Autorka: Mette Vedsø
Ilustrator: Jørn Villumsen og Gyldendal
Wydawnictwo: Widnokrąg
Poziom: BD I/II Czytaj dalej

Autorka: Mette Vedsø
Ilustrator: Jørn Villumsen og Gyldendal
Wydawnictwo: Widnokrąg
Poziom: BD I/II Czytaj dalej
Autor: Alejandro Zambra
Wydawnictwo: Filtry
Warszawa 2025
Drugi, wydany w Polsce tytuł Alejandro Zambry, chilijskiego prozaika, poety i eseisty – poprzednio na liście „Chilijski poeta” (P. 2/23). „Moje dokumenty” to zbiór opowiadań, którego tytuł nawiązuje do nazwy folderu, który pewnie każdy z nas ma w swoim komputerze. Co tam przechowujemy? – w zasadzie wszystko, całe życie w plikach, drobnych fragmentach, fakturach, rachunkach, pismach, małych, niepozornych świadectwach egzystencji. Czasami trudno z tych elementów ułożyć jedną, spójną całość – artysta pyta czy trzeba, czy może pozostawić narrację o sobie pokawałkowaną, wszak życie to chwile. Jedenaście zawartych w tomie opowiadań ukazuje urywki z codziennej egzystencji kilku młodych mężczyzn, przedstawicieli klasy średniej, którzy dorastają w Chile w osiemdziesiątych latach XX wieku. Tłem wydarzeń są polityczne przemiany, dyktatura i narodziny chilijskiej demokracji, która trochę rozczarowuje bohaterów. Zmiana ustroju idzie w parze ze zmianą światopoglądową, dotychczasowe koncepcje stają się nieaktualne i nie przystają do nowej rzeczywistości. Bohaterowie opowiadań stoją w rozkroku pomiędzy tym, co jest i tym, co było, wspominają proces dojrzewania, analizują swoją męskość, rozglądają się za miłością, przyglądają się światu i ludziom, podróżują w głąb siebie, niekiedy próbują znaleźć złoty środek między artystyczną ciągotą a przytłaczającym pragmatyzmem, innym razem pragną po prostu utrzymać się na powierzchni życia, odnaleźć się w nim.
„Moje dokumenty” to doskonała proza, soczysta i wyrazista a przy tym bardzo wciągająca, zaskakująca ironią, niekiedy nasączona melancholijnie, innym razem okraszona humorem – tu cytat przenoszący do dzieciństwa jednego z bohaterów: „Lubiłem język mszy, chociaż nie rozumiałem go dobrze. Kiedy ksiądz mówił: „pokój zostawiam wam, pokój mój wam daję”, zastanawiałem się nad tą dziwną ofertą wynajmu.” (s. 12) Autor okazuje się czujnym i wnikliwym obserwatorem po mistrzowsku przelewającym myśli na papier, trafiającym w sedno za każdym razem, jak np. w tekście będącym moim numerem jeden, zatytułowanym „Byłem znakomitym palaczem”, które powinien przeczytać każdy palacz. Gorąco polecam nie tylko wyrobionym czytelnikom – proza Zambry chyba przemówi do każdego. Oprawa twarda, szyta.
Autorka: Adelheid Duvanel
Wydawnictwo: Cyranka
Skromne pod względem objętości opowiadania Adelheid Duvanel zawarte w tomie „Ostatni akt łaski” liczą zaledwie od dwóch do trzech stron. To w zasadzie portrety osób niepasujących do otoczenia, wykluczonych, odmiennych i cierpiących. Oczywiście nie suche charakterystyki, ale takie portrety, w których poznajemy bohaterów w akcji – obserwujemy, co myślą, co czują, co robią i co im się przydarza. To proza, którą trudno byłoby mi porównać do czegokolwiek, co czytałem wcześniej – autorka znajduje swój oryginalny głos gdzieś w przestrzeni pomiędzy niemal bolesnym naturalizmem, a nie unikającym humoru surrealizmem. Bohaterom Duvanel przydarzają się naprawdę dziwne rzeczy, bardzo często w natężeniu, które wydaje się nadrealistycznie przesadne, ale czy przypadkiem osoby, które los doświadcza w podobny sposób nie przechadzają się pośród nas każdego dnia, niezauważone, najczęściej z opuszczoną lękliwie głową? Warto dopowiedzieć, że bohaterowie tej prozy najczęściej są ofiarami przemocy, i to takiej, która przyjmuje najróżniejsze kształty.
