Archiwa tagu: powieść historyczna

Sekret indygo

Autorka: Natasha Boyd
Wydawnictwo Kobiece
Białystok 2025

Powieść historyczna napisana przez amerykańską autorkę, którą pierwszy raz gościmy na naszej liście. Fabuła utworu opiera się na prawdziwych wydarzeniach, a główna bohaterka to Eliza Lucas Pinckney – postać, która zapisuje się w historii Stanów Zjednoczonych jako XVIII – wieczna biznesmenka, właścicielka największych plantacji indygo w Karolinie Południowej. I to właśnie ona – energiczna, wykształcona, niezależna mentalnie i odważna postać kobieca to najsilniejszy punkt utworu. Jednak zanim nasza Eliza dotrze na szczyt, czeka ją droga długa, nieznana i wyboista. Przypominam, że akcja powieści toczy się w 1739 roku. Czas nie sprzyja wkraczającej w dorosłość dziewczynie, która pragnie rozwijać swoje zainteresowania, samodzielnie decydować o życiu a jeśli wziąć ślub to tylko z miłości a nie z powodu oczekiwań otoczenia. Matka Elizy stoi na jednym biegunie i reprezentuje wszystko to, co tłamsi i ogranicza bohaterkę. Ojciec, pułkownik Armii Brytyjskiej natomiast rozbudza w niej ambicje, daje możliwość sprawdzenia się w roli głowy rodziny, którą Eliza nieformalnie się staje po jego wyjeździe i nagłej śmierci pani Lucas. Bohaterka zarządza rodzinnymi plantacjami, sprawuje opiekę nad rodzeństwem a w obliczu rosnącego zadłużenia, podejmuje ryzykowną decyzję o uprawie indygo. Czy odniesie sukces i ocali majątek? Ważną rolę może tu odegrać stosunek Elizy do ludzi, którzy ją otaczają.Wątki kolonializmu i niewolnictwa dawno nie pojawiały się w powieściach historycznych, tu wracają w bardzo dobrym wydaniu. Wydarzeniom cały czas towarzyszy napięcie związane z buntami niewolników. Wieje wiatr zmian i owiewa nie tylko wolność czarnoskórych bohaterów utworu, ale także kobiet zrzucających gorset ról społecznie im przypisanych. Książka jest warta uwagi, chociażby ze względu na temat dawno nieporuszany a czy aktualny? – zawsze warto przypomnieć o podstawowych prawach człowieka i promować empatię w relacjach międzyludzkich. Całość czyta się bardzo dobrze. Zbeletryzowana biografia Elizy Lucas Pinckney wciąga, a sposób wykreowania postaci sprawia, że czytelnik od razu kibicuje wszystkim jej poczynaniom. Polecam książkę na spokojne, majowe wieczory. Oprawa miękka, klejona. Czytaj dalej

