Archiwa tagu: literatura piękna

Martwa natura

Autorka: Sarah Winman
Wydawnictwo: Arkady
Warszawa 2025

Bardzo ładnie wydana przez Arkady powieść brytyjskiej pisarki, która pierwszy raz pojawia się na naszej liście. Utwór przetłumaczono na kilkanaście języków, docenili go zarówno krytycy, jak i miłośnicy literatury. Książka opowiada o życiu w powojennych Włoszech (akcja rozpoczyna się u schyłku II wojny światowej). Czas niełatwy, czas zmiany, czas naprawy łączy na dobre losy kilku postaci, m. in. żołnierza Ulyssesa, historyczki sztuki Evelyn, Starego Cressy’ego czy Peg, która jako ta najmniej idealna ze wszystkich, być może pierwsza zdobędzie sympatię czytelników. Codzienne problemy bohaterów, zwyczajny trud życia, często skomplikowane relacje, podszyte szukaniem szczęścia i miłości, przyjaźń jako źródło siły to jedna, bardzo ważna warstwa znaczeniowa opowieści. Druga wiąże się ze sztuką, ale pisaną przez duże „S”. Bohaterowie o niej rozmawiają, rozmyślają, stanowi ona stałe tło wydarzeń a niektórzy mają nawet specjalną misję ratowania jej przed zniszczeniem lub zaginięciem. Obrazy, rzeźby, architektura, literatura – artyzm wypełnia karty publikacji. Sztuka obok estetycznej pełni także funkcję ocalającą, niosącą sens. Tytułowa martwa natura jawi się jako nośnik znaczeń, wrażeń, emocji i pamięci, przypomnienie wcale nie banalnej prawdy, że życie jest piękne, lecz także ostrzeżenie, że wszystko przemija. Krzepiące przesłanie powieści mówi o tym, że choć nie ma lekko, nigdy nie należy rezygnować z radości życia w czym z pewnością pomaga krąg bliskich, sprawdzonych przyjaciół.

Książka Sary Winman to ciekawa propozycja na rynku wydawniczym, choć pewnie nie trafi w gusta każdego odbiorcy. Nie jest to w żadnym wypadku zarzut a jedynie spostrzeżenie. Ta momentami bardzo elegancka, nieśpieszna proza, w której sztuka gra równie ważną rolę, co bohaterowie, wymaga odpowiedniego nastroju i nastawienia. Warto zwrócić uwagę na plastyczne opisy, często ewokujące aurę relaksu oraz niosące ukojenie. Duży plus za przemyślane i dopracowane kreacje postaci. Polecam. Oprawa twarda, szyta, zdobione brzegi.

Czytaj dalej

O pięciu osobach, które odwiedziły moją żonę po mojej śmierci

Autorka: Julia M. Maj
Grupa Wydawnicza Relacja
Warszawa 2025

„O pięciu osobach, które odwiedziły moją żonę po mojej śmierci” – tytuł konkretny i szanujący czytelnika, a przy okazji od razu wprowadzający w fabułę. Julia M. Maj nie bawi się w niepotrzebne metafory, za to dobrze radzi sobie z subtelną ironią i ma duże poczucie humoru. Powieść stanowi jej debiut literacki, trzeba przyznać bardzo udany i intrygujący, który dobrze rokuje o dalszej karierze pisarki.

