Archiwum autora: Radosław Pulkowski

Gdzie zgłosić dzikie zwierzę, Katarzyna Michalczak

Gdzie zgłosić dzikie zwierzę

Gdzie zgłosić dzikie zwierzę, Katarzyna MichalczakAutorka: Katarzyna Michalczak
Wydawnictwo: Cyranka

Książka Katarzyny Michalczak opowiada o ADHD, czyli tzw. zespole nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi. Nie jest jednak ani poradnikiem, pomagającym w radzeniu sobie z problemami dotykającymi osoby z ADHD, ani opracowaniem naukowym, ani nawet reportażem, który przybliża temat na podstawie spotkań autora z bohaterami i ekspertami w tej dziedzinie. Autorka tej książki, która sama po wielu latach nareszcie otrzymała diagnozę ADHD, robi coś innego, ale może nie mniej cennego: opowiada o swoim doświadczeniu w formie wspomnienowo-pamiętnikowo-konfesyjnej. Wprawdzie, aby na pewno wiedzieć o czym mówi, może mówić tylko o swoim własnym przypadku, ale być może znajdą się czytelnicy, którzy zobaczą w jej opowieści samych siebie?

Autorka „Gdzie zgłosić dzikie zwierzę” jest utalentowaną pisarką i poetką, która ma na swoim koncie m.in. zbiory wierszy i fikcję literacką. W swojej najnowszej książce, zamiast nadmiernie stylizować i konstruować, skupiła się jednak przede wszystkim na opowiedzeniu o własnym doświadczeniu. „Gdzie zgłosić dzikie zwierzę” czyta się trochę jak ciekawego bloga. Niech nie zabrzmi to jak zarzut – najwyraźniej są przypadki, kiedy to taka forma jest czymś bardziej adekwatnym i przystającym do tematu niż na przykład autofikcyjną powieść, w której autor lub autorka na siłę przebiera własne doświadczenia w niby to bardziej literacki mundurek. Taka, a nie inna forma ma jednak także swoje minusy: książka Katarzyny Michalczak z pewnością może irytować osoby, które z autopsji lub obserwacji nie znają problemów poruszanych przez autorkę. Takim czytelnikom narratorka „Gdzie zgłosić dzikie zwierzę” może wydać się osobą przesadnie skupioną na sobie i swoich problemach. Co gorsza, są to problemy, które osoby postronne łatwo mogą wziąć za zupełnie wydumane.

Właśnie z tego powodu książkę Katarzyny Michalczak poleciłbym głównie czytelnikom zainteresowanym tematem neuroróżnorodności, a szczególnie ADHD. Nawet jeśli z jej lektury nie dowiedzą się oni nic, czego by do tej pory nie wiedzieli, może się ona okazać nawet bardziej pomocna – niczym rozmowa z przyjacielem lub przyjaciółką, którym przydarzyło się coś podobnego. Okładka miękka, klejona.

Pierwsza Drużyna, Daniel Lis

Pierwsza drużyna

Pierwsza Drużyna, Daniel LisAutor: Daniel Lis
Wydawnictwo: Agora

Książka Daniela Lisa została wydana z okazji stulecia pierwszego startu polskiej reprezentacji na igrzyskach olimpijskich. Rzeczywiście, olimpijski debiut Polski miał miejsce dopiero w 1924 roku – przed 1918 rokiem nie istniało przecież niepodległe państwo polskie, zaś w 1920 roku start polskich sportowców w igrzyskach uniemożliwiła wojna polsko-bolszewicka. Początki były skromne: na odbywające się w 1924 roku igrzyska olimpijskie w Paryżu pojechała reprezentacja licząca sobie 65 zawodników, którzy wrócili z zaledwie dwoma medalami. Srebrny medal na 4000 metrów zdobyła wtedy drużynowo czwórka polskich kolarzy (Franciszek Szymczyk, Jan Łazarski, Józef Lange i Tomasz Stankiewicz), zaś brązowy – Adam Królikiewicz i jego koń Picador w indywidualnym jeździeckim konkursie skoków. A jednak, mimo że początki bywają niełatwe i osiągnięcia polskiej drużyny nie były wybitne, debiutancki występ na igrzyskach był wielkim wydarzeniem, które domagało się drobiazgowej rekonstrukcji.

