Archiwa tagu: Wydawnictwo Czarne

Anna Bikont, „Nie koniec, nie początek”

Nie koniec, nie początek

Anna Bikont, „Nie koniec, nie początek”Autor: Anna Bikont
Wydawnictwo: Czarne

Anna Bikont to uznana reporterka i pisarka, najbardziej znana jako autorka książek o tematyce żydowskiej. Są wśród nich takie pozycje jak: „Nigdy nie byłaś Żydówką. Sześć opowieści o dziewczynkach w ukryciu” (przegląd 21/2023), „Cena. W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie” (przegląd 9/2022), „Sendlerowa. W ukryciu” (przegląd 21/2017) i „My z Jedwabnego” (przegląd 15/2004). Jak podkreśla wydawca, jej najnowsze książka to pierwszy reportaż, który próbuje całościowo opisać losy ocalałych z Zagłady polskich Żydów i Żydówek w latach tuż po drugiej wojnie światowej.

Bikont już w pierwszym rozdziale swojej książki pisze, że Żydzi – w odróżnieniu od wielu innych osób, które przeżyły wojnę – nie wracali do swojego przedwojennego życia, do rodziny, do domu, do pracy. Większość z nich straciła w Zagładzie przeważającą większość albo wszystkich krewnych, a ich domy zostały zasiedlone przez Polaków. Słowem, polscy Żydzi nie mieli do czego wracać i byli zmuszeni do zbudowania swojego życia zupełnie od nowa – i dla wielu z nich lepiej było, w miarę możliwości, zrobić to poza granicami Rzeczypospolitej. Z książki Bikont wyłania się obraz Polski, w której antysemityzm jest o wiele większy niż przed wojną, a pogromy żydowskich ocaleńców nie są rzadkością. Nie o antysemickiej Polsce jest jednak ta książka, ale o Żydach – tych, którzy zmuszeni są przetrwać w kraju, który z jednego z największych centrów cywilizacji żydowskiej na świecie w ciągu zaledwie kilku lat stał się jej cmentarzyskiem.

Bikont korzysta z imponującej liczby źródeł i robi to z mistrzowską precyzją. Jej reportaż w dużej mierze składa się z cytatów, jest swego rodzaju „wyciągiem z archiwów”, jednocześnie jednak czyta się go jak wciągającą opowieść. Dzieje się tak dzięki znakomitej, literackiej konstrukcji tekstu – każdy fakt, który Bikont przytacza i każda wypowiedź źródłowa, którą cytuje, wydaje się być na swoim miejscu. Efekt jest piorunujący, a książkę czyta się z zapartym tchem. Autorka dociera przy tym do wątków zupełnie nieznanych przeciętnemu czytelnikowi, jak choćby dzieje powojennej żydowskiej enklawy w Dzierżoniowie czy też historia o tym, jak grupa Żydów planowała w akcie zemsty zatruć wodę w niemieckich miastach.

„Nie koniec, nie początek” to mistrzowski reportaż historyczny – taki, który odsłania przed nami nieznaną lub niewygodną prawdę, jest znakomicie udokumentowany, a do tego świetnie się go czyta. Szczerze polecam zakup tej książki wszystkim bibliotekom. Oprawa twarda, szyta.

Patryk Zalaszewski, „Luneta z rybiej głowy”

Luneta z rybiej głowy

Patryk Zalaszewski, „Luneta z rybiej głowy”Autor: Patryk Zalaszewski
Wydawnictwo: Czarne

Nienazwana wieś gdzieś nad Bałtykiem, czasy powojenne, choć trudno dokładnie powiedzieć jakie. I narrator – dziś już dorosły, ale w książce opowiadający z perspektywy dziecka, a zatem z takiej perspektywy, która bazuje na tym, co zaobserwowane i zasłyszane, ale nie unika dowyobrażenia sobie tego czy owego, czasami osuwając się wręcz w realizm magiczny. Co istotne, narrator ten nie pasuje do nadmorskiej społeczności i jej patriarchalnej struktury, poniekąd wymuszonej niebezpieczną pracą na morzu. Jest po prostu zbyt miękki, bojaźliwy i nie wiadomo dlaczego zamiast silnymi rękami, woli pracować wyobraźnią.