Uwagę czytelnika na pewno zwróci ciekawa konstrukcja fabularna utworu i trzeba przyznać oryginalna, nie do pozazdroszczenia dla głównego bohatera sytuacja narracyjna. Oto nieżyjący od kilku dni Witek budzi się w ulubionym fotelu w rogu salonu jako niewidzialny dla większości ludzi duch. Salon jak to salon jest przestrzenią odwiedzin, rozmów z gośćmi, towarzyskich spotkań, podczas których mogą paść słowa zmarłemu bohaterowi niemiłe, zaskakujące i dające do myślenia, a że śmierć często wspaniale współgra z podsumowaniami życia, pojawią się wątki trudnego dzieciństwa, małżeństwa, kariery zawodowej i relacji z ludźmi. Ostatecznie Witek dochodzi do wniosku, że „najważniejsze są te miłe chwile. Ilość miłych chwil” (s. 242) i ta maksyma wydaje się tak ważna, prosta i oczywista, że aż trudno uwierzyć, że samemu się na nią nie wpadło. W kontekście stosunków międzyludzkich zapisano w książce jeszcze kilka mądrych zdań, bo właśnie związki, zależności, miłość i przyjaźnie są głównym tematem opowieści. Pisarka z dużą wrażliwością i empatią ukazuje skomplikowane relacje rodzinne najpierw małego Witka, potem dorosłego Witolda. Świat przeżyć wewnętrznych postaci wydaje się bliski, jakby znany z autopsji, choć biografia bohatera przebiega według wciągającego i raczej niecodziennego scenariusza. Niespełnienie miesza się tu z wchodzeniem w role, które przyszło grać bohaterom utworu, a wybierany przez nich najczęściej kompromis niepostrzeżenie przechodzi w rezygnację z siebie i z drugiego człowieka. Nie będzie tu silnych porywów uczuć, nie z nich utkane jest życie, a raczej z codziennych, spokojnych interakcji nie wolnych od uników i napięć, przyjaznych gestów czy wrogich spojrzeń, żalu oraz wdzięczności, poczucia obowiązku i drobnych satysfakcji.

Książka Julii M. Maj to, choć utrzymana w komediowej konwencji, w gruncie rzeczy bardzo poruszająca proza o zaniku relacji, przemilczeniach, barierach i niedoskonałościach w komunikacji między bliskimi sobie ludźmi. Pisarce udaje się stworzyć mały, literacki majstersztyk, który mimo poważnego, momentami niepokojącego przesłania, zostawia czytelnika z lekkim sercem i w dobrym humorze. Każdemu, kto szuka wartościowej współczesnej literatury, gorąco polecam niniejszą powieść. Oprawa miękka, klejona.

Czytaj dalej

Checkpoint Isabella

Autorka: Kamila Zagórowska
Wydawnictwo: Novae Res
Gdynia 2025
Poziom: BD IV

Ciekawa książka w konkretnym rozmiarze, ukazująca losy nastolatków, którzy w latach osiemdziesiątych XX wieku wyemigrowali z rodzicami z PRL-u do lepszego świata czyli do NRD. Młodzi ludzie, których zmuszono do porzucenia swoich miejsc, przyjaciół, pierwszych sympatii, całego dotychczasowego życia nie mogą do końca odnaleźć się w nowym kraju i tęsknią za domem. Emigracja do łatwych przeżyć nie należy, zwłaszcza, gdy odbywa się wbrew woli. Bohaterowie – Kaśka, Ola, Iza i Marcin – coś o tym wiedzą, na szczęście w małej polskiej szkole przy ambasadzie w Berlinie Wschodnim spotykają siebie, zaczynają się przyjaźnić – wiadomo: razem lżej – i jakoś normalnie żyć, uczyć się, realizować pasje, wreszcie zrobić wszystko, by wrócić do Polski na stałe. Oczywiście życie jak to życie nie jeden raz pokrzyżuje im plany. Pęknięte serca, porażki i upadki, lecz także sukcesy, nowe porywy uczuć, radość, nadzieja, cierpienie oraz śmierć – wszystko to stanie się ich udziałem.