Tego zadania podjął się reportażysta Daniel Lis, autor wydanej w 2022 roku książki „Stulecie przeszkód. Polacy na igrzyskach”. Aby jak najlepiej opowiedzieć dzieje tytułowej pierwszej polskiej drużyny olimpijskiej, Lis wykonał staranną kwerendę, a kiedy było to możliwe – przeprowadził pogłębione wywiady. Na przykład wiele informacji na temat brązowego medalisty z Paryża Adama Królikiewicza, pochodzi z opowieści jego wnuka, scenarzysty i pisarza Cezarego Harasimowicza, który z zamiłowania jest także kustoszem rodzinnej historii. W książce Lisa równie ciekawe, co występy polskich sportowców, jest starannie zarysowane tło historyczne i obyczajowe. Czy zrobienie jednej polskiej reprezentacji z zawodników wcześniej żyjących w trzech różnych zaborach było łatwym zadaniem? Z jakimi reakcjami w kraju i za granicą spotykała się pierwsza polska kobieta-olimpijka Wanda Nowak-Dubieńska? Jak biedny kraj w trudnych czasach tuż po wojnie poradził sobie z kosztami startu w igrzyskach olimpijskich? Na te i wiele więcej pytań autor odpowiada, przytaczając zarówno fakty, jak i anegdoty. Dodatkowo, w ramach starannego wstępu, czytelnik książki poznaje także skróconą historię powstania nowożytnych igrzysk i narodzin idei olimpijskiej.

„Pierwszą drużynę” można gorąco polecić wszystkim miłośnikom książek sportowych. Ba, jest to prawdopodobnie jedna z najciekawszych pozycji tego typu, jakie w ostatnich miesiącach i latach ukazały się w Polsce. Oprawa miękka, klejona.

Ocean światła, Martin Laird

Ocean Światła. Kontemplacja, przemiana i wyzwolenie

Ocean światła, Martin LairdAutor: Martin Laird
Wydawnictwo: WAM

„Ocean Światła” to kolejna książka augustianina i teologa Martina Lairda, w której rozwija on temat modlitwy kontemplacyjnej. Poprzednie, zatytułowane „W krainę ciszy” i „Głębia serca”, do nas nie trafiły, nie były zatem ujęte w żadnym z dotychczasowych przeglądów.

Modlitwa kontemplacyjna bywa dla katolików tematem nieco kontrowersyjnym – niektórzy twierdzą, że stanowi ona wynalazek wczesnochrześcijańskich mistyków, który jest sprzeczny z naukami Chrystusa i apostołów. Zarówno sam autor tej książki, jak i jezuita dr Jacek Prusak, który napisał do niej wstęp, przekonują jednak, że to błędna opinia. Modlitwa niedyskursywna, która ma coś wspólnego z treningiem uważności, może być według nich co najmniej tak samo cenna, jak tradycyjna chrześcijańska modlitwa polegająca na zwracaniu się do Boga czy rozmowie z nim.

Wywód Martina Lairda jest zarazem erudycyjny i możliwie prosty. By jak najlepiej przemówić do czytelnika, amerykański zakonnik przywołuje zarówno wielkie nazwiska literatury (David Foster Wallace, Virginia Woolf, Flannery O’Connor) czy przykłady chrześcijańskich świętych (św. Augustyn, św. Jan od Krzyża), jak i znane z popkultury obrazy filmowe czy książki dla dzieci. To wszystko jest jednak dla autora tylko środkiem, którego używa, aby ułatwić czytelnikowi wejście na ścieżkę rozwoju świadomości i życie w harmonii z Bogiem. „Ocean Światła” łączy w sobie cechy rozprawy teologicznej i praktycznego przewodnika duchowego. Laird pisze o umyśle reaktywnym, który rozwinął się u większości ludzi w dzisiejszych, podatnych na rozproszenia czasach, umyśle receptywnym, który należy w sobie rozwinąć poprzez praktykowanie kontemplacji oraz umyśle świetlistym, który pozostaje najbliżej Boga. Autor na podstawie własnych doświadczeń oraz obserwacji daje czytelnikowi rady, jak praktykować kontemplację, kiedy ją przerwać i w jaki sposób kształtować swój umysł oraz przyzwyczajenia, jednak nigdy nie jest autorytatywny. Zamiast tego przyznaje wprost, że jego książka jest zaledwie zbiorem drogowskazów, które mogą pomóc w znalezieniu przez czytelnika swojej indywidualnej ścieżki duchowego rozwoju. Interesująca jest także trzecia część książki, w której autor opowiada o tym, jak praktyka kontemplacyjna może pomóc w redukowaniu symptomów depresji (ale nigdy zastąpić profesjonalnej pomocy!).

