Archiwum autora: Radosław Pulkowski

Jillian Tamaki, Mariko Tamaki, „Połączenia”

Połączenia

Jillian Tamaki, Mariko Tamaki, „Połączenia”Scenariusz: Mariko Tamaki
Ilustracje: Jillian Tamaki
Wydawnictwo: Kultura Gniewu

Mariko Tamaki to pisarka i scenarzystka komiksów, a Jillian Tamaki – rysowniczka komiksowa i ilustratorka. Historie obrazkowe tworzą zarówno osobno, jak i wspólnie. Jeden spośród tych wspólnych, pt. „Pewnego lata”, ukazał się już wcześniej w Polsce – omawialiśmy go podczas przeglądu 22/2018. Z kolei „Połączenia” to w Stanach Zjednoczonych jeden z najbardziej docenianych komiksów ostatnich lat. Zdobył on m.in. prestiżową amerykańską Nagrodę Eisnera za najlepszy album roku, a kuzynki Tamaki otrzymały za niego dodatkowo nagrody w kategoriach najlepszy scenarzysta/scenarzystka (Mariko) i najlepszy rysownik/rysowniczka (Jillian).

Opowiedziana tu historia jest prosta, choć niejednoznaczna. Oto trzy dziewczyny będące na początku studiów wybierają się na wymarzoną wyprawę do Nowego Jorku – Zoe i Dani to najlepsze przyjaciółki z liceum, zaś Dani i Fiona to znajome ze studiów. Nie dość, że mają odmienne temperamenty, to jeszcze każda z nich ma swoje problemy i swoje preferencje odnośnie do ich wycieczki, które niekoniecznie się ze sobą pokrywają. Jakby tego było mało, po pewnym czasie okazuje się, że Zoe i Fiona wpadają sobie w oko – w sensie romantyczno-seksualnym. Mieszanka trzech różnych osobowości, które mają do siebie różny stosunek to oczywiście prosty przepis na problemy. Pomiędzy dziewczynami zaczynają pojawiać się nieporozumienia, rozczarowania i niedomówienia.

Z w sumie dość banalnej historii, której warianty mogły przydarzyć się w młodości wielu z nas Mariko Tamaki potrafi wiele wycisnąć. Każda z trzech bohaterek jest żywą postacią, więc opowieść o nich jest wieloznaczna i podatna na interpretacje. Scenarzystka pozostawia dużo miejsca na niedopowiedzenia, dzięki czemu po pierwsze opisana w komiksie sytuacja naprawdę przypomina sytuację z życia wziętą, a po drugie – historia daje na myślenia. Dlaczego właściwie bohaterki zachowują się tak, a nie inaczej? Jakie są ich motywacje? No i co stanie się z ich (bardzo różnymi) relacjami, kiedy już wycieczka dobiegnie końca?

Komiks czyta się świetnie. Jego dodatkowym atutem są świetne, bardzo pomysłowe, choć z drugiej strony nienarzucające się rysunki Jillian Tamaki. To rysowniczka kompletna – mająca swój styl, świetna w oddawaniu emocji na twarzach i w głowach bohaterek, a w dodatku bardzo dobra w oddawaniu szczegółów, dzięki czemu wyobraźnia czytelnika bez trudu zostaje przeniesiona akurat do Nowego Jorku, a nie nigdzie indziej. Polecam zakup – tym bardziej że komiks kuzynek Tamaki spodoba się także młodzieży i młodym dorosłym. Oprawa miękka, klejona.

Radosław Kobierski, „Na wulkanie”

Na wulkanie

Radosław Kobierski, „Na wulkanie”Autor: Radosław Kobierski
Wydawnictwo: Drzazgi

Radosław Kobierski to poeta i prozaik, który za sprawą zbioru opowiadań „Na wulkanie” po raz pierwszy od piętnastu lat wraca do prozy – jego ostatnia powieść pt. „Ziemia Nod” ukazała się w 2010 roku. I znakomicie, że wraca, bo w jego najnowszej książce znalazły się opowiadania zarówno kunsztowne, jak i poruszające.