Autorka bardzo zręcznie buduje obyczajową układankę, plącze ścieżki, wprowadza wątki, które cieszą, zaskakują, złoszczą lub ściskają za serce. Doskonale uchwycono dylematy nastoletnich bohaterów, ich siłę i wrażliwość czyli to, co chyba w młodości najcenniejsze. Ładne – i to określenie wydaje się tu naprawdę najbardziej trafne – ładne są wątki romantyczne, niosące ładunek niewinnych pierwszych uniesień, obaw, nieuchronnych wygaszeń i rozczarowań. Interesująco wypada także tło historyczne książki. Podzielone murem Niemcy, podobnie jak Polska u kresu minionego ustroju to pełna kontrastów przestrzeń strachu i ekscytacji, bierności i działania, kontroli i zrywów wolności. Utwór podejmuje niewyeksploatowany jeszcze wątek z przeszłości, dzięki czemu prawdopodobnie uda mu się wzbudzić autentyczne zainteresowanie czytelników. Specyficzną atmosferę sprytnie ewokują m. in. wplatane do narracji teksty piosenek, które wszyscy znamy, choć dziś może nie każdy pamięta, o czym naprawdę opowiadają. Ponadto pisarka z wyczuciem akcentuje zawiłości powojennych relacji polsko-niemieckich. Poczucie krzywdy przekazywane z pokolenia na pokolenie zostaje skonfrontowane z potrzebą budowania nowego świata przez młodą generację. Natomiast w uniwersalnym wymiarze „Checkpoint Isabella” opowiada o dojrzewaniu, mierzeniu się z życiem, hartowaniu światopoglądów i szukaniu własnej drogi. Wydaje się, że słowa z okładki: „By zburzyć mur, wystarczy niewielkie pęknięcie” odnoszą się nie tylko do berlińskiego muru, który na szczęście runął, lecz także do murów mentalnych, które coś lub ktoś stawia w naszej głowie za cegły mając uprzedzenia, niewiedzę i stereotypy. Podsumowując: Kamila Zagórowska napisała dobrą książkę, którą szczerze polecam. Oprawa miękka, klejona.

Czytaj dalej

Helfer Monika, „Tatuś”

Tatuś

Helfer Monika, „Tatuś”Autorka: Monika Helfer
Wydawnictwo: Filtry

Druga część autobiograficznego tryptyku powieściowego Moniki Helfer to kontynuacja powieści „Hałastra” – głośnej także w Polsce, docenionej zarówno przez krytyków, jak i przez czytelników oraz nagrodzonej m.in. prestiżową Literacką Nagrodą Europy Środkowej Angelus. Tytułowa hałastra, to w języku autorki po prostu rodzina, a zatem przodkowie austriackiej pisarki, o której ta zdecydowała się opowiedzieć dopiero jako dojrzała kobieta. Jak przyznaje w wywiadach, czekała z napisaniem swojego tryptyku, aż wszyscy jego bohaterowie umrą. Warto zastrzec, że wbrew używanemu w odniesieniu do tej prozy przymiotnikowi „autobiograficzny” Helfer wcale nie jest niewolniczo przywiązana do faktów. Prawda emocji i prawda stanów wewnętrznych bohaterów interesują ją o wiele bardziej niż prawda konkretnych wydarzeń. Mimo to, jak mówi, większa część opisanych przez nią zdarzeń jest prawdziwa, niż nieprawdziwa.

W „Hałastrze” autorka opowiadała o dawniejszych przodkach, w „Tatusiu” skupiła się zaś na tytułowej postaci ojca – człowieka pełnego paradoksów, zapalonego czytelnika prowadzącego skromne życie, czasami czułego, a innym razem nieprzystępnego. Jak pisze, choć znała go przez całe życie, dopiero pod koniec uświadomiła sobie, kim naprawdę był, bo dał jej o tym pojęcie dopiero jako starszy mężczyzna, podczas wspólnego wyjazdu do Berlina. Powiedział wtedy, że gdyby mógł wybierać inaczej, wybrałby zupełnie inne życie niż to, które przypadło mu w udziale. W ujęciu pisarki, to zresztą charakterystyczne dla wielu Austriaków z jego pokolenia, a zatem pokolenia osób, które na dobre wchodziły w dorosłe życie w okolicach drugiej wojnie światowej.

Opis niewielkich pod względem objętości powieści Moniki Helfer brzmi niezbyt oryginalnie, więc gdyby nie nagrody i pochlebne recenzje łatwo byłoby je przeoczyć. A byłoby szkoda, bo austriacka autorka swoją rwaną, niechronologiczną, przybierającą strukturę samych wspomnień narrację snuje z dużym kunsztem i wrażliwością zarówno na szczegół, jak i na emocje. Opowiadane przez nią historie są proste i zarazem niejednoznaczne – jak zazwyczaj życie. Dobrze, że zostały docenione i dobrze, że i my mamy szansę to zrobić. Polecam zakup „Tatusia”, najlepiej w komplecie z „Hałastrą”. Oprawa miękka, klejona.

