Archiwum kategorii: LITERATURA PIĘKNA DLA DOROSŁYCH

Patryk Zalaszewski, „Luneta z rybiej głowy”

Luneta z rybiej głowy

Patryk Zalaszewski, „Luneta z rybiej głowy”Autor: Patryk Zalaszewski
Wydawnictwo: Czarne

Nienazwana wieś gdzieś nad Bałtykiem, czasy powojenne, choć trudno dokładnie powiedzieć jakie. I narrator – dziś już dorosły, ale w książce opowiadający z perspektywy dziecka, a zatem z takiej perspektywy, która bazuje na tym, co zaobserwowane i zasłyszane, ale nie unika dowyobrażenia sobie tego czy owego, czasami osuwając się wręcz w realizm magiczny. Co istotne, narrator ten nie pasuje do nadmorskiej społeczności i jej patriarchalnej struktury, poniekąd wymuszonej niebezpieczną pracą na morzu. Jest po prostu zbyt miękki, bojaźliwy i nie wiadomo dlaczego zamiast silnymi rękami, woli pracować wyobraźnią.

Opowiada on czytelnikowi o rzeczach często dziwnych, ale zawsze jak gdyby znajomych. O dziadku, którego ciało wprawdzie wróciło z wojny, ale dusza została na niej na zawsze. O ciężko pracującym na kutrze Staśku Bawołku, który pewnego dnia zaczyna dostawać tajemnicze listy miłosne. O największej miłości, jaką widziały tamte okolice, niestety brutalnie przerwanej przez aparat państwowy. O dwóch braciach-topielcach i ich ojcu, który długo nie może pozbierać się po ich stracie. O Głupim Gieniu, który – choć ewidentnie opóźniony – w rzeczywistości wcale taki głupi nie jest. Albo o tym, dlaczego babcia narratora nie pozwala nikomu tępić myszy i jaki ma to związek z jej dawną przyjaciółką, która wstąpiła do zakonu i tam straciła zmysły.

Zbiór dwunastu opowiadań Patryka Zalaszewskiego wydany pod tytułem „Luneta z rybiej głowy” jest książką dojrzałą – przynajmniej pod względem ponadprzeciętnej świadomości formy. Mimo że autor dopiero debiutuje, jego książka jest świadectwem dużego panowania nad warsztatem. Widać, że Zalaszewski dopracował swój styl i ma ulubione chwyty, które w różnych wariantach powtarzają się w opowiadaniach. Książka jest przez to spójna, a czytelnik ma wrażenie obcowania z przemyślaną całością, może nawet rodzajem autorskiej wizji świata. Nie to może zbyt oryginalna wizja, ale przecież niedostateczna oryginalność to wcale nie największy grzech debiutujących autorów. Dla niektórych czytelników mankamentem tej prozy może się również okazać fakt, że swoimi opowiadaniami Zalaszewski zdaje się nie mówić zbyt wiele o tamtym minionym świecie, a zamiast tego po prostu go utrwala.

W każdym razie to, co w książce znalazłem, wystarcza mi, by polecić „Lunetę z rybiej głowy” jako zakup biblioteczny. Z kolei jej autora warto obserwować, bo ma pisarski talent – ciekawe, co z nim zrobi w następnych książkach. Oprawa twarda, szyta.

Juan Cárdenas, „Diabeł z prowincji”

Diabeł z prowincji

Juan Cárdenas, „Diabeł z prowincji”Autorka: Juan Cárdenas
Wydawnictwo: Art Rage

„Diabeł z prowincji” to doceniona na świecie powieść kolumbijskiego pisarza i zarazem jego pierwsze dzieło przełożone na język polski. Jej głównym bohaterem jest bezimienny trzydzestokilkuletni biolog. Mężczyzna wskutek serii życiowych porażek, wśród których trzeba wymienić rozwód i utratę prestiżowej pracy w Europie, jest zmuszony do powrotu w rodzinne strony, gdzie zostaje zatrudniony jako nauczyciel w szkole z internatem. W nowej pracy nie odnajduje się zbyt dobrze, a jego jedynym przyjacielem w miasteczku szybko zostaje diler, który sprzedaje mu marihuanę. Oprócz niego bohater widuje się z matką, której raczej nie lubi, z nieco podobnym do niego wujkiem-schizofrenikiem, na co dzień żyjącym w miejscowym szpitalu psychiatrycznym, a także z fałszywą dziewczyną swojego zamordowanego przed kilkoma laty brata (fałszywą, bo jego brat tak naprawdę był gejem, chociaż skrzętnie to ukrywał). W końcu spotyka także swoją licealną miłość. Okazuje się, że kobieta dawno temu straciła nogę w wypadku i używa protezy, a poza tym… oferuje biologowi pracę na stanowisku biotechnologa współpracującego z koncernem produkującym olej palmowy.