Bohaterowie tekstów Kobierskiego różnią się od siebie – mamy tu m.in. świetnie sytuowanego mężczyznę dobrze po sześćdziesiątce, który postanawia wycofać się z handlu nieruchomościami, na którym się dorobił i zatrudnić w dostrzegalni przeciwpożarowej, kobietę, która w podróży służbowej na Wolin niespodziewanie przeżywa coś, co staje się dla niej życiowym przełomem czy mężczyznę, który po wielu latach odwiedza mieszkającego w Szkocji dawnego przyjaciela. Te i inne postacie stworzone przez Kobierskiego łączą skrywane emocje związane ze sprawami, o których bohaterowie z różnych powodów chcieli zapomnieć, ale nigdy im się to do końca nie udało. Co ciekawe, jako metodę prowadzącą do tych niedookreślonych miejsc wewnątrz bohaterów Kobierski obrał skrajny realizm. Opowiadania zawarte w „Na wulkanie” są przepełnione konkretem, ich autor potrafi drobiazgowo opisywać na przykład niuanse konstrukcyjne leśnej wieży obserwacyjnej, meteorologiczne uwarunkowania skutkujące burzą czy rejs jachtem po Adriatyku (to wszystko tylko w pierwszym opowiadaniu zatytułowanym „Niebo było w przeciwnym kierunku”). W prozie Kobierskiego baczna obserwacja zewnętrza i pełne skupienie na materialności nie wyklucza się jednak z równie czujnym wsłuchiwaniem się w najdrobniejsze drgnienia emocji, nawet jeśli nie do końca wiadomo, gdzie te emocje mają swoje źródło.

Lekturę zbioru „Na wulkanie” polecam zwłaszcza wybrednym czytelnikom prozy w wyższej półki, którzy lubią zaglądać do głów bohaterów literackich, ale nie lubią znajdować w nich (zbyt) łatwych odpowiedzi. Kobierski zdecydowanie zasłużył nią na nominacje do przyszłorocznych nagród literackich – mam nadzieję, że tom rzeczywiście zyska należne uznanie. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.

Marek Bieńczyk, „Rondo Wiatraczna”

Rondo Wiatraczna

Marek Bieńczyk, „Rondo Wiatraczna”Autor: Marek Bieńczyk
Wydawnictwo: Karakter

Marek Bieńczyk to eseista, prozaik, historyk literatury, tłumacz i laureat Nagrody Literackiej Nike, powszechnie uznawany za wybitną postać polskiej literatury. Ostatnio na naszej liście gościł jako autor zbioru miniesejów, które łączy temat śmierci i żałoby – książkę zatytułowaną „Kontener” omawialiśmy podczas przeglądu 23 w 2018 roku. Za sprawą omawianego tu „Ronda Wiatraczna” Bieńczyk po wielu latach wrócił do prozy stricte artystycznej. Jego poprzednia powieść pt. „Tworki” ukazała się 1999 roku, zaś pierwsza, zatytułowana „Terminal”, w 1994 roku.

Jeśli „Rondo Wiatraczna” jest powieścią, to jest powieścią niestandardową. Jej główny bohater, zwany Prorokiem, już w pierwszym zdaniu mówi o sobie: „Nic nie różniło mnie od Chrystusa, poza tym, że nie Bóg był moim ojcem”. Tymi mocnymi słowami zaczyna się jego niejednorodna i achronologiczna podróż przez wspomnienia, objawienia, halucynacje, przywidzenia, a przede wszystkim przez Grochów – dzielnicę, w której z przypadku żył i z wyboru żyje dalej. Narrator opowiada o ulicach, budynkach i jedynej w swoim rodzaju atmosferze Grochowa – ni to wielkomiejskiej, ni to małomiasteczkowej i zarazem pełnej wyraźnych sygnałów wiejskiej przeszłości. Przede wszystkim opowiada jednak o ludziach, których na Grochowie spotykał, różnych, ale zawsze na swój sposób wyjątkowych. A także o postaciach, którym bliżej niż do ludzi jest do duchów-symboli dzielnicy.