Dla kontekstu wypada napisać, kim właściwie jest niewydawana dotąd w Polsce Adelheid Duvanel. To żyjąca w latach 1936-1996 szwajcarska autorka, która za życia doceniona była głównie przez krytyków, a pośmiertnie wyrasta na jedną z najwybitniejszych szwajcarskich pisarek XX wieku. Twórczyni z pewnością nie miała łatwego życia – sama zmagała się m.in. z chorobą psychiczną, przemocą ze strony męża i narkomanią córki. Z pewnością to jej własne problemy i przejścia rezonują w przepełnionych lękiem bohaterach jej krótkich opowiadań. Duvanel zmarła tragicznie jako zaledwie sześćdziesięciolatka w wyniku przedawkowania leków nasennych i śmiertelnego wychłodzenia.
„Ostatni akt łaski” nadaje się do polecenia amatorom literatury niecodziennej i osobom lubiącym odkrywać mało znane głosy literackich oryginałów, którzy dopiero po latach przebijają się do kanonu światowej literatury. To książka, która potrafi zarówno poruszyć, zadziwić, jak i skłonić do myślenia – zwłaszcza o osobach wyszydzanych, pomijanych i nieszczęśliwych. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.
Autor: Robert W. Chambers
Wydawnictwo: Art Rage
Wydany oryginalnie w 1895 roku tom opowiadań Roberta W. Chambersa pt. „Król w Żółci” przeszedł do historii przede wszystkim jako dzieło, które zainspirowało arcymistrza literackiej opowieści grozy Howarda Phillipsa Lovecrafta. Zresztą nie tylko jego – ostatnio o „Królu w Żółci” głośno było za sprawą bardzo popularnego i nie mniej udanego serialu „True Detective” (twórcy serialu umieścili w swoim dziele bardzo czytelne aluzje do dzieła Chambersa). Choć zbiór amerykańskiego autora był już wcześniej wydany w Polsce, to jeszcze nigdy w całości – poprzednie wydanie zawierało tylko niektóre spośród oryginalnie zawartych w tomie opowiadań.
Z książką na pewno warto się skonfrontować, choć pomysł na nią wydaje się zaskakujący. Głównie dlatego, że nie wszystkie opowiadania zawarte w zbiorze w istocie są opowiadaniami grozy, nawet jeśli teksty łączy motyw tajemniczego dramatu „Król w Żółci”, który stopniowo doprowadza do szaleństwa wszystkich, którzy mieli z nim styczność. Początkowe opowiadania z tomu rzeczywiście stanowią lovecraftowskie studium psychozy i do dziś mogą wzbudzić w czytelniku poważny niepokój, jednak w kolejnych tekstach autor zbliżył się raczej do podszytego fantastyką romansu i opowieści obyczajowej, w niektórych fragmentach nie stroniąc nawet od humoru. Nie są to opowiadania złe, ale jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że to właśnie w gatunku horroru pisarstwo Chambersa osiągnęło swoje wyżyny, na przykład w otwierającym tom opowiadaniu „Reperacja reputacji”. Mimo to z pewnością warto poznać całość tomu – i to nie tylko dlatego, że jest to nieznana wcześniej w Polsce amerykańska klasyka, ale raczej dlatego, że to kawałek ciekawej literatury, którą do dziś dobrze się czyta. Niekwestionowaną zaletą jest również polski przekład „Króla w Żółci”, za który odpowiada Tomasz S. Gałązka, czyli jeden z naszych najlepszych tłumaczy literackich z języka angielskiego.