Kang Han, „Lekcje greki”

Lekcje greki

Kang Han, „Lekcje greki”Autorka: Han Kang
Wydawnictwo: W.A.B.

Najnowsza wydana w Polsce powieść ubiegłorocznej laureatki literackiej Nagrody Nobla i autorki głośnej „Wegetarianki”. Ostatnią książką południowokoreańskiej autorki, którą omawialiśmy była oparta o wątki z dwudziestowiecznej historii Korei powieść „Nie mówię żegnaj” (przegląd 4/2024). W „Lekcjach greki” Han Kang opowiada o spotkaniu i głębokim porozumieniu dwójki ludzi, którzy cierpią. Jak zauważają recenzenci tej książki, nie ma w niej miejsca na wiarę w kulturę terapii, którą przesiąknięte są zachodnie społeczeństwa. Zupełnie jakby według Han Kang istniał rodzaj cierpienia, na który żadna terapia nie pomoże, a największą wartością był zawsze drugi człowiek.

Noblistka w „Lekcjach greki” opowiada o dwojgu ludzi – kobiecie i mężczyźnie. Kobieta wskutek trudnych przeżyć całkowicie przestała mówić, co zdarzyło się jej już kiedyś w młodości. Z kolei mężczyzna, którego nieprzypadkowo poznajemy, kiedy opowiada o Jorge Luisie Borgesie, powoli traci wzrok, co oczywiście jest dla niego osobistą tragedią. Poznają się na tytułowych lekcjach starożytnej greki i mimo że nie mogą ze sobą rozmawiać, nawiązują głębokie porozumienie.

W kameralnej, cichej i kontemplacyjnej prozie Han Kang jest mnóstwo skupienia i przestrzeni. Bohaterowie nie starają się szukać odpowiedzi na pytania, które cisną się na usta, bo mają świadomość, że ich nie znajdą. Zamiast tego próbują żyć – na tyle, na ile mogą – i odnaleźć wartość w życiu pomimo cierpienia. Założenie, że język jest narzędziem niewystarczającym leży u podstaw powieści Han Kang – przecież jedna z dwóch głównych bohaterek tej książki milknie i już na początku całkiem wprost wyraża swoje wątpliwości, co do możliwości mowy. Z natury cicha kobieta nigdy nie jest zadowolona z tego, jak słowa spłycają to, co próbuje wyrazić. Jednocześnie jednak to język – tak się składa, że obcy i wymarły – staje się tym, dzięki czemu dwójka bohaterów pozostaje w kontakcie ze światem. Może i jest niewystarczający, ale ostatecznie język jest jedynym, co mamy, naszym najlepszym narzędziem. Coś takiego przynajmniej wydaje się mówić Noblistka.

To oczywiste, że tak cicha i skromna powieść jak „Lekcje greki” nie spodoba się każdemu. Już choćby z tego względu, że nie zawsze jest czas na tego typu lekturę. Niemniej raczej warto mieć ją w bibliotece. W końcu co Nobel, to Nobel – z pewnością tylko ze względu na samą nagrodę pewne grono czytelników będzie chciało się z książką skonfrontować. Oprawa twarda, szyta.

Graca Agnieszka, „Podniebie”

Podniebie

Graca Agnieszka, „Podniebie”Autor: Agnieszka Graca
Wydawnictwo: Agora

Agnieszka Graca zadebiutowała w 2023 roku kryminałem „Czarny poniedziałek” i to w takim stylu, że od razu dostała za niego cenioną w branży Nagrodę Wielkiego Kalibru dla najlepszej polskiej powieści kryminalnej roku. Wydana w marcu tego roku druga powieść tej autorki – „Podniebie” – to zarazem druga część cyklu o parze krakowskich detektywów, Idze Bagińskiej i Igorze Szocie. Da się ją czytać bez znajomości części pierwszej, choć pewnie lepiej poznawać książki wchodzące w skład cyklu w kolejności wydawniczej.