„Ocean Światła” to pozycja godna polecenia osobom zainteresowanym rozwojem duchowości – niekoniecznie tylko w duchu katolickim. Oprawa miękka, klejona.

Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski, Strasznie wielki żarłok

Poczytaj mi Borsuku Mruku. Tom 2. Strasznie wielki żarłok

Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski, Strasznie wielki żarłokScenariusz: Maciej Jasiński
Rysunki: Tomasz Kaczkowski
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Poziom czytelniczy: BD 0/I

Maciej Jasiński i Tomasz Kaczkowski są autorami popularnej serii komiksów detektywistycznych dla najmłodszych czytelników pt. „Miś Zbyś na tropie”. Cykl o detektywie Misiu Zbysiu doczekał się już trzynastu komiksów, a ostatnio jego twórcy postanowili rozpocząć projekt poboczny – serię poświęconą solowym przygodom Borsuka Mruka, wcześniej znanego jako asystent Misia Zbysia. Nowy cykl został pomyślany jako taki, który może pomóc dzieciom w nauce czytania. Komiksy z cyklu „Poczytaj mi Borsuku Mruku” są mniejsze objętościowo – liczą zaledwie 24 niewielkie strony – i prostsze fabularnie. Omawiana tutaj książeczka pod tytułem „Strasznie wielki żarłok” stanowi drugą część tej nowej serii. Pierwsza część niestety do nas nie dotarła, nie znalazła się więc w żadnym z dotychczasowych przeglądów.

Do biura Borsuka Mruka, który tego dnia został w pracy dłużej niż Miś Zbyś, przybiega właściciel pobliskiej restauracji. Biznesmen prosi detektywa o pomoc w złapaniu tytułowego strasznie wielkiego żarłoka, który przed chwilą pożarł kotlet pożarski i wybiegł, nie płacąc. Borsuk Mruk, niewiele myśląc, udaje się w pościg za tajemniczym żarłokiem, po drodze napotykając oczywiście pewne przeszkody. Na końcu złodziejem okazuje się sympatyczny krokodyl. Wychodzi na to, że wcale nie jest on złą osobą, po prostu zapomniał z domu portfela i nie wiedział, jak się zachować, więc uciekł. Borsuk Mruk proponuje mu zatem odpowiednie zadośćuczynienie osobom przez niego poszkodowanym. Historyjkę wieńczy skierowany wprost do dzieci morał, który brzmi w następujący sposób: „Pamiętajcie – gdy coś się stanie, lepiej od razu powiedzieć prawdę, bo uciekając od problemu, narobicie tylko większego bałaganu”.

Druga część przygód Borsuka Mruka jest prosta, ale jestem przekonany, że ze względu na zwarty w niej humor, spodoba się ona większości kilkulatków. Jej największymi zaletami są poczucie humoru i pewna nonszalancja autorów. Komiks przypomina improwizowane historyjki opowiadane czasami dzieciom przez ich bliskich i jestem pewien, że mali czytelnicy to docenią. Dodatkowym walorem „Strasznie wielkiego żarłoka” jest użycie w toku narracji dostosowanych do możliwości dzieci żartów językowych, co przy okazji może pomóc uwrażliwić je na język i jego brzmienie. Szczerze polecam! Oprawa miękka, szyta.

Wszystko mam bardziej, Jacek Hołub

Wszystko mam bardziej. Życie w spektrum autyzmu

Wszystko mam bardziej, Jacek HołubAutor: Jacek Hołub
Wydawnictwo: Czarne

Jacek Hołub jest doświadczonym reporterem, wieloletnim dziennikarzem „Gazety Wyborczej” i autorem cenionych książek non-fiction, takich jak m.in. nagrodzona Kryształową Kartą Polskiego Reportażu „Beze mnie jesteś nikim. Przemoc w polskich domach”, „Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci” i „Niegrzeczne. Historie dzieci z ADHD, autyzmem i zespołem Aspergera”. Tym razem postanowił rozwinąć temat, który poruszał w ostatniej z wymienionych publikacji – „Wszystko mam bardziej” opowiada o osobach w spektrum autyzmu.

