
Archiwum miesiąca: maj 2025


Wszystko, by grać

Dobre życie
Autorzy: Robert Waldinger, Marc Schulz
Wydawnictwo: Znak Literanova
„Harwardzkie badanie rozwoju osób dorosłych” – tak nazywa się najdłuższe na świecie badanie dotyczące jakości życia ludzkiego. Trwało ono ponad osiemdziesiąt lat i objęło osoby należące do dwóch różnych pokoleń. Naukowcy na przestrzeni dziesiątek lat obserwowali zmieniające się życie osób o zupełnie różnych doświadczeniach, przejściach i ścieżkach rozwoju, starając się zrozumieć, jakie podejmowane przez nas decyzje w największym stopniu wpływają na zadowolenie z życia oraz jego długość. Dwaj liderzy badania – psychiatra dr Robert Waldinger i psycholog dr Marc Schulz – postanowili napisać książkę, w której wyciągają wnioski z tego pełnego rozmachu przedsięwzięcia.
Główny wniosek płynący z badania może wydawać się zupełnie banalny. Otóż analiza biografii osób, które brały w nim udział, pokazuje, że najważniejszą rzeczą, która daje ludziom szczęście, są wartościowe relacje z innymi ludźmi – zarówno najbliższymi, jak i tymi pozornie mało dla nas ważnymi, z którymi jednak spotykamy się na co dzień. Proste? Niby tak, ale autorzy obudowują ten wniosek blisko pięciuset stronicami zniuansowanych dowodów, naukowych ustaleń, porad i opisów dobrych praktyk. Naprawdę nie sposób streścić tego bogactwa w krótkim tekście, napiszę więc tylko, że prowadzona przez nich narracja jest nie tylko przekonująca, ale również zajmująca.
„Dobre życie” to książka z pogranicza literatury (popularno)naukowej i poradnika. Przedstawia ona bowiem wyniki badania naukowego, ale jednocześnie przemawia do czytelnika, któremu zależy na szczęśliwszym, lepszym życiu. Autorom zdarza się nawet mówić do czytelnika bezpośrednio w drugiej osobie! Co chyba oczywiste, Waldingera i Schulza nie interesują narracje w coachingowym stylu i już we wstępie mówią jasno, że dobre, szczęśliwe życie musi obfitować również w trudności i chwile cierpienia. Mało tego: to również trudne chwile, tak samo jak te najlepsze, ubogacają nasze życie i ostatecznie umożliwiają poczucie spełnienia. W każdej udanej biografii znajdują się momenty szczęścia i nieszczęścia – istotniejsze niż sama ich obecność jest to, co z nimi robimy.
Polecam książkę Roberta Waldingera i Marca Schulza jako zakup biblioteczny, bo sądzę, że może stać się jedną z najbardziej wartościowych pozycji na półce z poradnikami i publikacjami samorozwojowymi. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.

Autoterapia oddechowa
Autor: Jill Miller
Wydawnictwo: Galaktyka
Jill Miller to ekspertka od jogi, która od trzydziestu lat bada anatomię i mechanikę ruchu, a przy tym pokazuje, że prawidłowe dbanie o ciało ma kluczowy wpływ na nasz dobrostan (zarówno fizyczny, jak i psychiczny). W swojej kolejnej książce postanowiła kompleksowo zająć się oddechem. „Autoterapia oddechowa” to publikacja starannie wyjaśniająca na czym polega prawidłowy oddech, dlaczego jest tak ważny i w czym może nam pomóc praktyka świadomego oddechu. Drobiazgowa wiedza z zakresu anatomii jest przekazywana przez autorkę w sposób prosty i zrozumiały. Miller najbardziej lubi pokazywać, o czym mówi na konkretnych przykładach i ćwiczeniach. Wzorcowy czytelnik tej książki nie jest więc de facto czytelnikiem, ale osobą, która ma zamiar przez dłuższy czas ćwiczyć razem z autorką (a później zapewne także samodzielnie). Wszelkie ćwiczenia, o których mówi autorka, są nie tylko starannie opisane, ale także zilustrowane sekwencyjnymi zdjęciami prezentującymi kolejne etapy ruchu. W publikacji nie brakuje też ilustracji, ramek, wykresów itp. „Jeśli jesteś zainteresowany prawdziwym zrozumieniem tego, jak działa ludzki oddech, zarówno pod naszą świadomą kontrolą, jak i poza nią, zapewniam, że jest to najważniejsza książka, jaką do tej pory napisano na ten temat” – pisze autor jednego z blurbów. Kiedy ma się w rękach tę opasłą, przepełnioną wiedzą i starannie przygotowaną publikację, łatwo w to uwierzyć. Tak samo jak w to, że wykonywanie ćwiczeń oddechowych polecanych przez Jill Miller może dodatnio wpłynąć na jakość życia. Książka została wydana w dużym formacie, na kredowym papierze. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.