Najnowsza proza Bieńczyka jest wieloznaczna i niełatwa do przyszpilenia. W krótkim opisie takim jak ten, to z pewnością niemożliwe. Pod względem językowym „Rondo Wiatraczna” napisane bywa wręcz wirtuozersko – efekt połączenia dużego talentu autora z dekadami spędzonymi przez niego na pisaniu i czytaniu dzieł mistrzów słowa. Jednocześnie proza Bieńczyka jest na tyle gęsta, że tzw. niewyrobiony czytelnik prawdopodobnie się od niej odbije, uznając za bełkotliwą i pseudointelektualną. Żeby z lektury „Ronda Wiatraczna” coś wynieść, trzeba wnieść do niej sporo od siebie, choćby dużą koncentrację i czytelnicze doświadczenie.

Nie wiem czy najnowsza powieść Bieńczyka to książka świetna, dla mnie raczej nie, ale bezsprzecznie to książka ciekawa, mająca swoje tajemnice. To od czytelnika zależy czy będzie chciał je rozwikłać. Poza tym, co istotne, to kolejna w polskiej literaturze proza napisana w hołdzie dla Grochowa – i choćby tylko z tego względu wypada ją polecić warszawskim bibliotekom. Warto także podkreślić, że książka została pięknie wydana, jak to zwykle bywa w przypadku wydawnictwa Karakter. W oprawie miękkiej, klejonej, z obwolutą.

Richard J. Jones, Michael McCormick, „Bunt komórek. O faktach, mitach i zagadkach raka”

Bunt komórek. O faktach, mitach i zagadkach raka

Richard J. Jones, Michael McCormick, „Bunt komórek. O faktach, mitach i zagadkach raka”Autorzy: Richard J. Jones, Michael McCormick
Wydawnictwo: Helion

Richard J. Jones to uznany amerykański onkolog, który z pomocą przyjaciela Michaela McCormicka postanowił zrealizować projekt od dawna zaprzątający jego głowę – zawsze chciał napisać książkę, która w sposób zarówno rzetelny, jak i przejrzysty, opowie czytelnikom o złożonym zjawisku, jakim jest nowotwór. Skąd on się bierze? Czy można się przed nim uchronić? Jak go leczyć, kiedy już zostanie zdiagnozowany? „Bunt komórek” odpowiada na te i wiele innych pytań.

Książka zaczyna się od informacji pozornie sprzecznych: badania pokazują, że około 40% z nas w pewnym momencie zachoruje na raka, ale jednocześnie najlepszą rzeczą jaką możemy dla siebie zrobić, jest nadmierne nieobawianie się tej choroby. Richard J. Jones stara się promować podejście, które można nazwać zdroworozsądkowym. By podać przykład, twierdzi on, że spośród wszystkich zwyczajów powszechnie uznanych za sprzyjające rakowi, zaledwie jeden w istotnym stopniu zwiększa ryzyko jego wystąpienia – chodzi o palenie tytoniu. A z innej beczki: Jones twierdzi, że rak niekoniecznie jest chorobą cywilizacyjną w tym sensie, że obecnie występuje on dużo częściej niż dawniej. Według niego statystyczne wzrosty występowania nowotworów są związane z czymś innym – po prostu w dzisiejszych czasach żyjemy o wiele dłużej, z rak jest chorobą, której występowanie bardzo skorelowane jest z wiekiem. Autor przytacza nawet statystyki, według których 90% wszystkich nowotworów wykrywa się u osób, które przekroczyły 60 rok życia. Sens „Buntu komórek” bynajmniej nie polega jednak na samym obalaniu mitów związanych z rakiem – o wiele częściej jego autorzy przekazują tak zwaną wiedzę pozytywną, choćby dokładnie opisując na czym właściwie polega ta choroba, a także zachęcając do prowadzenia zrównoważonego trybu życia i sensownej profilaktyki (z badaniami na czele).

Zaletami publikacji Jonesa i McCormicka niewątpliwie są jej rzetelność i nieprzegadanie. Jednak na pewno niejedynymi – przy lekturze zwraca uwagę plastyczność porównań, które mają pomóc czytelnikowi jak najlepiej zrozumieć skomplikowane procesy biologiczne. Czasami ta plastyczność może się wydać wręcz śmieszna, ale byłbym jak najdalszy od jej wykpiwania, bo przecież najważniejsze jest, że może ona pomóc czytelnikowi w przyswojeniu zawartej w książce wiedzy. Podsumowując, „Bunt komórek” można polecić zainteresowanym czytelnikom i bibliotekom. Oprawa twarda, szyta.