„Nie jestem psychologiem ani psychiatrą, terapeutą czy innym specjalistą. Jestem zwyczajnym facetem rozmawiającym z ludźmi i opisującym ich historie. Książka, którą z nieśmiałością i pokorą oddaję w Wasze ręce nie jest poradnikiem, przewodnikiem czy źródłem akademickiej wiedzy o autyzmie. Powstała z chęci oddania głosu osobom neuroróżnorodnym” – pisze autor w rozbudowanym wstępie i tym samym już na początku wyjaśnia, czym jego książka jest i jaki przyświeca jej cel. A jest ni mniej, ni więcej tylko rasowym reportażem, który na chwilę wpuszcza czytelnika do świata osób ze spektrum autyzmu. Bohaterowie książki są różni, tak jak różne bywają osoby mieszczące się w tym spektrum. Czytając „Wszystko mam bardziej” odwiedzamy m.in. żyjącą w Warszawie neuroróżnorodną parę, dojrzałą kobietę, dla której problematyczny jest kontakt z ludźmi, ale która spełnia się w działalności naukowej, potrzebujących codziennej pomocy podopiecznych ośrodka Między Innymi, a także trzydziestodziewięcioletnią Izę, której autyzm pomógł nie reprodukować patologicznych wzorców, wśród których została wychowana. Chociaż nie, tej ostatniej wcale nie odwiedzamy – świadoma swoich ograniczeń kobieta rozmawia z autorem książki tylko za pośrednictwem komunikatora internetowego.

Książka Jacka Hołuba napisana jest z dużą empatią zarówno w stosunku do bohaterów, jak i wszystkich innych osób neuroróżnorodnych. Autor na konkretnych przykładach pokazuje, że mieszczenie się w spektrum autyzmu może w praktyce oznaczać niemal wszystko – w spektrum są w końcu zarówno aktywistka Greta Thunberg czy aktor Anthony Hopkins, jak i wszystkie te anonimowe osoby autystyczne, które nie są w stanie samodzielnie funkcjonować. Podstawowe przesłanie książki mogłoby brzmieć: „jesteśmy różni – akceptujmy siebie nawzajem”, ale unika ona taniego dydaktyzmu. Zamiast tego po prostu pokazuje ludzi w spektrum i ich życia, ułatwiając czytelnikowi wczucie się w ich sytuację. Reportaż Hołuba czyta się bardzo dobrze i można go polecić nie tylko osobom zainteresowanym tematem neuroróżnorodności. Książka wydana w twardej oprawie, szyta.

Karol Kleczka i jego ulubiona książeczka, Julia Donaldson, Axel Scheffler

Karol Kleczka i jego ulubiona książeczka

Karol Kleczka i jego ulubiona książeczka, Julia Donaldson, Axel SchefflerAutorka: Julia Donaldson
Ilustrator: Axel Scheffler
Wydawnictwo: Tekturka
Poziom czytelniczy: BD 0/I

„Karol Kleczka i jego ulubiona książeczka” to stworzone z wyobraźnią i pięknie ilustrowane dziełko. Jego tytułowym bohaterem jest chłopiec, który bardzo lubi czytać, ale pojawiają się w nim także wyrzucony za burtę pirat, rycerz walczący ze smokiem, dziewczynka, która widziała UFO, dość pazerny krokodyl i jeszcze kilka innych barwnych postaci. Jak pomieścili się oni w niewielkiej objętościowo książce? Pomysł Julii Donaldson jest prosty – każda z tych postaci występuje w książce czytanej przez poprzedniego bohatera i zarazem sama ma swoją ulubioną książkę, którą poznaje także czytelnik. Dzięki temu co dwie strony akcja przenosi się on do innego świata, w którym poznajemy kolejnego bohatera. Zaletą tej pozycji z pewnością jest pokazanie małemu czytelnikowi, że lektura książek (i magazynów!) ma magiczną moc przenoszenia nas w nieskończoność literackich światów, a to, jakie są to światy, zależy tylko od nas i naszych preferencji. Tekst książki napisany jest rymowanym wierszem, autorem przekładu z języka angielskiego jest Michał Rusinek. Warto. Oprawa twarda, szyta.