Raport Kruka
Autor: Przemysław Kowalewski
Wydawnictwo: Filia
Przemysław Kowalewski debiutował jako pisarz zaledwie dwa lata temu. Wydał wtedy bardzo dobrze przyjęty kryminał pt. „Kozioł”, pierwszą powieść z cyklu o szczecińskim poruczniku milicji Ugne Galancie. Od tamtej pory zdążył wydać jeszcze trzy inne powieści wchodzące w skład tej serii, w tym „Sierociniec”, który omawialiśmy podczas przeglądu 8 w 2024 roku. „Raport Kruka” to kolejna powieść Kowalewskiego i zarazem pierwsza, która nie jest powiązana ze wspomnianym cyklem. A właściwie jest z nim powiązana, ale bardzo delikatnie – główny bohater „Raportu Kruka”, Nikita Wajda, jest po prostu dzieckiem jednego z bohaterów cyklu.
Jest również światowej sławy archeologiem, którego poznajemy, kiedy wykłada na Uniwersytecie Szczecińskim i w przededniu wyjazdu do Bazylei, gdzie ma pracować z napisaną po koptyjsku, odkrytą w poprzednim wieku „Ewangelią Judasza”. Tuż przed wyjazdem Wajda dowiaduje się, że w Szczecinie również odkryto zabytek archeologiczny wielkiej wagi – coś, co prawdopodobnie jest kryptą Gryfitów, czyli dawnych książąt pomorskich. Bohater prosi swojego najlepszego studenta, Franka Hebela, o to, by obserwował badania dotyczące tego odkrycia, a kiedy po kilku lat wraca, dwaj mężczyźni postanawiają razem przyjrzeć się całej sprawie z bliska. Pomaga im w tym Agne, młoda hakerka, a prywatnie kuzynka Hebela. Co istotne, po latach okazuje się, że sprawa krypty została zamieciona pod dywan – najprawdopodobniej przez władze.
„Raport Kruka” to prosty, trzymający się dość utartych schematów sensacyjny thriller. Chwilami niektóre rozwiązania fabularne mogą wydać się czytelnikowi wręcz głupawe, ale mimo to powieść czyta się wartko i dobrze. Może i autor zanadto nie kombinuje, ale udaje mu się budować w swojej historii odpowiednie napięcie, dzięki czemu odbiorcy trudno przerwać lekturę. Na tym jednak nie koniec, bo Kowalewski ma w zanadrzu jeszcze jedno rozwiązanie, które wyróżnia jego powieść spośród innych – w formie przystępnej narracji gatunkowej porusza on pewien niewygodny wątek z historii Polski. A mianowicie wątek polskich obozów koncentracyjnych – tych, które rzeczywiście działały w naszym kraju po drugiej wojnie światowej, a w szczególności tych, w których gromadzeni byli Niemcy. Wiedza o nich wciąż nie jest w naszym kraju wiedzą powszechną, a w uproszczonej, powieściowej wersji pewnie łatwiej będzie jej trafić do niektórych czytelników.