Stopniowo wokół biologa zaczynają dziać się dziwne rzeczy, nie do końca wiadomo jednak, na ile są one skutkiem tajemniczych intryg, a na ile wytworami jego własnej wyobraźni. Jedna z jego uczennic zaczyna rodzić na lekcji i w dodatku rodzi dziecko, które niepokojąco przypomina diabła. Sprawa zamordowania jego brata wciąż pozostaje niewyjaśniona i wydaje się co najmniej tajemnicza. W końcu sam biolog zostaje porwany – ale właściwie przez kogo i w jakim celu?

Cárdenas w swojej powieści celowo gubi tropy i miesza wpływy. W „Diable z prowincji” słychać echa powieści detektywistycznej, komedii, opowieści grozy, a także bajki czy też przypowieści. Pisarz robi to wszystko po to, by w przepełniony dziwnością sposób pokazać pokomplikowanie dzisiejszej rzeczywistości oraz zastanowić się, jaki sposób na odnalezienie się w niej jest najlepszy i dlaczego. A także – co w tej rzeczywistości stanowi pierwiastek boski, a co diabelski albo innymi słowy: co jest dobre, a co złe. Cárdenas na stawiane przez siebie pytania nie odpowiada, a przynajmniej nie robi tego jednoznacznie, zostawiając w swojej historii wiele miejsca dla czytelnika, który zdecydowanie ma w niej co interpretować. „Diabeł z prowincji” to powieść udana, chociaż nieprzeznaczona dla każdego. Jej lektura wymaga otwartości i chęci do podjęcia interpretacyjnej rękawicy. Do polecenia miłośnikom nieoczywistej współczesnej prozy. Oprawa miękka, klejona.

Emilia Kiereś, „Cacko”

Cacko

Emilia Kiereś, „Cacko”Autorka: Emilia Kiereś
Ilustracje: Edyta Danieluk
Wydawnictwo: Bis
Poziom czytelniczy: BD II/III

Głównym bohaterem przeznaczonej dla młodszych czytelników powieści Emilii Kiereś jest przedmiot – szklana bombka choinkowa, którą otrzymuje od ojca mały Ambroży Jacyna. Ma to miejsce w odległym 1911 roku, jednak w toku lektury okazuje się, że bombka przetrwała stulecie pełne zawirowań historycznych i jest obecna w rodzinie Jacynów jeszcze w czasach współczesnych, zaś wieszanie jej na choince to jedna z najważniejszych rodzinnych tradycji.

Czytając powieść Emilii Kiereś, odbiorca jest świadkiem świąt Bożego Narodzenia obchodzonych przez rodzinę Jacynów w różnych, czasami bardzo odległych od siebie czasach. W pierwszym rozdziale, którego akcja rozgrywa się w 1911 roku, Ambroży jest małym chłopcem i wraz z rodzicami dopiero co przeprowadził się do Poznania – wówczas niemieckiego. W kolejnym obserwujemy święta w 1918 roku, a zatem wtedy, kiedy narodziła się II Rzeczpospolita. W trzecim rozdziale Ambroży jest już głową swojej własnej rodziny, ale niestety tym razem nie może spędzić Bożego Narodzenia wraz z nią – jest 1944 rok, więc prawdopodobnie przebywa on w lesie wraz z innymi partyzantami, a jego żona i dzieci wieszają bombkę na choince, myśląc o nieobecnym ojcu. Rozdział czwarty to już 1981 rok, w którym święta przypadają świeżo po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego – Ambroży jest już wtedy sędziwym człowiekiem. Następnie akcja przeskakuje do czasów w miarę współczesnych, a konkretnie do 2014 roku – w tym rozdziale Ambroży nazywany jest pradziadkiem i od dawna nie żyje, jednak bombka wciąż ma swoje miejsce na choince Jacynów i nawet najmłodsze dzieci zaczynają rozumieć, jak ważne jest dalsze podtrzymywanie tej rodzinnej tradycji. W ostatnim rozdziale czytelnik ponownie cofa się w czasie do 1911 roku i dowiaduje się, w jakich właściwie okolicznościach bombka trafiła do ojca Ambrożego. Dopiero tutaj okazuje się, że okoliczności te miały wiele wspólnego z duchem świąt – tytułowe cacko stało się rodzinną własnością wskutek zrządzenia losu, ale także dwóch dobrych uczynków pana Macieja.