Gene Luen Yang, Leuyen Pham, „Księżycowy Nowy Rok. Historia miłosna”

Księżycowy Nowy Rok. Historia miłosna

Gene Luen Yang, Leuyen Pham, „Księżycowy Nowy Rok. Historia miłosna”Scenariusz: Gene Luen Yang
Ilustracje: Leuyen Pham
Wydawnictwo: Jaguar
Poziom czytelniczy: BD IV

Kiedy Valentina była dzieckiem, uwielbiała walentynki – zawsze otrzymywała tajemniczą, niepodpisaną kartkę, a sama obdarowywała kartkami ojca i wszystkie dzieci w klasie. Robiła to razem z wyglądającym jak kupidyn Świętym Walentym, który zawsze odwiedzał ją w tym okresie. W liceum, wskutek kilku rozczarowań Valentina zaczęła wątpić w to czy prawdziwa miłość w ogóle istnieje. A jeśli nawet istnieje, to czy może jej się przydarzyć – według babci w jej rodzinie nigdy nie było ani jednej szczęśliwej pary, co niechybnie musi oznaczać, że również nad Valentiną ciąży klątwa… Bohaterka spotyka się wprawdzie z pewnym chłopakiem, w dodatku takim, za którym szaleją wszystkie dziewczyny, ale wciąż czuję, że z ich relacją jest coś nie tak. Przez to wszystko początkowo nawet nie zauważa, że obok niej jest ktoś jeszcze, kto darzy ją prawdziwym uczuciem.

„Księżycowy Nowy Rok” przypomina filmową lub serialową komedię romantyczną dla młodzieży. Historia jest słodka, wciągająca i budzi uśmiech na twarzy. W bardzo dobrze skonstruowanym scenariuszu komiksu znalazło się miejsce zarówno dla elementów fantastycznych (bardzo istotnych dla fabuły!), palety różnorodnych i przekonujących postaci, jak i dla bogatego tła obyczajowego. Valentina nie jest tylko dziewczyną, która obawia się miłości, ale też pogłębioną postacią o niejednoznacznych relacjach z rodziną (matka opuściła ją, kiedy była bardzo małym dzieckiem, a ojciec skłamał, że umarła). Dodatkowego napędu całej historii przydaje fakt, że akcja komiksu rozgrywa się w środowisku azjatyckich imigrantów. Wyraźnie widać to w zwyczajach, które bohaterowie komiksu kultywują, jak obchody Księżycowego Nowego Roku i malowniczy taniec lwów, który w pewnym momencie Valentina zaczyna trenować i który staje się dla niej bardzo ważny, ale także w zarysowanych gdzieś na dalszych planach okolicznościach życia bohaterów – o ile Valentina jest już Amerykanką o Azjatyckich korzeniach, o tyle jej dziadkowie i rodzice wiedli o wiele trudniejsze życie imigrantów w obcym kraju.

Bardzo polecam zakup tego komiksu. Powieści młodzieżowe utrzymane na podobnym poziomie to dziś rzadkość, dlaczego więc nie polecić nastoletnim czytelnikom powieści graficznej? Jestem przekonany, że większości z nich się ona spodoba. Oczywiście zwłaszcza dziewczętom, bo opowiada o miłości, ale założę się, że niejeden chłopak też przeczytałby „Księżycowy Nowy Rok” z wypiekami na twarzy – nawet jeśli później nie będzie chciał przyznać się do tego przed kolegami. Oprawa miękka, klejona.

Kristy Boyce, „Dungeons and Drama”

Dungeons and Drama

Kristy Boyce, „Dungeons and Drama”Autorka: Kristy Boyce
Wydawnictwo: W.A.B.
Poziom czytelniczy: BD IV

Nastoletnia Riley nade wszystko interesuje się musicalami i w przyszłości chciałaby zostać reżyserką spektakli muzycznych. Z kolei Nathan ma hopla na punkcie gier RPG – ten bystry chłopak najchętniej spędza czas, przesiadując z kolegami w zacienionych pomieszczeniach i rozgrywając kolejne napędzane wyobraźnią kampanie. Poznają się właśnie w sklepie z grami. Nic dziwnego, że Nathan spędza w nim długie godziny, w końcu to jego pasja. Obecność Riley w takim miejscu może być na pierwszy rzut oka bardziej zagadkowa, ale tajemnica szybko się wyjaśnia – dziewczyna w nim pracuje, i to za karę, bowiem sklep należy do jej ojca.