Opowiada on czytelnikowi o rzeczach często dziwnych, ale zawsze jak gdyby znajomych. O dziadku, którego ciało wprawdzie wróciło z wojny, ale dusza została na niej na zawsze. O ciężko pracującym na kutrze Staśku Bawołku, który pewnego dnia zaczyna dostawać tajemnicze listy miłosne. O największej miłości, jaką widziały tamte okolice, niestety brutalnie przerwanej przez aparat państwowy. O dwóch braciach-topielcach i ich ojcu, który długo nie może pozbierać się po ich stracie. O Głupim Gieniu, który – choć ewidentnie opóźniony – w rzeczywistości wcale taki głupi nie jest. Albo o tym, dlaczego babcia narratora nie pozwala nikomu tępić myszy i jaki ma to związek z jej dawną przyjaciółką, która wstąpiła do zakonu i tam straciła zmysły.

Zbiór dwunastu opowiadań Patryka Zalaszewskiego wydany pod tytułem „Luneta z rybiej głowy” jest książką dojrzałą – przynajmniej pod względem ponadprzeciętnej świadomości formy. Mimo że autor dopiero debiutuje, jego książka jest świadectwem dużego panowania nad warsztatem. Widać, że Zalaszewski dopracował swój styl i ma ulubione chwyty, które w różnych wariantach powtarzają się w opowiadaniach. Książka jest przez to spójna, a czytelnik ma wrażenie obcowania z przemyślaną całością, może nawet rodzajem autorskiej wizji świata. Nie to może zbyt oryginalna wizja, ale przecież niedostateczna oryginalność to wcale nie największy grzech debiutujących autorów. Dla niektórych czytelników mankamentem tej prozy może się również okazać fakt, że swoimi opowiadaniami Zalaszewski zdaje się nie mówić zbyt wiele o tamtym minionym świecie, a zamiast tego po prostu go utrwala.

W każdym razie to, co w książce znalazłem, wystarcza mi, by polecić „Lunetę z rybiej głowy” jako zakup biblioteczny. Z kolei jej autora warto obserwować, bo ma pisarski talent – ciekawe, co z nim zrobi w następnych książkach. Oprawa twarda, szyta.

Niedźwiedź szuka domu

Autorka: Anna Miziuk
Wydawnictwo Czarne

Anna Miziuk to reporterka i propagatorka wiedzy o przyrodzie. Jej poprzednią książkę pt. „Instynkt. O wilkach w polskich lasach” polecaliśmy na przeglądzie 22. w 2021 r. Obiektem zainteresowania autorki tym razem jest niedźwiedź, a zwłaszcza niedźwiedź brunatny, który zamieszkuje największe terytorium, bo pojawia się w Azji, Ameryce Północnej i Europie, w tym w Polsce.

Autorka w celu zgromadzenia materiałów i wiedzy na temat tych fascynujących i wielkich zwierząt towarzyszyła w górskich wędrówkach badaczy, którzy odwiedzali opuszczone przez niedźwiedzie gawry w celu znalezienia nowych materiałów do badań nad zimową hibernacją. Wędrowała po górach, by z dystansu obserwować zwierzęta i zrozumieć ich sposób bycia, dbając o to, by nie zakłócać im spokoju.

Dla czytelnika – pasjonata przyrody wiedza zawarta w książce będzie cenna, ponieważ można dowiedzieć się, jak wygląda życie niedźwiedzi, w jaki sposób wybierają gawrę, jak się komunikują lub okazują dominację. Autorka porusza także kwestie wizerunku niedźwiedzia w kulturze, zastanawia się z czego wynika i jakie konsekwencje może mieć promowanie niedźwiedzia jako pluszowego misia. W końcu zabawkowe misie są przecież najpopularniejszymi maskotkami dziecięcymi, a Kubuś Puchatek lub Uszatek to kultowe opowieści skierowane do najmłodszych. Anna Miziuk pisze o ratowaniu niedźwiedzi, ale też sytuacjach, kiedy te majestatyczne zwierzęta były przez ludzi zabijane. Brak świadomości niektórych turystów na górskich szlakach często może prowadzić do tragedii, tak jak było to w 2007 r., kiedy grupa turystów zabiła półtorarocznego niedźwiedzia w Tatrzańskim Parku Narodowym.

Książka jest solidnie napisana, wciągająca historia pokazuje nie tylko życie niedźwiedzi ale także ich sytuację w świecie zdominowanym przez ludzi. Polecam, oprawa twarda, szyta.