„Raport Kruka” można polecić miłośnikom polskich powieści gatunkowych. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.

Ćwiczenia z ciemności
Autorka: Naja Marie Aidt
Wydawnictwo: Cyranka
Pierwsza na polskim rynku książka duńskiej autorki uznawanej za jedną z najważniejszych współczesnych skandynawskich pisarek. Bohaterką powieści jest pięćdziesięciosiedmioletnia kobieta, która mierzy się z objawami stresu pourazowego, który uniemożliwia jej normalne funkcjonowanie. Co tydzień jeździ do terapeuty, którego na swój użytek nazywa „gościem od PTSD”. Z jego pomocą stara się uporać z traumą i powrócić do normalnego życia. Nie jest to łatwe zadanie, tym bardziej że bohaterka mierzy się nie z jedną traumą, ale nawarstwionymi skutkami wielu różnych traumatycznych wydarzeń, wśród których są m.in. przemoc domowa, której doświadczała ze strony ojca, gwałt i śmiertelne przedawkowanie narkotyków przez jej siostrę. Kobiecie przez długie lata udawało się spychać swoje problemy na dalszy plan, ciężko pracowała i wychowała trzech synów, ale w końcu nigdy nieprzepracowana trauma wyszła z ukrycia wzmocniona ostatnim traumatycznym wydarzeniem – atakiem nożownika. Bohaterka z pewnością nie miałaby siły skonfrontować się ze skutkami tego wydarzenia oraz całą trudną przeszłością i – zgodnie z tytułem tej powieści – ćwiczyć się z ciemności, gdyby nie jej cztery przyjaciółki, kobiety cierpliwe, oddane i wspierające, ale jednocześnie niepróbujące na siłę wciskać jej taniego pocieszenia.
Powieść Naji Marie Aidt jest napisana gęstym, gorączkowym, poetyckim, a jednocześnie dość oszczędnym językiem. Autorka umiejętnie gra w niej refrenicznymi powtórzeniami i skokami napięcia, co pozwala czytelnikowi na wczucie się w sytuację dotkniętej stresem pourazowym bohaterki. Pod względem literackim to świetna robota – bardzo świadoma zarówno językowo, jak i konstrukcyjnie. Nie należy zapominać, że warstwa językowa to zasługa nie tylko autorki, ale także tłumacza tej powieści na język polski – poety Macieja Bobuli.
„Ćwiczenia z ciemności” można z czystym sumieniem polecić czytelnikom nieco ambitniejszej prozy, która mierzy się z trudnymi tematami. Ale uwaga: to powieść mocna, dręcząca i przejmująca, która z pewnością może wyciągać na powierzchnię większe i mniejsze traumy czytelników (a zwłaszcza czytelniczek). Niemniej polecam ją jako zakup biblioteczny. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.

Wylinka
Autor: Wit Szostak
Wydawnictwo: Powergraph
Poziom czytelniczy: BD II
Wit Szostak, ceniony pisarz, który jest znany z oryginalnego stylu zbliżonego do realizmu magicznego i zamiłowania do eksperymentów formalnych, już niejednokrotnie gościł na naszej liście. Ostatnio za sprawą wydanego w 2019 roku dziennika zatytułowanego „Poniewczasie” (przegląd 15/2019). „Wylinka” to w jego dorobku powieść oryginalna – z tej prostej przyczyny, że skierowana jest ona przede wszystkim do dzieci (choć i dojrzały czytelnik podczas lektury nie powinien się nudzić).