Mimo wszelkich powyższych zastrzeżeń polecam zakup tej książki. Nawet jeśli miłośnicy literatury grozy ograniczą się tylko do lektury części opowiadań w niej zawartych, z pewnością będą zadowoleni, a może nawet zachwyceni. Warto wspomnieć, że książka została opatrzona wyjątkowo estetyczną, abstrakcyjną okładką i w ogóle pięknie wydana – w twardej, szytej oprawie, z obwolutą.
Autor: Radosław Kobierski
Wydawnictwo: Drzazgi
Radosław Kobierski to poeta i prozaik, który za sprawą zbioru opowiadań „Na wulkanie” po raz pierwszy od piętnastu lat wraca do prozy – jego ostatnia powieść pt. „Ziemia Nod” ukazała się w 2010 roku. I znakomicie, że wraca, bo w jego najnowszej książce znalazły się opowiadania zarówno kunsztowne, jak i poruszające.
Bohaterowie tekstów Kobierskiego różnią się od siebie – mamy tu m.in. świetnie sytuowanego mężczyznę dobrze po sześćdziesiątce, który postanawia wycofać się z handlu nieruchomościami, na którym się dorobił i zatrudnić w dostrzegalni przeciwpożarowej, kobietę, która w podróży służbowej na Wolin niespodziewanie przeżywa coś, co staje się dla niej życiowym przełomem czy mężczyznę, który po wielu latach odwiedza mieszkającego w Szkocji dawnego przyjaciela. Te i inne postacie stworzone przez Kobierskiego łączą skrywane emocje związane ze sprawami, o których bohaterowie z różnych powodów chcieli zapomnieć, ale nigdy im się to do końca nie udało. Co ciekawe, jako metodę prowadzącą do tych niedookreślonych miejsc wewnątrz bohaterów Kobierski obrał skrajny realizm. Opowiadania zawarte w „Na wulkanie” są przepełnione konkretem, ich autor potrafi drobiazgowo opisywać na przykład niuanse konstrukcyjne leśnej wieży obserwacyjnej, meteorologiczne uwarunkowania skutkujące burzą czy rejs jachtem po Adriatyku (to wszystko tylko w pierwszym opowiadaniu zatytułowanym „Niebo było w przeciwnym kierunku”). W prozie Kobierskiego baczna obserwacja zewnętrza i pełne skupienie na materialności nie wyklucza się jednak z równie czujnym wsłuchiwaniem się w najdrobniejsze drgnienia emocji, nawet jeśli nie do końca wiadomo, gdzie te emocje mają swoje źródło.
Lekturę zbioru „Na wulkanie” polecam zwłaszcza wybrednym czytelnikom prozy w wyższej półki, którzy lubią zaglądać do głów bohaterów literackich, ale nie lubią znajdować w nich (zbyt) łatwych odpowiedzi. Kobierski zdecydowanie zasłużył nią na nominacje do przyszłorocznych nagród literackich – mam nadzieję, że tom rzeczywiście zyska należne uznanie. Oprawa miękka, klejona, ze skrzydełkami.
Autor: R.L. Stine
Wydawnictwo Kropka
Poziom czytelniczy BD II/III
Robert Lawrence Stine słynie z pisania horrorów dla dzieci i młodzieży. Poprzednio na liście polecaliśmy tytuł „Kill czyli zabić” (P. 1/2022). Dzisiaj prezentujemy zbiór dziesięciu opowiadań dla dzieci, które, jak sam tytuł głosi, mają wzbudzać dreszcze w czytelniku. Są tu charakterystyczne dla thrillerów zwroty akcji, narracja trzymająca w napięciu, elementy fantastyczne i nadprzyrodzone. Każde opowiadanie dotyczy innej historii i nie łączą się one w całość. Akcja opowiadań rozgrywa się w świecie współczesnym, zabarwionym fantastyką.