Katarzyna Roman-Rawska, „Zaśnięcie Anisy. Opowieść o polskich starowierach”

Zaśnięcie Anisy. Opowieść o polskich starowierach

Katarzyna Roman-Rawska, „Zaśnięcie Anisy. Opowieść o polskich starowierach”Autorka: Katarzyna Roman-Rawska
Wydawnictwo: Czarne

Najnowsza książka ze znanej serii Sulina wydawnictwa Czarne jest dokładnie tym, czym zazwyczaj są publikacje wchodzące w jej skład, a zatem osobistym wywodem z pogranicza reportażu i eseju, dotyczącym jednego geograficzno-duchowego wycinka świata. „Zaśnięcie Anisy” Katarzyny Roman-Rawskiej opowiada o polskich staroobrzędowcach, a zatem jednej z najmniejszych mniejszości religijnych w Polsce.

Autorka ma wszelkie predyspozycje, by opisać świat polskich starowierów, ponieważ dziedziczy ich tradycje po kądzieli. Starowierkami były jej matka, babka, prababki, praprababki i ich rodziny. Jedna z prababek była szeptuchą. W dzieciństwie Roman-Rawska każde wakacje spędzała w Grabowych Grądach w powiecie Augustowskim, wsi niemal całkowicie zamieszkanej przez staroobrzędowców. Poza tym autorka pracuje w Instytucie Slawistyki PAN, jest badaczką i tłumaczką z języków rosyjskiego i białoruskiego.

„Zaśnięcie Anisy” łączy perspektywę osobistą, związaną z ponownym odkrywaniem swoich korzeni, oraz perspektywę badawczą – nastawioną na próbę zrozumienia polskich starowierów i opowiedzenia o nich czytelnikom. Autorka opowiada o tym jak (podobnie jak każda przedstawicielka mniejszości) stopniowo wypierała świadomość swoich korzeni, a także jak wypierała ją jej matka, o wiele bardziej zanurzona w staroobrzędowej religijności i języku rosyjskim, którego na co dzień używało się w jej domu rodzinnym. Jednocześnie Roman-Rawska robi wszystko, by starowierów nie egzotyzować, pokazuje ich wraz z ich codziennością. Czasami nudną, nawet jeśli w tzw. krasnym kącie swoich domów mają ikony i wciąż pamiętają o korzeniach swojej wiary.

Książka godna polecenia osobom zainteresowanym tematem starowierów, a także szerzej – tematyką polskich mniejszości i faktem, że Polska wcale nie jest krajem tak jednolitym narodowościowo i kulturowo, jakim niektórzy chcieliby ją widzieć. „Zaśnięcie Anisy” warto mieć na bibliotecznej półce. Oprawa miękka, klejona.

Mateusz Marczewski, „Pasażerowie. Ayahuasca i duchy Amazonii”

Pasażerowie. Ayahuasca i duchy Amazonii

Mateusz Marczewski, „Pasażerowie. Ayahuasca i duchy Amazonii”Autor: Mateusz Marczewski
Wydawnictwo: Czarne

Ayahuasca to wywar pity tradycyjnie przez rdzenne ludy Amazonii. Pije się go w celach leczniczych, z tym że według szamanów, pod których okiem zawsze odbywa się ceremonia, leczy on zarówno ciało, jak i duszę. Dla przybyszów z krajów Zachodu ayahuasca jest natomiast jednym z najsilniejszych psychodelików na świecie. Tajemniczym wywarem, o którym mówi się, że pozwala wyjść poza ciało, skontaktować się z duchami, zobaczyć inne wymiary.

Mateusz Marczewski – pisarz, reporter i antropolog wcześniej znany jako autor książek „Niewidzialni” i „Koliste jeziora Białorusi” – pisząc swoją trzecią książkę, zrozumiał coś ważnego: nie da się opowiedzieć o takim zjawisku jak ayahuasca i wywołane przez nią stany, ograniczając się do stosowania racjonalnej logiki. Racjonalny opis nawet nie tyle zuboży całe doświadczenie, ile zupełnie się z nim rozminie. Marczewski napisał więc coś, co – mimo że bazuje na faktach, prawdziwych przeżyciach, a często nawet źródłach pisemnych i dokumentach – na pewno nie jest wyłącznie reportażem. „Pasażerowie” to halucynacyjny, pełen niesamowitości raport o spotkaniu autora z czymś, czego nie sposób zrozumieć, a czego można najwyżej doświadczyć.