„Cacko” to powieść, w której autorka w udany sposób zrealizowała dobry pomysł. Jedną z jej głównych zalet jest fakt, że tak naprawdę ma ona wiele tematów – to m.in. powieść o wielopokoleniowości rodzin, sile czerpanej z umiejętnie kultywowanej tradycji, a także o niełatwej historii Polski. Zdecydowanie może się ona podobać, zwłaszcza nieco bardziej konserwatywnym rodzicom – widać, że dla autorki ważne jest zaszczepienie w swoich czytelnikach szacunku do tradycji patriotycznych i religijnych. Polecam zakup. Oprawa twarda, szyta.

Czeluść

Autorka: Anna Kańtoch
Wydawnictwo Powergraph

Najnowsza powieść Anny Kańtoch to proza psychologiczna z wyraźnym motywem detektywistycznym. Śledztwo, które prowadzi główna bohaterka, Agnieszka dotyczy wydarzenia sprzed lat. Nastoletnia wtedy dziewczyna wraz z przyjaciółmi wybrała się do kamieniołomu, by poimprezować z dala od miasta. Niestety to niewinne spotkanie skończyło się tragicznie. Główną bohaterkę poznajemy w momencie, gdy jest ona już w podeszłym wieku i ma problemy z pamięcią. O sprawie sprzed lat przypomina jej Kaja – dziennikarka, która chce dowiedzieć się, dlaczego Agnieszka wtedy kłamała i co tak naprawdę wydarzyło się w kamieniołomach w 1986 r. Kobieta zaczyna więc grzebać w czeluściach swojej pamięci i próbuje przypomnieć sobie wydarzenia sprzed lat. Konfrontuje swoje wspomnienia z dawnymi przyjaciółmi, choć nie wszystkich pamięta nawet z imienia.

Zagadkowość fabuły zaintryguje czytelnika, który pewnie do końca nie będzie wiedział co tak naprawdę się stało w kamieniołomach. Skłania to do dalszej lektury i niczym w dobrym thrillerze buduje napięcie. Fabuła rozmywa to, co urojone z tym, co się wydarzyło naprawdę. Autorka, słynąca z pisania kryminałów, umiejętnie bawi się z czytelnikiem, buduje fabułę niejednoznaczną, na granicy jawy i snu. Po drodze podsuwa ewentualne rozwiązanie, po czym obala je w kolejnej części. Książka spodoba się fanom twórczości autorki i wszystkim, którzy lubią zagadkowe historie. Bardzo intrygująca propozycja z szerokim polem interpretacyjnym. Polecam, oprawa miękka, klejona.

Paul Lynch, „Pieśń prorocza”

Pieśń prorocza

Paul Lynch, „Pieśń prorocza”Autor: Paul Lynch
Wydawnictwo: Marginesy

Nagrodzona w ubiegłym roku Nagrodą Bookera powieść Paula Lyncha to połączenie realizmu i dystopii. Jej główną bohaterką jest Eilish Stack, biolożka molekularna i komórkowa, a do tego matka czwórki dzieci. Już w pierwszych scenach książki w jej domu zjawiają się funkcjonariusze nowo utworzonej irlandzkiej policji, którzy poszukują jej męża. Okazuje się, że chcą go zatrzymać za działalność wywrotową, mimo że mężczyzna na dobrą sprawę nawet nie wiedział, że podejmuje się takiej działalności.

Z rozpędzonej, dusznej narracji „Pieśni proroczej” szybko zaczyna wynikać, że dotychczasowa liberalna demokracja wraz z dojściem do władzy nowego rządu błyskawicznie przeradza się w terroryzujący obywateli reżim. W takich właśnie warunkach zewnętrznych Eilish stara się ratować rodzinę i sprawić, by trzymała się razem. Oczywiście nie jest to łatwe zadanie, bo zmierzająca w stronę totalitaryzmu sytuacja w kraju i utrata ojca prowokują dzieci do buntu – jeden z synów Eilish dołącza nawet do grupy rebeliantów.