W pewnym momencie zaczyna dziać się coś, czego wcześniej ani Riley ani Nathan by się nie spodziewali. A mianowicie – zaczynają oni udawać, że są parą. Riley po to, żeby pokazać byłemu chłopakowi, że świetnie radzi sobie po rozstaniu, a Nathan po to, żeby wzbudzić zainteresowanie dziewczyny, która od dawna mu się podoba. Jednak, jak nietrudno się domyślić, udawana para niechcący zaczyna zbliżać się do siebie naprawdę – nawet jeśli ich relacja w dużej mierze opiera się na wzajemnych żartobliwych przytykach i przekomarzaniu, Nathan i Riley nie mogą się bez siebie obejść. I są w tym naprawdę słodcy.

Kristy Boyce w swojej powieści nie wymyśla prochu. Bazuje na motywach dobrze znanych ze współczesnej literatury młodzieżowej, od siebie dodając głównie musicalowo-erpegowe dekoracje. To jednak w żadnym wypadku nie jest zarzut – w końcu romans dla nastolatków, przypominający filmową komedię romantyczną, może (a czasami wręcz powinien) opierać się o znane schematy. Boyce wykorzystuje je na tyle sprawnie, że jej powieść czyta się dobrze nie tylko nastoletnim, ale również dorosłym czytelnikom, którzy mają ochotę na lekturę lekkiej, przyjemnej i przede wszystkim ciepłej książki młodzieżowej. Dużą zaletę „Dungeons and Drama” stanowią wyraźni, żywi bohaterowie, a także obecność obyczajowych wątków pobocznych (na przykład niełatwej relacji rodziców Riley).

Powieść Kristy Boyce można polecić zarówno młodzieży, jak i bibliotekom. A przy okazji nadmienić, że stanowi ona pierwszą część cyklu – część druga, zatytułowana po angielsku „Dating and Dragons”, zapewne również zostanie za jakiś czas wydana w Polsce. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.

Martin Widmark, Helena Willis, „Tajemnica kościoła”

Tajemnica kościoła

Martin Widmark, Helena Willis, „Tajemnica kościoła”Autor: Martin Widmark
Ilustracje: Helena Willis
Wydawnictwo: Zakamarki
Poziom czytelniczy: BD I/II

„Tajemnica kościoła” to najnowsza część znanej i lubianej szwedzkiej serii kryminałów dla dzieci zatytułowanej „Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai”. Ostatnio na naszej liście „Wielka księga Lassego i Mai” (przegląd 22/2024) oraz „Tajemnica dinozaura” (przegląd 9/2024).

W najnowszym tomie cyklu w miasteczku Valleby, w którym mieszkają Lasse i Maja, dotychczasowy pastor przechodzi na emeryturę. Ma go zastąpić młoda, ambitna pastorka, jednak kiedy do Valleby przyjeżdża biskupka, by przekazać jej parafię, przeszkadza jej w tym szereg pułapek, które ktoś na nią zastawił. Zamiast Biblii na ambonie znalazła się książka telefoniczna, w chrzcielnicy rechocze ropucha, a rzeźbie Jezusa na krzyżu ktoś założył spodenki kąpielowe… Jednak nawet na tych nienajmądrzejszych żartach sprawa się nie kończy – okazuje się, że ktoś ukradł pozostawiony w zakrystii pastorał biskupki. Tylko kto to zrobił, skoro zakrystię zamykali na noc nowa pastorka wraz z komisarzem lokalnej policji, klucz przez cały czas był u komisarza, a dodatkowo Lasse i Maja, w tajemnicy przed wszystkimi, spędzili noc w kościele, starając się przypilnować, by nic niepożądanego się w nim nie wydarzyło (i niczego podejrzanego nie zauważyli!)?