Charakterystyczne dla autorki jest połączenie intrygującej zagadki kryminalnej ze starannie odmalowanym tłem społecznym. Powieści Gracy zwracają uwagę na codzienne problemy – głównie problemy kobiet – przedstawiając nieoczywiste i trudne sytuacje, w których znajdują się drugo- i trzecioplanowi bohaterowie jej opowieści. W „Podniebiu” autorka dotyka na przykład takich tematów, jak polski system szkolnictwa, wypalenie zawodowe nauczycieli, nierówność płci, niedostateczne egzekwowanie praw dziecka czy molestowanie seksualne. Fakt, że na szczególną uwagę w „Podniebiu” zasługują tło obyczajowe i pogłębione portrety psychologiczne nie powinien jednak całkiem przysłonić dania głównego, czyli zagadki kryminalnej. Ta również jest udana i pozwala na łatwe wciągnięcie się w opowieść.

„Podniebie” można polecić jako zakup biblioteczny – najlepiej w pakiecie z „Czarnym poniedziałkiem”. To po prostu udana powieść gatunkowa, która w dodatku za sprawą poruszanych w niej problemów, sposobu ich przedstawienia, a także warsztatu autorki wyróżnia się na tle innych polskich kryminałów. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.

Duvanel Adelheid, „Ostatni akt łaski”

Ostatni akt łaski

Duvanel Adelheid, „Ostatni akt łaski”Autorka: Adelheid Duvanel
Wydawnictwo: Cyranka

Skromne pod względem objętości opowiadania Adelheid Duvanel zawarte w tomie „Ostatni akt łaski” liczą zaledwie od dwóch do trzech stron. To w zasadzie portrety osób niepasujących do otoczenia, wykluczonych, odmiennych i cierpiących. Oczywiście nie suche charakterystyki, ale takie portrety, w których poznajemy bohaterów w akcji – obserwujemy, co myślą, co czują, co robią i co im się przydarza. To proza, którą trudno byłoby mi porównać do czegokolwiek, co czytałem wcześniej – autorka znajduje swój oryginalny głos gdzieś w przestrzeni pomiędzy niemal bolesnym naturalizmem, a nie unikającym humoru surrealizmem. Bohaterom Duvanel przydarzają się naprawdę dziwne rzeczy, bardzo często w natężeniu, które wydaje się nadrealistycznie przesadne, ale czy przypadkiem osoby, które los doświadcza w podobny sposób nie przechadzają się pośród nas każdego dnia, niezauważone, najczęściej z opuszczoną lękliwie głową? Warto dopowiedzieć, że bohaterowie tej prozy najczęściej są ofiarami przemocy, i to takiej, która przyjmuje najróżniejsze kształty.

Dla kontekstu wypada napisać, kim właściwie jest niewydawana dotąd w Polsce Adelheid Duvanel. To żyjąca w latach 1936-1996 szwajcarska autorka, która za życia doceniona była głównie przez krytyków, a pośmiertnie wyrasta na jedną z najwybitniejszych szwajcarskich pisarek XX wieku. Twórczyni z pewnością nie miała łatwego życia – sama zmagała się m.in. z chorobą psychiczną, przemocą ze strony męża i narkomanią córki. Z pewnością to jej własne problemy i przejścia rezonują w przepełnionych lękiem bohaterach jej krótkich opowiadań. Duvanel zmarła tragicznie jako zaledwie sześćdziesięciolatka w wyniku przedawkowania leków nasennych i śmiertelnego wychłodzenia.

„Ostatni akt łaski” nadaje się do polecenia amatorom literatury niecodziennej i osobom lubiącym odkrywać mało znane głosy literackich oryginałów, którzy dopiero po latach przebijają się do kanonu światowej literatury. To książka, która potrafi zarówno poruszyć, zadziwić, jak i skłonić do myślenia – zwłaszcza o osobach wyszydzanych, pomijanych i nieszczęśliwych. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.

Chambers Robert W., „Król w Żółci”

Król w Żółci

Chambers Robert W., „Król w Żółci”Autor: Robert W. Chambers
Wydawnictwo: Art Rage

Wydany oryginalnie w 1895 roku tom opowiadań Roberta W. Chambersa pt. „Król w Żółci” przeszedł do historii przede wszystkim jako dzieło, które zainspirowało arcymistrza literackiej opowieści grozy Howarda Phillipsa Lovecrafta. Zresztą nie tylko jego – ostatnio o „Królu w Żółci” głośno było za sprawą bardzo popularnego i nie mniej udanego serialu „True Detective” (twórcy serialu umieścili w swoim dziele bardzo czytelne aluzje do dzieła Chambersa). Choć zbiór amerykańskiego autora był już wcześniej wydany w Polsce, to jeszcze nigdy w całości – poprzednie wydanie zawierało tylko niektóre spośród oryginalnie zawartych w tomie opowiadań.