By nie zdradzić zbyt wiele z fabuły „Pieśni proroczej” napiszę tylko, że wraz z upływem czasu pętla na szyi Eilish coraz bardziej się zacieśnia i postępuje to wraz z dalszymi zmianami w kraju – to, co zaczęło się represjami, zdumiewająco szybko przeradza się w okrutną wojnę. Za pomocą tak skrojonej opowieści Lynch stara się uzmysłowić europejskiemu odbiorcy, że naprawdę niewiele brakuje, by sytuacja w kraju ze stosunkowo stabilnej, zmieniła się w przypominającą te dzisiejsze państwa, których mieszkańcy masowo migrują do Europy. Właśnie to irlandzki pisarz zdaje się mówić przede wszystkim – naprawdę niewiele dzieli nas wszystkich od tego, byśmy sami stali się migrantami. A poza tym – oczywiście! – ostrzega przed podejmowaniem fatalnych, brzemiennych w skutki decyzji politycznych.

Powieść Paula Lyncha czyta się jak w transie. Jej narracja celowo ukształtowana jest w taki sposób, by wymuszać szybką, niecierpliwą lekturę. Nie ma tu przerw, nie ma oddechu, wszystko wydaje się dziać jednocześnie i nawet pod względem graficznym tekst podzielony jest na obszerne cząstki, bez akapitów i zapisywania dialogów od myślników. „Pieśń proroczą” zdecydowanie warto mieć w bibliotece – to interesująca i bardzo sprawnie napisana powieść, o której się mówi i o której będzie się mówiło. Oprawa miękka, klejona.

Guy Delisle, „W ułamku sekundy. Burzliwe życie Eadwearda Muybridge’a”

W ułamku sekundy. Burzliwe życie Eadwearda Muybridge’a

Guy Delisle, „W ułamku sekundy. Burzliwe życie Eadwearda Muybridge’a”Autor: Guy Delisle
Wydawnictwo: Kultura Gniewu

Eadweard Muybridge był cenionym fotografem w czasach, kiedy ta dyscyplina wciąż jeszcze raczkowała, wynalazcą i bodaj najważniejszym z pionierów kina – pierwszy film wyświetlił on przed publicznością 16 lat przed wynalezieniem kinematografu przez braci Lumière. Fascynującą biografię tej właśnie postaci opowiada w swoim najnowszym dziele lubiany kanadyjski twórca komiksowy Guy Delisle.

„Fascynująca biografia” to w tym wypadku sformułowanie ani trochę nieprzesadzone. Muybridge jako dwudziestolatek popłynął z rodzimej Anglii do Stanów Zjednoczonych, by – jak mówi w komiksie – „zostać kimś”. Zanim tym „kimś” został, nie obyło się bez licznych przeszkód. Po pięciu latach w Nowym Jorku wyruszył do Kalifornii, a były to czasy, kiedy trzeba było odwagi, by udać się w podróż na Zachodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Niedługo później uległ groźnemu wypadkowi, cudem udało mu się powrócić do normalnego funkcjonowania, a jeszcze później – stał się jednym z pionierów fotografii krajobrazowej, za pomocą zdjęć pokazał Amerykanom nieznany im wówczas Park Narodowy Yosemite, nawiązał współpracę z najbogatszym wówczas człowiekiem w Stanach Zjednoczonych, Lelandem Stanfordem (późniejszym założycielem Uniwersytetu Stanforda). Gdzieś po drodze Muybridge… zabił człowieka – mężczyznę, z którym zdradzała go żona – i został uniewinniony (można przypuszczać, że była to sytuacja niecodzienna nawet w tak dzikim miejscu i tak odległych czasach jak Stany Zjednoczone drugiej połowy XIX wieku). Wreszcie: jako pierwszy opracował sposób, by sfotografować ruch galopującego konia – dziś trudno to sobie wyobrazić, ale w tamtych czasach ludzie wciąż nie wiedzieli, jak właściwie porusza się koń, galopując, gdyż szybkość jego ruchów sprawia, że jest to dla nas niewidoczne gołym okiem. Aby dokonać tego odkrycia, potrzeba było nie tylko wielu lat, ale także ogromnej inwencji. Za to kiedy Muybridge’owi wreszcie – mimo ogromnych trudności technicznych – udało się wykonać zdjęcia słynnej do dziś sekwencji z sylwetką biegnącego konia, droga do zanimowania tego ruchu była już stosunkowo bliska. Za pomocą sprytnego wynalazku fotograf dokonał również tego!

„W ułamku sekundy” to opowiedziana ze swobodą i humorem, ale także wiarygodnie i z wystarczającą wnikliwością historia człowieka, z którego wynalazków korzysta się do dziś, nawet jeśli nie jest on pierwszoplanowym bohaterem podręczników do historii. Krótko mówiąc: mamy do czynienia z biografią, tylko że rysunkową. Polecam. Oprawa miękka, klejona.