Echeverria, Martín Caparrós

Echeverria

Echeverria, Martín CaparrósAutor: Martín Caparrós
Wydawnictwo: Art Rage

Martín Caparrós znany jest w Polsce przede wszystkim jako autor książek non-fiction, szczególnie monumentalnego „Głodu”, w którym na kilkuset stronach śledzi przyczyny i skutki nędzy panującej w najbiedniejszych krajach świata, a także wydanej w ubiegłym roku „Ñameryki”, w której skupia się na problemach współczesnej Ameryki Łacińskiej. Mało kto w naszym kraju wie, że w rzeczywistości argentyński pisarz w co najmniej równym stopniu rozkłada swój czas pomiędzy pisanie reportaży i utworów prozatorskich. „Echeverria” to pierwsza powieść z zaplanowanej przez niego trylogii powieści historycznych opowiadających o trzech ojcach założycielach argentyńskiej państwowości. Dodajmy: powieści pisanych z zacięciem rewizjonistycznym, których głównym zadaniem jest pomoc w odpowiedzi na pytanie „dlaczego we współczesnej Argentynie tak trudno jest żyć?”.

W największym skrócie Esteban Echeverría to taki argentyński Mickiewicz – poeta i pisarz, który postawił przed sobą niezwykle ambitne zadanie. Chciał mianowicie zostać twórcą na tyle wielkim, by jego dzieła pomogły nadać kształt rodzącemu się w bólach narodowi argentyńskiemu. Wypada dodać, że Echeverría wcale nie był przy tym postacią nieskazitelną. Wręcz przeciwnie, z dzisiejszej perspektywy coraz wyraźniejsze staje się, że pewne kluczowe idee przyświecające poecie wywarły na Argentynę szkodliwy wpływ. A tak na marginesie: eksperci od argentyńskiej literatury są też zgodni co do faktu, że był on znacznie mniej zdolnym poetą od Mickiewicza…

Powieść Caparrósa napisana jest w dość specyficzny sposób. Mimo że ewidentnie mamy tu do czynienia z prozą artystyczną, w której autor chętnie wkłada w usta i umysły bohaterów swoje własne słowa, uwagę czytelnika od razu zwraca pewien dystans pomiędzy narratorem a ukazanymi w powieści wydarzeniami. W efekcie, mimo wykorzystania dialogów i całego powieściowego sztafażu, książkę czyta się, jakby była fabularyzowanym esejem historycznym. Ma to oczywiście swój sens, jeśli weźmie się pod uwagę główne zamiary autora, może jednak sprawić, że łatwiej nudzący się i bardziej przypadkowi czytelnicy szybciej odłożą powieść na bok.

Nie ma co się oszukiwać, „Echeverria” zdecydowanie nie jest powieścią dla każdego. Po pierwsze, książka skierowana jest do raczej wyrobionego czytelnika, a po drugie – znajomość historii Argentyny nie jest przecież w Polsce wiedzą pierwszej potrzeby. Niemniej, ja powieść Caparrósa zdecydowanie polecam, szczególnie bibliotekom lubiącym mieć w swoich zbiorach nieco ambitniejszą literaturę. Oprawa miękka, klejona.

Nocna zmiana, Ania Bas

Nocna zmiana

Nocna zmiana, Ania BasAutorka: Ania Bas
Wydawnictwo: Znak Horyzont

Gosia Golab dobiega trzydziestki, a życie uparcie nie daje jej zbyt dużych powodów do zadowolenia. Niedawno rozstała się z chłopakiem i jest już sfrustrowana pracą na kasie w jednym z londyńskich supermarketów. Dotąd nie rzuciła jej chyba tylko dlatego, że na zakupy wpada tam mężczyzna jej marzeń. Wprawdzie Gosia zupełnie nic o nim nie wie, a ich kontakty ograniczają się do pytania o to, czy może tym razem potrzebuje papierowej torby na zakupy, ale kto zabroni jej marzyć? Bohaterka zdecydowanie chce od życia czegoś więcej, niestety na razie musi zadowolić się co najwyżej większą liczbą problemów – na czele z tym, że wskutek rozstania rodziców jej ojciec, polski imigrant, coraz częściej jest zmuszony pożyczać od niej pieniądze…

„Nocna zmiana” to obyczajowa powieść opowiadająca o ludziach przeciętnych, których nie wyróżnia ani wybitny intelekt, ani uroda, ani status społeczny, ani sytuacja materialna. Ludziach, którzy bardzo chcieliby odnieść sukces, ale swojej szansy nań upatrują w niewłaściwych miejscach. W końcu nie każdemu przeznaczone są oszałamiające osiągnięcia albo wystawne życie usłane różami, za to każdy odnosi codziennym życiu sukcesy mniejsze, tak często niedoceniane, które jednak mają moc odmieniania naszego życia na lepsze. Powieść Ani Bas nie ma w sobie nic z baśni o Kopciuszku – jest na to zbyt realistyczna. Perypetie Gosi bardziej przypominają współczesne komedie obyczajowe. Kiedy je oglądamy, często po plecach przebiegają nam ciarki wstydu, ale utożsamiamy się z bohaterami, czasami im współczując, a innym razem dzieląc ich radość. Nawet jeśli nie są oni najlepszymi ludźmi, jakimi mogliby być i bardzo często popełniają błędy.