Z książką na pewno warto się skonfrontować, choć pomysł na nią wydaje się zaskakujący. Głównie dlatego, że nie wszystkie opowiadania zawarte w zbiorze w istocie są opowiadaniami grozy, nawet jeśli teksty łączy motyw tajemniczego dramatu „Król w Żółci”, który stopniowo doprowadza do szaleństwa wszystkich, którzy mieli z nim styczność. Początkowe opowiadania z tomu rzeczywiście stanowią lovecraftowskie studium psychozy i do dziś mogą wzbudzić w czytelniku poważny niepokój, jednak w kolejnych tekstach autor zbliżył się raczej do podszytego fantastyką romansu i opowieści obyczajowej, w niektórych fragmentach nie stroniąc nawet od humoru. Nie są to opowiadania złe, ale jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że to właśnie w gatunku horroru pisarstwo Chambersa osiągnęło swoje wyżyny, na przykład w otwierającym tom opowiadaniu „Reperacja reputacji”. Mimo to z pewnością warto poznać całość tomu – i to nie tylko dlatego, że jest to nieznana wcześniej w Polsce amerykańska klasyka, ale raczej dlatego, że to kawałek ciekawej literatury, którą do dziś dobrze się czyta. Niekwestionowaną zaletą jest również polski przekład „Króla w Żółci”, za który odpowiada Tomasz S. Gałązka, czyli jeden z naszych najlepszych tłumaczy literackich z języka angielskiego.

Mimo wszelkich powyższych zastrzeżeń polecam zakup tej książki. Nawet jeśli miłośnicy literatury grozy ograniczą się tylko do lektury części opowiadań w niej zawartych, z pewnością będą zadowoleni, a może nawet zachwyceni. Warto wspomnieć, że książka została opatrzona wyjątkowo estetyczną, abstrakcyjną okładką i w ogóle pięknie wydana – w twardej, szytej oprawie, z obwolutą.

Przemysław Kowalewski, „Raport Kruka”

Raport Kruka

Przemysław Kowalewski, „Raport Kruka”Autor: Przemysław Kowalewski
Wydawnictwo: Filia

Przemysław Kowalewski debiutował jako pisarz zaledwie dwa lata temu. Wydał wtedy bardzo dobrze przyjęty kryminał pt. „Kozioł”, pierwszą powieść z cyklu o szczecińskim poruczniku milicji Ugne Galancie. Od tamtej pory zdążył wydać jeszcze trzy inne powieści wchodzące w skład tej serii, w tym „Sierociniec”, który omawialiśmy podczas przeglądu 8 w 2024 roku. „Raport Kruka” to kolejna powieść Kowalewskiego i zarazem pierwsza, która nie jest powiązana ze wspomnianym cyklem. A właściwie jest z nim powiązana, ale bardzo delikatnie – główny bohater „Raportu Kruka”, Nikita Wajda, jest po prostu dzieckiem jednego z bohaterów cyklu.

Jest również światowej sławy archeologiem, którego poznajemy, kiedy wykłada na Uniwersytecie Szczecińskim i w przededniu wyjazdu do Bazylei, gdzie ma pracować z napisaną po koptyjsku, odkrytą w poprzednim wieku „Ewangelią Judasza”. Tuż przed wyjazdem Wajda dowiaduje się, że w Szczecinie również odkryto zabytek archeologiczny wielkiej wagi – coś, co prawdopodobnie jest kryptą Gryfitów, czyli dawnych książąt pomorskich. Bohater prosi swojego najlepszego studenta, Franka Hebela, o to, by obserwował badania dotyczące tego odkrycia, a kiedy po kilku lat wraca, dwaj mężczyźni postanawiają razem przyjrzeć się całej sprawie z bliska. Pomaga im w tym Agne, młoda hakerka, a prywatnie kuzynka Hebela. Co istotne, po latach okazuje się, że sprawa krypty została zamieciona pod dywan – najprawdopodobniej przez władze.