Dziesięcioletnia Klara zwykle spędza wakacje w należącym do jej rodziców letnim domu w Beskidach. Każdego roku, kiedy czas wypoczynku się kończy, rodzina wraca do Krakowa, w którym żyje przez resztę roku. Tym razem jednak dzieje się coś dziwnego – dziewczynka zasypia, kiedy na chwilę ukrywa się w szafie, a kiedy się budzi, jej rodziców nigdzie nie ma. Wszystkie znaki na niebie i Ziemi wskazują na to, że wyjechali. Czyżby wrócili do Krakowa bez niej? Czy to w ogóle możliwe, żeby zapomnieć o zabraniu ze sobą jedynej córki? Po niedługim czasie Klara odkrywa, że wprawdzie jej rodziców nigdzie nie ma, ale za to w pokoju na poddaszu obudził się Janek – chłopiec, który twierdzi, że żyje w tym domu od bardzo dawna i że w tym domu zawsze jest sierpień. Na tym zresztą nie koniec: według Janka, budynek to w rzeczywistości nie dom, a sanatorium. Wprawdzie Klara początkowo wyśmiewa pomysły Janka, ale po pewnym czasie zaczyna zauważać, że być może ma on trochę racji i bardzo prawdopodobne, że dom jej rodziców kiedyś, dawno temu, rzeczywiście był sanatorium. Aby rozwikłać tajemnice, które piętrzą się wokół nich, Klara i Janek postanawiają wyruszyć na samodzielną górską wyprawę. Co właściwie na niej odnajdą i czego uda im się dowiedzieć?
Dość często zdarza się, że kiedy pisarz zazwyczaj tworzący dla czytelników dorosłych bierze się za literaturę dziecięcą, ponosi porażkę. Ta zasada zdaje się jednak nie dotyczyć Wita Szostaka. „Wylinka” to powieść jak najbardziej udana – przepełniona aurą tajemnicy i niesamowitości, ale traktująca dziecięcego czytelnika jak najbardziej poważnie. Magiczna zagadka wciąga od pierwszych stron, a im dalej w las, tym bardziej pobudza do całkiem poważnych refleksji. Dodajmy: refleksji na tyle uniwersalnych, że dotyczą one zarówno młodszych, jak i starszych czytelników. „Wylinka” to spokojnie płynąca, lecz trzymająca w napięciu proza, którą polecam około dziesięcioletnim dzieciom – zarówno do samodzielnej lektury, jak i do czytania razem z rodzicami. Z kolei bibliotekarzom polecam ją nabyć. Warto. Oprawa twarda, szyta.

Śledzik czeka na dzidziusia/Śledzik idzie do szkoły
Autorka: Anna Ehring
Ilustratorka: Moa Graaf
Wydawnictwo: Zakamarki
Poziom czytelniczy: BD I
Wydawnictwo Zakamarki proponuje sześcio-/siedmioletnim czytelnikom nową serię. Jej bohaterem jest Hubert Rask, nazywany przez wszystkich Śledzikiem (bo w wodzie czuje się jak ryba). To nieco nieśmiały, ale pełen pomysłów chłopiec. Nie jest to powiedziane wprost, ale bohater prawdopodobnie jest dzieckiem w spektrum autyzmu – wskazuje na to choćby fakt, że zwykle nosi on czapkę, „która trzyma wszystkie myśli na swoim miejscu”, nie lubi zmian i przeszkadzają mu głośne dźwięki.
Dwie pierwsze książki wchodzące w skład tego szwedzkiego cyklu zostały u nas wydane równocześnie. W pierwszej, zatytułowanej „Śledzik czeka na dzidziusia”, bohater chwilowo mieszka u dziadka, bo jego rodzice pojechali do szpitala. Nic im nie jest – po prostu Śledzikowi niedługo urodzi się braciszek. Jednak, jak zauważa bohater, „niedługo” to bardzo nieprecyzyjne słowo – tak naprawdę nie wie on, czy stanie się to za godzinę, za dwa dni, a może za dwa tygodnie albo rok. Pewne jest, że Śledzik z jednej strony nie może się tego doczekać, ale z drugiej boi się, że po pojawieniu się jego braciszka na świecie nic już nie będzie takie samo, jak wcześniej. Druga książka, zatytułowana „Śledzik idzie do szkoły”, skupia się z kolei na innej dużej zmianie w życiu chłopca, a konkretnie na rozpoczęciu przez niego edukacji szkolnej. Bohater oczywiście raczej nie widzi takiej potrzeby i wolałby zostać w domu z bliskimi, tak jak to było do tej pory, ale na szczęście okazuje się, że w szkole wcale nie jest tak źle. Głównie dlatego, że już pierwszego dnia zaprzyjaźnia się on z koleżanką z klasy o imieniu Hela. Jak zauważa Śledzik, jej imię rymuje się z „makrela”. Wątek rybny nie jest jednak jedyną rzeczą, która łączy nowych przyjaciół.