Autorka „Nocnej zmiany” od dwudziestu lat mieszka na Wyspach Brytyjskich i jej debiutancka, licząca ponad pięćset stron powieść została pierwotnie napisana w języku angielskim (polski czytelnik do rąk dostaje przekład). W Wielkiej Brytanii książka odniosła spory sukces, co zapewne stanowiło argument, żeby zapoznać z nią także polskiego czytelnika. Tym bardziej że – pomimo iż główna bohaterka nawet nie zna polskiego – wątek polskości jest w „Nocnej zmianie” dość istotny. Polecam bibliotekom zakup tej książki. „Nocna zmiana” to literatura środka w najlepszym tego słowa znaczeniu – zdecydowanie niegłupia, ale i niestrasząca potencjalnych odbiorców wygórowanymi ambicjami. Z pewnością znajdzie swoich czytelników! Oprawa miękka, klejona.

Mocny w gębie, Bartosz Sztybot, Akeussel

Mocny w gębie

 

Mocny w gębie, Bartosz Sztybot, Akeussel Scenariusz: Bartosz Sztybor                                         Rysunki: Akeussel                                               Wydawnictwo: Nagle!

Głównym bohaterem komiksu „Mocny w gębie” jest szesnastoletni Rahim, przedstawiciel afrykańskiej mniejszości żyjącej w Berlinie. Chłopak jest dokładnie taki, jacy często bywają jego rówieśnicy – pełen kompleksów, nieco zagubiony i zdeterminowany, żeby jak najszybciej odmienić swój los. Niestety ten „dobry dzieciak” (jak mówi się o nim w komiksie) szukając swojej szansy na wspięcie się po szczeblach drabiny społecznej, najpierw postanawia wstąpić do gangu, a później w desperacki sposób zaimponować jego liderowi. Jak można się spodziewać, kończy się to źle dla wielu osób.

Historia opowiedziana przez Bartosza Sztybora może i nie jest skomplikowana, ale na pewno nie brakuje jej dramatyzmu. Komiks wciąga od pierwszych do ostatnich stron i prowokuje do szybkiej lektury. Chociaż czytelnik niemal od razu podejrzewa, że historia Rahima i jego znajomych nie ma prawa skończyć się dobrze, scenariusz nie jest banalny i potrafi zaskoczyć.

„Mocny w gębie” narysowany jest charakterystyczną, pełną humoru kreską, która świetnie współgra z treścią. Dzięki poczuciu humoru, którego nie waha się używać ani scenarzysta, ani rysownik, udaje się nieco obniżyć ciężar gatunkowy komiksu. Tę bardzo smutną opowieść chwilami czyta się wręcz z uśmiechem na twarzy. Uśmiechem, który czasami spowodowany jest użytym przez scenarzystę żartem, a innym razem tym, że od początku czujemy mnóstwo sympatii do Rahima i jego przyjaciół – młodych ludzi, którzy nie są źli, ale podjęli serię złych decyzji.

Taki sposób prowadzenia narracji sprawia, że chociaż komiks Sztybora i Akeussela opowiada o świecie młodocianej przestępczości i przepełniony jest wulgarnym językiem, według mnie może być czytany nie tylko przez dorosłych czytelników, ale także przez starszą młodzież. Trudno mi sobie wyobrazić, że po tej lekturze bycie członkiem gangu wyda się komukolwiek pociągające. Wręcz przeciwnie, gangsterskie środowisko jawi się nie tylko jako niebezpieczne, ale i głupie, takie, z którym nie opłaca się mieć nic wspólnego. Niemałym osiągnięciem Bartosza Sztybora jest fakt, że tego typu morał w ogóle nie trąci zniechęcającym dydaktyzmem. Po lekturze „Mocnego w gębie” wydaje się on po prostu prawdziwy.