Bibliotekarka na froncie


Autorka: Janet Skeslien Charles
Wydawnictwo: Mando
Kraków 2025

Kolejna propozycja od amerykańskiej autorki bestselleru „New York Timesa”, głośnej „Bibliotekarki z Paryża”, którą polecaliśmy na przeglądzie P. 13/21. Powieść jest inspirowana prawdziwymi losami kobiet zrzeszonych w tworze o nazwie: Amerykańska Komisja ds. Zniszczonej Francji. Jessie „Kit” Carson, Mary Breckinridge, Anne Morgan, Anne Murray Dike i inne, których nie wymienię to silne i odważne działaczki na rzecz osób pokrzywdzonych, słabszych i potrzebujących pomocy, dzieci, kobiet, cywili zaplątanych w wojenną zawieruchę. Większość z nich to panny dobrze urodzone, nie należy do nich Jessie Carson i to właśnie wokół niej buduje się fabuła utworu. Jesień 1914 roku – miasta i wsie południowej Francji stają się polami bitew, a mieszkańców przymusza się do pracy ponad siły w ciężkich warunkach. Trzy lata później tereny odbito, ale ludzie nie mają co jeść i gdzie zamieszkać: „Szkody mienia: 100 %. Szkody w rolnictwie: 100 %. Oczyszczenie niemożliwe. Zasiedlenie niemożliwe.” (s. 17) Tu właśnie rozpoczynają swoją misję kobiety z CARD, by pomóc dzieciom, które utraciły wszystko łącznie z dzieciństwem. Jak przywrócić im to ostatnie? Bajką i magiczną opowieścią, co próbuje uczynić tytułowa bohaterka, Jessie, bibliotekarka na froncie, autorka pierwszych francuskich bibliotek dla najmłodszych.Równolegle do zarysowanej historii rozwija się druga narracja z Wendy Peterson w roli głównej. Młoda pracownica nowojorskiej biblioteki, aspirująca na pisarkę, szukając tematu na pierwszą powieść, natrafia na dokumenty Amerykańskiej Komisji ds. Zniszczonej Francji. Zaciekawiona losem kobiet bohaterka przeprowadza bibliotekarskie śledztwo, w wyniku którego poznaje nie tylko życie i dzieło Jessie, ale odnajduje w sobie coś, czego szukała od dawna.„Bibliotekarka na froncie” to nie jest typowa powieść historyczna z rozbudowanym wątkiem miłosnym, jakich dziś wiele na rynku wydawniczym. Uczucie, które rozwija się pomiędzy bohaterami nie zagarnia uwagi czytelnika, zakwita trochę będąc miłym ozdobnikiem, a trochę tłem dla głębszej refleksji o utracie. Kluczowa za to wydaje się miłość do książek i miłość do ludzi, bez tej drugiej być może nie byłoby literatury. „Książki to mosty (…) Pokazują, że wszyscy jesteśmy połączeni” (s.33) – powie jedna z bohaterek utworu. Podobnych zdań można wyłowić z tekstu znacznie więcej. Gdyby ktoś jeszcze dziś prowadził dzienniczek złotych myśli, ta powieść pomogłaby mu zapisać połowę jego kartek. Słowo, piękne zdanie jest tu traktowane z estymą, bohaterowie szukają w nim wartości, z pewnością odnajdzie ją także czytelnik.„Moja najnowsza książka to historia kobiet, które coś zmieniają” (s. 368) – wyznaje w nocie odautorskiej pisarka. Rzeczywiście utwór ukazuje silne kobiece postacie i wydaje się nasączony feminizmem a przez to bardzo smaczny, zaostrzający apetyt na bycie niezależną czy wolną od oczekiwań innych ludzi. Człowiek może zainspirować drugiego człowieka, może także podciąć mu skrzydła – także o tym opowiada ta książka. Warto pamiętać, że każdy z nas zasługuje na to, by być głównym bohaterem, nie wątkiem pobocznym. To ostatnia perełka wyłowiona z tekstu powieści, jakże wdzięczna i mądra. Książka jest warta polecenia, znajdzie swojego odbiorcę. Oprawa miękka, klejona.

Tomasz Kruczek, „Ostatnia wyprawa wikingów”

Ostatnia wyprawa wikingów

Tomasz Kruczek, „Ostatnia wyprawa wikingów”Autor: Tomasz Kruczek
Wydawnictwo: Replika
Poziom czytelniczy: BD III

Tomasz Kruczek jest twórcą kilku powieści, w których przybliża młodszym czytelnikom realia średniowiecza. „Ostatnia wyprawa wikingów” to już trzecia książka wchodząca w skład cyklu „Młodzi wojowie”. Wcześniejsze, zatytułowane „Bitwa o słowiański gród” i „Wśród spalonych osad”, niestety do nas nie dotarły, nie były więc omówione podczas żadnego z dotychczasowych przeglądów nowości wydawniczych.