Autor „Pasażerów” pisze o własnym piciu wywaru, a robił to zarówno w Polsce, jak i w różnych miejscach w amazońskiej dżungli. Nie ogranicza się jednak tylko do własnych doświadczeń z ayahuascą. Marczewski opisuje również, jak wygląda swego rodzaju psychodeliczna turystyka uprawiana przez ludzi Zachodu, przepięknie pisze o samej dżungli, portretuje osoby, które w tej dżungli spotkał, zdaje sprawę z tego, jak żyją dziś niektóre z rdzennych społeczności Ameryki Południowej, wdaje się w rozważania o jaźni i śmierci, opowiada o własnym duchowym uzdrowieniu oraz przytacza wiele historycznych relacji ze spotkań różnych osób z ayahuascą. Powyższa wyliczanka absolutnie nie wyczerpuje jednak tego, czym są „Pasażerowie”.

Co bardzo istotne, Marczewski napisał swoją książkę pięknym, bardzo starannym, meandrującym językiem. Na pewno nie jest to język typowego reportażu – o wiele bliżej mu do najwyższej klasy powieści lub esejów. Oczywiście ma to swoje minusy: „Pasażerowie” to tekst skierowany albo do czytelników wymagających, albo do osób bardzo otwartych. Wszyscy ci, którzy w książce Marczewskiego chcieliby znaleźć po prostu kolejny interesujący reportaż, niestety mogą się zawieść. Ja książkę zdecydowanie polecam. Po pierwsze po prostu dlatego, że jest bardzo dobra, a po drugie ze względu na wiarę, że pasjonujący temat wciągnie wielu czytelników nawet jeśli „Pasażerowie” okażą się zupełnie inną książką, niż się spodziewali. Oprawa twarda, szyta. W środku kilkanaście wykonanych przez autora czarno-białych zdjęć.

Słone łąki, Dorthe Nors

Słone łąki

Słone łąki, Dorthe NorsAutor: Słone łąki
Wydawnictwo: Czarne

Zawiedzie się każdy, kto w „Słonych łąkach” Dorthe Nors będzie chciał znaleźć pełną przygód klasyczną prozę podróżniczą czy też reportaż, który w sposób uporządkowany stara się opowiedzieć czytelnikowi o konkretnym miejscu na Ziemi. Duńska pisarka wprawdzie pisze o wybrzeżu Morza Północnego, jej historia jest jednak na wskroś osobista, medytacyjna, a chwilami wręcz chimeryczna. To nie wada – właśnie taką książkę ta doświadczona prozaiczka, eseistka i tłumaczka chciała napisać. Nieporozumieniem byłoby jednak szukanie w niej podanego wprost zestawu informacji o Półwyspie Jutlandzkim czy Morzu Wattowym (bo pisarka chcąca jak najpełniej doświadczyć wybrzeża Morza Północnego w swojej podróży dociera aż do Holandii).

Co otrzymuje czytelnik zamiast tego? Przede wszystkim oryginalną wrażliwość autorki, która sama postanawia zamieszkać w północnej części Półwyspu Jutlandzkiego, a zatem w miejscu, z którego ludzie raczej wyjeżdżają niż do niego ciągną. Centrum opowieści Dorthe Nors jest surowa przyroda wybrzeża Morza Północnego, która jak żadna inna uruchamia jej wyobraźnię i pozwala poczuć się na swoim miejscu. Półwysep Jutlandzki to ewidentnie jej miejsce na Ziemi, nawet pomimo tego, że kiedy była dzieckiem, niewiele brakowało, by morze zabrało ją ze sobą. Proza Dorthe Nors stanowi także swego rodzaju odę do tego, jej zdaniem najpiękniejszego krajobrazu, a także do ludzi, którzy go zamieszkują – twardych, pozbawionych zbędnych złudzeń, żyjących w bliskim kontakcie z naturą i wciąż nie uznających pisarki za jedną z nich.

„Słone łąki” jak najbardziej można polecić, ale zdecydowanie nie wszystkim czytelnikom. Książka Dorthe Nors to według mnie lektura nie tyle dla osób zainteresowanych Danią czy wybrzeżem Morza Północnego, ile raczej dla miłośników artystycznej prozy, która w większym stopniu opowiada o miejscach niż o ludziach. W książce Nors powinni odnaleźć się także ci czytelnicy, którym podróżowanie nieodłącznie kojarzy się z melancholią. Oprawa miękka, klejona.