Muszę przyznać, że seria o „Śledziku” już od pierwszych stron przypadła mi do gustu. Bardzo spodobało mi się to, jak książka zwraca uwagę na spontaniczne dziecięce zachowania i spostrzeżenia w rodzaju tych nieczęsto opisywanych w literaturze. Zdarzają się tu takie pełne dyskretnego uroku fragmenty, jak „Śledzik przeżuwa. Chrzęści mu w całej głowie”, a opisy skonstruowane są tak, by zwracać uwagę czytelnika na wszystkie zmysły – nie tylko sam wzrok. W życiu Śledzika nie mniej niż wzrok znaczą choćby dotyk i słuch. Świetną postacią jest dziadek, który stara się dodatkowo stymulować rozwój Śledzika, jego wyobraźnię i uważność. Zachęca go na przykład do słuchania porannego koncertu ptaków (jak mówi: „te po deszczu są najpiękniejsze”), a kiedy opowiada o swojej ulubionej filiżance, zwraca uwagę wnuka na to, że ma ona w sobie historię: najpierw była piaskiem, po którym być może kiedyś stąpały dinozaury, później została zaklęta w kształt w pracowni ceramicznej, aż w końcu – już dawno temu – kupiła ją nieżyjąca babcia Śledzika. „Jeśli się dobrze wsłuchasz, usłyszysz upływ czasu” – mówi dziadek.
Podsumowując, cykl o Śledziku to kawałek bardzo dobrej literackiej roboty. Czarno-białe ilustracje również robią jak najbardziej pozytywne wrażenie. Bardzo polecam zakup obu książek z serii. Sam będę wyczekiwał kolejnych części – mam nadzieję, że one także do nas trafią. Oprawa twarda, szyta.

Przyroda
Autorka: Emma Adbåge
Wydawnictwo: Zakamarki
Poziom czytelniczy: BD 0/I
„Przyroda” to kolejna na naszej liście autorska publikacja autorstwa Emmy Adbåge, szwedzkiej ilustratorki i autorki książek dla dzieci. Wcześniej omawialiśmy m.in. takie jej książki jak „Ja to ja” (przegląd 13/2024) i „Zamek” (przegląd 7/2021).
W najnowszej wydanej na naszym rynku publikacji szwedzkiej autorki bezimienny dziecięcy narrator (lub narratorka) opowiada o życiu niewielkiej społeczności żyjącej w pewnej wiosce. W wiosce, jak to w wiosce, żyje się dość blisko natury – nawet jeśli nie ma tam gospodarstw rolniczych. „To jest wioska, w której mieszkamy. Trochę dzieci oczywiście oraz dorośli w różnym wieku. Mamy też zwierzęta domowe. Psy i jeszcze inne. Wokół wioski jest coś, co nazywamy Przyrodą. Ale to tylko las, trochę krzaków, jakieś jezioro i jakieś morze” – czytamy na pierwszej stronie. Na kolejnych narratorka (lub narrator) już z nieco większymi szczegółami opowiada o zmiennych relacjach mieszkańców wioski z rzeczoną Przyrodą. Ogólnie rzecz biorąc, twierdzą oni, że ją lubią, a nawet kochają – na przykład czerwone jesienne liście, zjeżdżanie na sankach, wiosenną bujność i nocowanie w cieple letnie dni na łodziach zacumowanych u brzegu morza.