W swojej najnowszej powieści Kruczek opowiada młodszym czytelnikom o wikingach, którzy przybywają na ziemie zamieszkane przez Słowian. Co ciekawe, w jego ujęciu są to wojownicy szlachetni, którzy używają przemocy tylko wtedy, kiedy są do tego zmuszeni. Powieść rozpisana jest na kilka wątków, które ostatecznie się splatają. W „Ostatniej wyprawie wikingów” czytelnik poznaje m.in. Olgę, młodą dziewczynę, która marzy o wielkich przygodach, Wojciecha, czyli chłopaka, który wyrusza na wyprawę mającą na celu odbicie jego brata z rąk zbójców oraz Brendana, który trafia do klasztoru, by zostać mnichem i zapewnić sobie tym samym bezpieczną przyszłość, jednak szybko orientuje się, że życie klasztorne do niego nie pasuje. Brendan najbardziej na świecie chce bowiem zostać bardem. Pewnego dnia los uśmiecha się do niego i chłopak ma okazję wyruszyć w podróż, która może sprawić, że jego marzenia staną się rzeczywistością.

Powieść jest jak najbardziej udana – przygody młodych bohaterów wciągają już od pierwszych stron, a korzyści edukacyjne płynące z lektury są oczywiste. Choć trzynasto- czy czternastoletni czytelnik w żadnym razie nie powinien poczuć się przytłoczony liczbą historycznych detali, to z pewnością podczas lektury pozna on średniowieczne realia i przyswoi kilka faktów – świat powieści dostosowany jest do możliwości młodszego czytelnika, ale skonstruowany z dbałością o historyczną adekwatność. Język powieści jest dość przezroczysty – archaizacji niemalże tu nie uświadczymy, co pozwoli na płynny kontakt z tekstem nawet tym czytelnikom, którzy wcześniej nie interesowali się historią. Do tego dochodzi przesłanie, mówiące o tym, że marzenia bywają możliwe do spełnienia, jednak ich urzeczywistnianie wymaga od nas odwagi. Dowodzą tego przygody wspomnianych już Olgi i Brendana.

„Ostatnią wyprawę wikingów” z czystym sumieniom można polecić młodszym nastolatkom, którzy są zainteresowani historią, a także bibliotekom, które szukają ciekawych propozycji czytelniczych dla młodzieży w wieku 13-14 lat. Oprawa miękka, klejona.

Maria Hesselager, „Mam na imię Folkvi”

Mam na imię Folkvi

Maria Hesselager, „Mam na imię Folkvi”Autorka: Maria Hesselager
Wydawnictwo: ArtRage

Na zaledwie stu pięćdziesięciu stronach udało się duńskiej pisarce wyczarować nieistniejący już świat epoki wikingów. „Mam na imię Folkvi” to powieść historyczna dla wymagających czytelników – omijająca szerokim łukiem wielkie historyczne wydarzenia, a zamiast tego skupiająca się na codzienności. W książce Marii Hesselager nie chodzi jednak wyłącznie o pokazanie, jak żyło się przed wiekami na północy Europy. Duńska pisarka, ani na moment nie zapominając o wymogach przedstawianego przez nią świata, opowiada uniwersalną historię, którą po brzegi wypełniają skrajne, trudne emocje. Taką, której siłę można wręcz porównać do mitu, choćby takiego, który wywodzi się z mitologii nordyckiej.

Powieść Marii Hesselager opowiada o Folkvi i Aslakrze – dorosłych dzieciach małżeństwa, które odgrywało istotną rolę w życiu okolicznej społeczności. Brat i siostra są bardzo bliscy sobie, nawet jak na rodzeństwo. Ich relacja zacieśnia się jeszcze bardziej po śmierci rodziców. Folkvi, która nauczyła się od matki jej akuszersko-magicznego rzemiosła, stara się kontynuować jej pracę. Aslakr jest z kolei młodym wojownikiem, który wyrusza na swoją pierwszą daleką wyprawę. Po powrocie z podróży oznajmia siostrze, że znalazł narzeczoną i zamierza się z nią ożenić, jak przystało na dojrzałego mężczyznę. Powiedzieć, że Folkvi nie jest zachwycona tym pomysłem, to nic nie powiedzieć. Dziewczyna wpada w dziwny, depresyjno-katatoniczny stan. Po pewnym czasie czytelnik zyskuje pewność, że bliska relacja rodzeństwa daleka jest od zdrowej relacji pomiędzy bratem i siostrą. Żeby nie zdradzać zbyt wiele, powiedzmy tylko, że jest ona zbyt bliska…