Niezwykłe przygody przytrafiają się dziecięcym bohaterom, mierzącym się z różnymi lękami i problemami. Czytelnik za sprawą opowiadań pozna chłopca, któremu zatrzymał się czas lub dziewczynkę, opiekującą się naprawdę strasznymi dziećmi, trafi do nawiedzonego domu lub auta, spotka robale i duchy. Opowiadania mają odpowiednią dla dzieci dawkę grozy, ale też sporo humoru. Historie pobudzają także do refleksji, ponieważ fabuła często krąży wokół rzeczywistych problemów dzieci i nastolatków, takich jak rówieśnicze kłótnie lub poczucie osamotnienia. Bardzo polecam, oprawa twarda, szyta.
Autorka: Aldona Kopkiewicz
Wydawnictwo: Lokator
„Dla mnie te opowiadania to bajki, choć inne określenia, jak dziwne opowieści czy surrealizujące prozy, trafiłyby dokładniej” – pisze Aldona Kopkiewicz o swoim niewielkim zbiorze, tym samym bardzo dobrze go charakteryzując. W tomie „Panna Denna i inne zmyślenia” znalazło się dwanaście niepołączonych ze sobą tekstów prozą, które z jakiegoś powodu trudno określić po prostu mianem opowiadań – dryfują trochę zbyt chimerycznie, w niektórych momentach osuwają się w poezję, bywają alegoryczne, mają w sobie coś z baśni czy przypowieści, choć najczęściej pisane są z wykorzystaniem narracji pierwszoosobowej. Są także dość różne – raz główną bohaterką jest syrena żyjąca w technokratycznym świecie przyszłości (tytułowa Panna Denna), innym razem baśniowy Król, który w brutalny sposób kończy swój romans z tajemniczą kobietą, jeszcze innym razem mały Jeżyk, pozbawiony wspomnień i nie wiadomo dlaczego zamknięty w drewnianej chacie. Zdarza się jednak również, że bohaterką jest poetka, mogąca przypominać autorkę, żyjąca w świecie, który zdecydowanie przypomina naszą współczesność (ta historia okazuje się nadrealistyczna nieco później i nieco inaczej niż pozostałe). Choć wykreowane w opowieściach Kopkiewicz światy bywają raz takie, a raz inne, nietrudno odnaleźć w tych tekstach reakcje autorki na cały katalog lęków współczesności, szczególnie tych związanych z życiem w coraz bardziej alienującej i opartej na przepływie pieniądza rzeczywistości. „Panna Denna i inne zmyślenia” to bardzo ciekawa książka, choć w pełni docenią ją raczej wyrobieni czytelnicy. Całkiem prawdopodobne wydaje się, że będzie w przyszłym roku nominowana do nagród literackich. Oprawa miękka, klejona.
Autor: Patryk Zalaszewski
Wydawnictwo: Czarne
Nienazwana wieś gdzieś nad Bałtykiem, czasy powojenne, choć trudno dokładnie powiedzieć jakie. I narrator – dziś już dorosły, ale w książce opowiadający z perspektywy dziecka, a zatem z takiej perspektywy, która bazuje na tym, co zaobserwowane i zasłyszane, ale nie unika dowyobrażenia sobie tego czy owego, czasami osuwając się wręcz w realizm magiczny. Co istotne, narrator ten nie pasuje do nadmorskiej społeczności i jej patriarchalnej struktury, poniekąd wymuszonej niebezpieczną pracą na morzu. Jest po prostu zbyt miękki, bojaźliwy i nie wiadomo dlaczego zamiast silnymi rękami, woli pracować wyobraźnią.