„Raport Kruka” to prosty, trzymający się dość utartych schematów sensacyjny thriller. Chwilami niektóre rozwiązania fabularne mogą wydać się czytelnikowi wręcz głupawe, ale mimo to powieść czyta się wartko i dobrze. Może i autor zanadto nie kombinuje, ale udaje mu się budować w swojej historii odpowiednie napięcie, dzięki czemu odbiorcy trudno przerwać lekturę. Na tym jednak nie koniec, bo Kowalewski ma w zanadrzu jeszcze jedno rozwiązanie, które wyróżnia jego powieść spośród innych – w formie przystępnej narracji gatunkowej porusza on pewien niewygodny wątek z historii Polski. A mianowicie wątek polskich obozów koncentracyjnych – tych, które rzeczywiście działały w naszym kraju po drugiej wojnie światowej, a w szczególności tych, w których gromadzeni byli Niemcy. Wiedza o nich wciąż nie jest w naszym kraju wiedzą powszechną, a w uproszczonej, powieściowej wersji pewnie łatwiej będzie jej trafić do niektórych czytelników.

„Raport Kruka” można polecić miłośnikom polskich powieści gatunkowych. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.

Naja Marie Aidt, „Ćwiczenia z ciemności”

Ćwiczenia z ciemności

Naja Marie Aidt, „Ćwiczenia z ciemności”Autorka: Naja Marie Aidt
Wydawnictwo: Cyranka

Pierwsza na polskim rynku książka duńskiej autorki uznawanej za jedną z najważniejszych współczesnych skandynawskich pisarek. Bohaterką powieści jest pięćdziesięciosiedmioletnia kobieta, która mierzy się z objawami stresu pourazowego, który uniemożliwia jej normalne funkcjonowanie. Co tydzień jeździ do terapeuty, którego na swój użytek nazywa „gościem od PTSD”. Z jego pomocą stara się uporać z traumą i powrócić do normalnego życia. Nie jest to łatwe zadanie, tym bardziej że bohaterka mierzy się nie z jedną traumą, ale nawarstwionymi skutkami wielu różnych traumatycznych wydarzeń, wśród których są m.in. przemoc domowa, której doświadczała ze strony ojca, gwałt i śmiertelne przedawkowanie narkotyków przez jej siostrę. Kobiecie przez długie lata udawało się spychać swoje problemy na dalszy plan, ciężko pracowała i wychowała trzech synów, ale w końcu nigdy nieprzepracowana trauma wyszła z ukrycia wzmocniona ostatnim traumatycznym wydarzeniem – atakiem nożownika. Bohaterka z pewnością nie miałaby siły skonfrontować się ze skutkami tego wydarzenia oraz całą trudną przeszłością i – zgodnie z tytułem tej powieści – ćwiczyć się z ciemności, gdyby nie jej cztery przyjaciółki, kobiety cierpliwe, oddane i wspierające, ale jednocześnie niepróbujące na siłę wciskać jej taniego pocieszenia.

Powieść Naji Marie Aidt jest napisana gęstym, gorączkowym, poetyckim, a jednocześnie dość oszczędnym językiem. Autorka umiejętnie gra w niej refrenicznymi powtórzeniami i skokami napięcia, co pozwala czytelnikowi na wczucie się w sytuację dotkniętej stresem pourazowym bohaterki. Pod względem literackim to świetna robota – bardzo świadoma zarówno językowo, jak i konstrukcyjnie. Nie należy zapominać, że warstwa językowa to zasługa nie tylko autorki, ale także tłumacza tej powieści na język polski – poety Macieja Bobuli.

„Ćwiczenia z ciemności” można z czystym sumieniem polecić czytelnikom nieco ambitniejszej prozy, która mierzy się z trudnymi tematami. Ale uwaga: to powieść mocna, dręcząca i przejmująca, która z pewnością może wyciągać na powierzchnię większe i mniejsze traumy czytelników (a zwłaszcza czytelniczek). Niemniej polecam ją jako zakup biblioteczny. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.