„Mam na imię Folkvi” nie jest łatwą lekturą. To powieść krótka pod względem objętościowym, ale niezwykle bogata jeśli chodzi o treść. Jej fabułę czytelnik poznaje w porządku achronologicznym, a styl, którym posługuje się autorka, daleki jest od przezroczystości, którą najczęściej charakteryzuje się proza historyczna. Narracja jest rwana, kipi ekspresją i w dodatku w różnych częściach książki jest prowadzona przez różnych narratorów. Ze względu na wymienione powyżej zabiegi powieść wymaga wprawdzie od czytelnika sporego skupienia, ale pomysły autorki sprawdzają się znakomicie – w świat przedstawiony po prostu się wsiąka. Lekturę „Mam na imię Folkvi” polecam wszystkim czytelnikom najlepszej współczesnej prozy – powieść warto poznać i docenić samodzielnie. Oprawa miękka, klejona.

Echeverria, Martín Caparrós

Echeverria

Echeverria, Martín CaparrósAutor: Martín Caparrós
Wydawnictwo: Art Rage

Martín Caparrós znany jest w Polsce przede wszystkim jako autor książek non-fiction, szczególnie monumentalnego „Głodu”, w którym na kilkuset stronach śledzi przyczyny i skutki nędzy panującej w najbiedniejszych krajach świata, a także wydanej w ubiegłym roku „Ñameryki”, w której skupia się na problemach współczesnej Ameryki Łacińskiej. Mało kto w naszym kraju wie, że w rzeczywistości argentyński pisarz w co najmniej równym stopniu rozkłada swój czas pomiędzy pisanie reportaży i utworów prozatorskich. „Echeverria” to pierwsza powieść z zaplanowanej przez niego trylogii powieści historycznych opowiadających o trzech ojcach założycielach argentyńskiej państwowości. Dodajmy: powieści pisanych z zacięciem rewizjonistycznym, których głównym zadaniem jest pomoc w odpowiedzi na pytanie „dlaczego we współczesnej Argentynie tak trudno jest żyć?”.

W największym skrócie Esteban Echeverría to taki argentyński Mickiewicz – poeta i pisarz, który postawił przed sobą niezwykle ambitne zadanie. Chciał mianowicie zostać twórcą na tyle wielkim, by jego dzieła pomogły nadać kształt rodzącemu się w bólach narodowi argentyńskiemu. Wypada dodać, że Echeverría wcale nie był przy tym postacią nieskazitelną. Wręcz przeciwnie, z dzisiejszej perspektywy coraz wyraźniejsze staje się, że pewne kluczowe idee przyświecające poecie wywarły na Argentynę szkodliwy wpływ. A tak na marginesie: eksperci od argentyńskiej literatury są też zgodni co do faktu, że był on znacznie mniej zdolnym poetą od Mickiewicza…

Powieść Caparrósa napisana jest w dość specyficzny sposób. Mimo że ewidentnie mamy tu do czynienia z prozą artystyczną, w której autor chętnie wkłada w usta i umysły bohaterów swoje własne słowa, uwagę czytelnika od razu zwraca pewien dystans pomiędzy narratorem a ukazanymi w powieści wydarzeniami. W efekcie, mimo wykorzystania dialogów i całego powieściowego sztafażu, książkę czyta się, jakby była fabularyzowanym esejem historycznym. Ma to oczywiście swój sens, jeśli weźmie się pod uwagę główne zamiary autora, może jednak sprawić, że łatwiej nudzący się i bardziej przypadkowi czytelnicy szybciej odłożą powieść na bok.

Nie ma co się oszukiwać, „Echeverria” zdecydowanie nie jest powieścią dla każdego. Po pierwsze, książka skierowana jest do raczej wyrobionego czytelnika, a po drugie – znajomość historii Argentyny nie jest przecież w Polsce wiedzą pierwszej potrzeby. Niemniej, ja powieść Caparrósa zdecydowanie polecam, szczególnie bibliotekom lubiącym mieć w swoich zbiorach nieco ambitniejszą literaturę. Oprawa miękka, klejona.