O fabule lepiej nie mówić już nic więcej, żeby nie psuć nikomu zabawy – intryga jest w każdym razie zręczna, zabawna i bardzo dobrze sformatowana pod dzieci w wieku około 7-10 lat. Jak zwykle w przypadku tej serii opowieść o śledztwie dwójki młodocianych detektywów idzie w parze z nieodłącznymi rysunkami autorstwa Heleny Willis – bardzo charakterystycznymi, szczegółowymi i nieco karykaturalnymi (choć zawsze w sympatyczny sposób). Książkę można z czystym sumieniem polecić i to nie tylko fanom serii, bo kolejność czytania poszczególnych części „Biura Detektywistycznego Lassego i Mai” nie ma większego znaczenia. Oprawa twarda, szyta.

Sara Lundberg, „Zapominalski dzień”

Zapominalski dzień

Sara Lundberg, „Zapominalski dzień”Autorka: Sara Lundberg
Ilustracje: Sara Lundberg
Wydawnictwo: Wytwórnia
Poziom czytelniczy: BD 0/I

„Zapominalski dzień” to kolejna na naszej liście publikacja Sary Lundberg, cenionej w wielu krajach szwedzkiej autorki książek dla dzieci. Wcześniej omawialiśmy już inne jej dzieła: „Spacer z kotem” (przegląd 8/2024) i „Ten ptak, co mieszka we mnie, leci, dokąd chce” (przegląd 14/2023), a także stworzoną razem z Ylvą Karlsson książkę „Ja i inni” (przegląd 3/2023). Sara Lundberg jest twórczynią wszechstronną – zajmuje się zarówno pisaniem, jak i ilustrowaniem książek. „Zapominalski dzień” jest przykładem dzieła, które stworzyła od początku do końca – i napisała, i zilustrowała.

„Tę książkę dedykuję zapominalskim i marzycielom” – pisze autorka w krótkim przesłaniu skierowanym do polskich czytelników, a odbiorca, który jest już po jej lekturze, z pewnością od razu zrozumie dlaczego. Głównymi bohaterami „Zapominalskiego dnia” są mały Noe i jego mama, a fabuła książki właśnie takiego dnia dotyczy. Kiedy Noe budzi się rano, od razu zauważa, że jego mama się spieszy. Zupełnie zapomniała o urodzinach koleżanki Noego Almy. Chłopiec z mamą muszą więc pojechać do miasta, by znaleźć dla niej prezent, a później jeszcze zdążyć na imprezę, na którą Noe nawet nie bardzo ma ochotę iść (z Almą znają się z przedszkola lub szkoły, ale tak naprawdę nawet się razem nie bawią). Na kolejnych stronach czytelnik śledzi, jak mama i Noe próbują wybrać prezent i dotrzeć na urodziny, co dodatkowo utrudnia fakt, że chłopiec co chwila coś gubi – zostawia w sklepie kurtkę, czapkę, a na końcu zapodziewa gdzieś sam prezent. Kiedy docierają do domu Almy, okazuje się, że mama pomyliła daty, a urodziny odbędą się dopiero za tydzień. Kiedy docierają do domu, oboje bardzo się cieszą, że kolejny dzień – niedzielę – spędzą sami w domu, najchętniej nie robiąc nic konkretnego.

Wiadomo już dlaczego książka Sary Lundberg traktuje o zapominaniu, ale co z marzeniami? Otóż okazuje się, że po głównej historii następuje jeszcze jedna, której akcja prawdopodobnie dzieje się w wyobraźni Noego. W tej zajmującej kilka stron, narysowanej innym stylem opowieści czytelnik śledzi drogę, jaką mógł pokonać zagubiony prezent dla Almy. Dopiero ta wyobrażona historia we właściwy sposób dopełnia zajmującą główną część książki realistyczną opowieść, zupełnie jak gdyby mówiła czytelnikom: pamiętajcie, marzenia i wyobraźnia są bardzo ważne!

„Zapominalski dzień” to dobra i w dodatku wizualnie piękna książka, którą można zdecydowanie polecić – szczególnie rozmarzonym, zapominalski dzieciom. A któż od czasu do czasu nie bywa rozmarzony i zapominalski? Oprawa twarda, szyta. Duży format.