Niestety tak naprawdę Przyroda częściej ich drażni i męczy, na przykład kiedy śniegu zimą jest za mało albo za dużo, kiedy opadłe liście gniją, a fale na morzu są zbyt wielkie i uniemożliwiają rekreację. Dzielni mieszkańcy radzą sobie jednak z niedogodnościami, coraz bardziej zmieniając naturalne otoczenie wokół nich, a tym samym utrudniając Przyrodzie życie swoim życiem i oddzielając się od niej. Szybko okazuje się, że na mieszkańcach wioski mszczą się ich własne decyzje. No cóż, jeśli całą wioskę wyleje się asfaltem, to może i jesienna plucha nie będzie aż tak przeszkadzała, ale latem będzie nieznośnie gorąco. Jeśli zetnie się stare, rozłożyste drzewo, to nie będzie ono dłużej dawało cienia. Jeśli w upalne dni mieszkańcy będą chłodzili się klimatyzacją, przesiadując w swoich samochodach, to spaliny w końcu spowiją całe niebo. Pewnego dnia do wioski przychodzi wichura, wybucha pożar i okazuje się, że nie ma go nawet czym ugasić.
Szwedzka autorka nie moralizuje – Przyroda pozostaje w książce czymś niewzruszonym i obojętnym na ludzkie losy, a narrator w żadnym momencie nie mówi, co powinni zrobić mieszkańcy, żeby uniknąć podobnych katastrof. Zamiast tego pozwala dziecku wyciągnąć odpowiednie wnioski samemu – i bardzo szanuję taką postawę. Narracja tej opowieści jest pozornie nieuporządkowana i niby niedbała, co nie tylko sprawdza się jako zabieg, ale też świetnie współgra z klimatycznymi, stylizowanymi na bazgroły ilustracjami autorki. Podejrzewam, że podobna, pozornie niedbała kreska nie każdemu musi przypaść do gustu, ale mnie bardzo się podoba. Ogółem „Przyroda” to wartościowa, wysmakowana estetycznie, pomysłowa publikacja, która w dodatku na swój sposób bierze dziecięcego czytelnika pod włos – i dlatego serdecznie ją polecam. Oprawa twarda, szyta. Duży format.

Co się stało z Niną?
Autorka: Dervla McTiernan
Wydawnictwo: Harper Collins
Warszawa 2025
Thriller napisany przez australijską autorkę, która debiutuje na naszej liście, choć we własnym kraju cieszy się już dużym uznaniem. Książka wyróżnia się spośród innych kryminalnych opowieści, ponieważ odpowiedź na kluczowe, postawione w tytule pytanie pada dość wcześnie. Czy jest zatem sens czytać dalej? Tak, zresztą od lektury ciężko się oderwać, fabuła wciąga czytelnika i trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej kartki. Oto para młodych ludzi wyjeżdża na weekend, który okazuje się niewypałem. Ona z nim zrywa, on zostawia ją samą i wraca do domu. Nikt nie wie, co dalej dzieje się z dziewczyną, policja rozpoczyna śledztwo a prawda wychodzi na jaw mniej więcej w połowie książki. Co sprawia, że chcemy czytać dalej? Prawdziwym tematem książki są emocje i reakcje ludzi, którzy przeżywają swój największy dramat. Czytelnik śledzi to, co dzieje się z rodzicami zarówno Niny, jak i jej chłopaka Simona. Wszyscy znajdują się w niebywale trudnej sytuacji. Niedobrze jest drżeć ze strachu o córkę, ale równie źle jest podejrzewać syna o straszliwą rzecz. Czy w końcu ktoś pęknie a kumulowane emocje wybuchną z wielką siłą? Zakończenie książki zaskakuje dwukrotnie.
Powieść jest bardzo dobrze napisana, a świat przeżyć emocjonalnych postaci ukazany niezwykle przekonująco. Dreszcz przechodzi po plecach na samą myśl, że można znaleźć się w podobnej sytuacji i to jest chyba największa siła utworu. Polecam wszystkim, którzy lubią się bać i gustują w powieściach psychologicznych. Oprawa miękka, klejona.