Opowiada on czytelnikowi o rzeczach często dziwnych, ale zawsze jak gdyby znajomych. O dziadku, którego ciało wprawdzie wróciło z wojny, ale dusza została na niej na zawsze. O ciężko pracującym na kutrze Staśku Bawołku, który pewnego dnia zaczyna dostawać tajemnicze listy miłosne. O największej miłości, jaką widziały tamte okolice, niestety brutalnie przerwanej przez aparat państwowy. O dwóch braciach-topielcach i ich ojcu, który długo nie może pozbierać się po ich stracie. O Głupim Gieniu, który – choć ewidentnie opóźniony – w rzeczywistości wcale taki głupi nie jest. Albo o tym, dlaczego babcia narratora nie pozwala nikomu tępić myszy i jaki ma to związek z jej dawną przyjaciółką, która wstąpiła do zakonu i tam straciła zmysły.
Zbiór dwunastu opowiadań Patryka Zalaszewskiego wydany pod tytułem „Luneta z rybiej głowy” jest książką dojrzałą – przynajmniej pod względem ponadprzeciętnej świadomości formy. Mimo że autor dopiero debiutuje, jego książka jest świadectwem dużego panowania nad warsztatem. Widać, że Zalaszewski dopracował swój styl i ma ulubione chwyty, które w różnych wariantach powtarzają się w opowiadaniach. Książka jest przez to spójna, a czytelnik ma wrażenie obcowania z przemyślaną całością, może nawet rodzajem autorskiej wizji świata. Nie to może zbyt oryginalna wizja, ale przecież niedostateczna oryginalność to wcale nie największy grzech debiutujących autorów. Dla niektórych czytelników mankamentem tej prozy może się również okazać fakt, że swoimi opowiadaniami Zalaszewski zdaje się nie mówić zbyt wiele o tamtym minionym świecie, a zamiast tego po prostu go utrwala.
W każdym razie to, co w książce znalazłem, wystarcza mi, by polecić „Lunetę z rybiej głowy” jako zakup biblioteczny. Z kolei jej autora warto obserwować, bo ma pisarski talent – ciekawe, co z nim zrobi w następnych książkach. Oprawa twarda, szyta.
Autorka: Dorota Masłowska
Wydawnictwo: Karakter
Według wydawcy i samej Doroty Masłowskiej „Magiczna rana” jest powieścią. W rzeczywistości bliżej jej raczej do zbioru połączonych ze sobą opowiadań. Przynależność gatunkowa schodzi jednak na dalszy plan, jeśli weźmie się pod uwagę jakość tej książki. Nikt inny nie pisze tak, jak Dorota Masłowska, a „Magiczna rana” to jedna z najlepszych rzeczy, jakie wyszły spod jej pióra.
Na płytszym poziomie lektury „Magiczna rana” to zabójczo śmieszna książka, na różne sposoby wytykająca wady wszystkim bohaterom, którzy się w niej pojawiają. Bohaterom, a zatem także nam, bo wzrok pisarki patrzy dość szeroko, zahaczając o ludzi obdarzonych różnymi cechami i należących do różnych klas społecznych. Kiedy piszę „zabójczo śmieszna” – nie żartuję. Gwarantuję, że czytelnicy posiadający pewien językowy słuch i wyczulenie na frazes będą rechotać w głos, oczywiście o ile nie poczują się osobiście dotknięci i obrażeni. Masłowska, jak wiadomo od dawna, tworzy swój własny, zupełnie oryginalny język artystyczny właśnie z klisz językowych i pomniejszych błędów, które zdarza się nam robić. Tym razem jest to jednak język nieco bardziej tradycyjnie literacki – „Magiczna rana” to nie quasi-hiphopowy poemat, a utwór wykorzystujący najróżniejsze rejestry, od codziennej mowy, po języki reklamy czy internetu. Zdania Masłowskiej bywają po prostu piękne, nawet jeśli często zbudowane są z językowych odpadów.
