywiste, godne porządnego dreszczowca. Polecam. Autorowi gratuluję debiutu. Oprawa miękka, klejona.

Niedobry zwyczaj
Autorka: Alana S. Portero
Wydawnictwo: Filtry
Alana S. Portero to transpłciowa poetka, reżyserka teatralna i aktywistka, która przede wszystkim upomina się o prawa transkobiet. Powieść „Niedobry zwyczaj” jest jej prozatorskim debiutem – okazuje się, że Portero potrafi też opowiadać historie. A że są to historie opowiadane z perspektywy mniejszości, której spojrzenie do niedawna nie było w literaturze reprezentowane, to tym ciekawiej.
Bohaterkę „Niedobrego zwyczaju” łatwo utożsamić z autorką powieści – to dziewczynka, która urodziła się w ciele chłopca i wychowuje się w San Blas, czyli nienajłatwiejszej do życia robotniczej dzielnicy Madrytu w latach po śmierci generała Franco. Bohaterka oczywiście skazana jest na odrzucenie i na co dzień stryka się z wrogością. Mimo to powieść Alany S. Portero nie jest skargą – autorka w dużym stopniu skupia się na wychwytywaniu momentów afirmacji. Już jako małe dziecko bohaterka ma poczucie, że swoich sojuszników powinna szukać przede wszystkim w osobach z różnych powodów odrzuconych, w lokalnych outsiderach. Zaczyna od staruszki imieniem Maria, na którą wszyscy sąsiedzi mówią Peruka i o której plotkują, że jest wiedźmą. Innym sposobem na przetrwanie jest dla bohaterki regularna ucieczka w świat wyobraźni.
Styl, którym napisany jest „Niedobry zwyczaj”, można określić mianem poetyckiego – autorka lubi metafory i kwieciste porównania, a poszczególne sceny często konstruuje, przywiązując dużą uwagę do detali i drobnych gestów. Na szczęście szybko okazuje się, że Portero nie zapomina także o żywiole opowieści, a krótkim rozdziałom, z których składa się powieść, nie brakuje napięcia. Krótko mówiąc: „Niedobry zwyczaj” potrafi czytelnika najzwyczajniej w świecie wciągnąć.
Podobno w Hiszpanii powieść Alany S. Portero była wydawniczym przebojem – i jakoś się temu nie dziwię. Po pierwsze, wielu ludzi chce dziś czytać o wcześniej wykluczanych mniejszościach, szczególnie seksualnych, a po drugie – to niezła, ciekawa książka. W Polsce pewnie aż takiego sukcesu nie odniesie, ale według mnie jak najbardziej warto ją rozważyć jako zakup biblioteczny. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.