Katarzyna Kozłowska, „Feluś i Gucio odkrywają… ciało człowieka”

Feluś i Gucio odkrywają… ciało człowieka

Katarzyna Kozłowska, „Feluś i Gucio odkrywają… ciało człowieka”Autorka: Katarzyna Kozłowska
Ilustracje: Marianna Schoett
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Seria książek Katarzyny Kozłowskiej o małym Felusiu i jego misiu Guciu może być znana bibliotekarzom. Na naszej liście w każdym razie gościła już wielokrotnie – ostatnio „Feluś i Gucio się nudzą” (przegląd 18/2023). Omawianą tutaj książką autorka wydaje się otwierać nową podserię ze znanymi już bohaterami zatytułowaną „Feluś i Gucio odkrywają…”.

Książka „Feluś i Gucio odkrywają… ciało człowieka” stanowi swego rodzaju atlas anatomiczny dostosowany swoim poziomem do możliwości poznawczych najmłodszych dzieci. Autorka, razem z ilustratorką Marianną Schoett, stara się zainteresować małych czytelników ciałem człowieka – pokazuje im, z jakich części się ono składa, jak funkcjonuje, a także radzi, jak najlepiej o nie dbać. Kolejne części ciała omawiane są na kolejnych stronach – autorka zaczyna od rąk i nóg, by następnie omówić m.in. oczy, uszy, buzię, włosy, serce, żołądek, kręgosłup, a nawet układ pokarmowy i układ rozrodczy. Informacje oczywiście nie są szczegółowe, ale jak najbardziej dają ogólne pojęcie o tym, jak właściwie działa nasze ciało.

By pokazać, jak wygląda to w praktyce i dać pojęcie o poziomie szczegółowości, przytoczę w całości tekst znajdujący się na dwóch stronach książki. Opisuje on, co dzieje się z pokarmem, kiedy już zostaje strawiony przez żołądek. Oto on: „Z żołądka pokarm przedostaje się dalej do jelit. Dzielimy je na dwa odcinki. Pierwszy to jelito cienkie, drugi – jelito grube. W jelicie cienkim składniki odżywcze są wchłaniane i przenikają do krwi, która rozprowadza je po całym ciele. Dzięki temu masz energię, by biegać i się bawić. Niepotrzebne resztki pokarmu trafiają dalej, do jelita grubego, a potem są wydalane przez odbyt, czyli otwór w pupie. To, co wydalasz, to kał, czyli kupa. Kiedy chce ci się kupę, czujesz parcie. Najwyższy czas iść do łazienki! Po skorzystaniu z toalety zawsze myj ręce.”

Bardzo istotną część publikacji stanowią ilustracje – ładne i zarazem z powodzeniem spełniające swoją informacyjną funkcję. Książka jest kartonikowa, co dodatkowo wskazuje na fakt, że kierowana jest do najmłodszych dzieci, warto jednak wspomnieć, że jak na publikację kartonikową jest ona dość obszerna. Jej zakup jak najbardziej polecam – to udana pozycja, którą warto mieć w bibliotece.

Warsztaty szydełkowania w Bibliotece na Koszykowej

Warsztaty szydełkowania w Bibliotece na Koszykowej

8 marca odbyły się wyjątkowe warsztaty szydełkowania dla początkujących, które zorganizowało wydawnictwo RM wraz z Biblioteką Publiczną m.st. Warszawy, pismem „Gospodyni” i Fundacją Polska Gospodyni oraz firmą Kokonki – motki ombre.

Atmosfera podczas spotkania była pełna ciepła, kreatywności i kobiecej energii. Pod czujnym okiem Ewy Pokrop-Krupy, doświadczonej rękodzielniczki, uczestniczki wydarzenia stworzyły na szydełku urocze różyczki z włóczki. Dziewiarki wróciły do domu nie tylko z wyszydełkowanym kwiatem, ale także upominkami ufundowanymi przez firmę Kokonki – motki ombre.

Poniżej prezentujemy kilka zdjęć z tego wydarzenia.

Warsztaty szydełkowania w Bibliotece na Koszykowej