Jeśli nieco bardziej zastanowimy się podczas lektury, zauważymy, że ta niebywale śmieszna książka, jest również przerażająca. Obecne w niej groteska i surrealistyczne wycieczki to nie wygłup autorki, ale sposób na opisanie współczesnej rzeczywistości, którą opisać jest coraz trudniej. Bohaterowie, pogubieni w gąszczu własnych aspiracji i coraz trudniejszych do sprostania wymagań społecznych, rozpaczliwie starają się znaleźć w swoim świecie coś prawdziwego. Jak jeden mąż szukają więc miłości, bo poczucie prawdziwości mogą im przynieść chyba tylko miłość, cierpienie i śmierć. Niestety znalezienie tej pierwszej jest najtrudniejsze i zwykle się nie udaje – miłości u Masłowskiej są chwilowe albo toksyczne. Jak widać, nowa książka autorki „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną” to proza nie tylko dowcipna, ale i nadzwyczaj poważna.
„Magiczna rana”, jak to zwykle bywa z książkami Masłowskiej, budzi skrajne opinie. Według mnie Masłowska to pisarka wybitna, jedna z najlepszych żyjących polskich autorek. Nie sądzę jednak, że do tej opinii trzeba kogoś specjalnie przekonywać – Masłowskiej można nie lubić, ale trzeba się z jej pisarstwem konfrontować, bo to po prostu autorka ważna, szeroko omawiana, z talentem, któremu nie sposób zaprzeczyć. I dlatego „Magiczną ranę” po prostu trzeba mieć w zbiorach bibliotecznych. Oprawa twarda, szyta, z obwolutą.
Autor: Siergiej Siergiejewicz „Sajgon”
Wydawnictwo: Ha!art
Chyba wszyscy regularnie myślimy o wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Choć wielu z nas na bieżąco zapoznaje się z doniesieniami z frontu, dotąd nie było zbyt wielu okazji, by wsłuchać się w literackie głosy poruszające temat trwającego od 2014 roku konfliktu. Na myśl przychodzą tu zwłaszcza Serhij Żadan ze świetną powieścią „Internat” i ostatnim tomem zapisków wojennych pt. „W mieście wojna” oraz „Najdłuższa podróż” Oksany Zabużko – autobiograficzny esej napisany z punktu widzenia osoby, której inwazja z 2022 roku uniemożliwiła powrót do ojczyzny. „Brud [*khaki]” różni się jednak od wyżej wymienionych pozycji. Jego autor, zamiast nazwiskiem podpisujący się pseudonimem Sajgon, jest żołnierzem, który brał udział w działaniach wojennych w latach 2015-2016, a także po 2022 roku. W swojej książce ubiera w literacką formę prawdziwe doświadczenia pochodzące z tego pierwszego okresu.
„Brud [*khaki]” to zbiór opowiadań napisanych prostym i wulgarnym okopowym językiem. Na tylnej stronie okładki nie całkiem bez racji pojawiają się porównania do prozy Louisa-Ferdinanda Céline’a czy Ericha Marii Remarque’a. Proza Sajgona nie jest oczywiście tak odkrywcza, jak kiedyś „Podróż do kresu nocy” czy „Na zachodzie bez zmian”, ale z wybitnymi poprzednikami łączy autora sposób, w jaki postrzega wojnę. Jest ona dla niego przede wszystkim codziennym znojem, wydarzeniem tyleż strasznym, co absurdalnym, przepełnionym zarówno okresami nudy, jak i przerażenia. Prawdziwa wojna różni się od tego, co oglądamy w telewizji – wydaje się mówić autor. Wprawdzie wywraca ona życie wszystkich biorących w niej udział osób o sto osiemdziesiąt stopni, ale jest też na niej miejsce na zwykłe ludzkie uczucia. Nie tylko te podniosłe – te być może zdarzają się najrzadziej. „To zbiór opowiadań o wojnie, brudzie i zwykłych ludziach w niezwykłych warunkach” – trafnie podsumowuje sam Sajgon.
Książka jest warta lektury i godna polecenia szczególnie osobom zainteresowanym prozą o tematyce wojennej. Trochę szkoda, że jak na razie opowiadania Siegrieja Siergiejewicza Sajgona są przez polskich czytelników raczej przeoczone. Oprawa miękka, klejona.