Archiwa tagu: Wydawnictwo Arkady
Język pieniądza czyli mamo, tato porozmawiajmy o pieniądzach, zarabianiu i oszczędzaniu
Vermeer. Zbliżenia
Autor: Gary Schwatrz
Wydawnictwo Arkady
W serii „Zbliżenia” ukazały się już wcześniej albumy poświęcone twórczości Boscha, Caravaggia, Bruegela i Dürera. Najnowszy tom jest poświęcony twórczości Johannesa Vermeera, najważniejszego malarza holenderskiego epoki Złotego Wieku.
Czytelnik ma możliwość poznania dzieł mistrza poprzez reprodukcje całości jego płócien, a także dzięki wyjątkowym zbliżeniom ukazującym ich szczegóły. Vermeer przedstawiał postaci kobiet i elementy zwykłej rzeczywistości z przykuwającym uwagę widza realizmem. Jego obrazy zachwycają marzycielskim, poetyckim nastrojem.
120 zbliżeń szczegółów obrazów Vermeera zostało podzielonych na grupy tematyczne zgodnie z zainteresowaniami artysty, często zaskakującymi. Malarz ujawniał na przykład podziw dla innych mistrzów umieszczając w swoich widokach wnętrz kopie ich obrazów.
Także przedstawiane przez niego twarze młodych kobiet, ich szale, czepki, kapelusze, wstążki, loki przyciągają oko widza, zapraszając do wejścia w ich świat.
Gary Schwartz, autor rozbudowanych komentarzy do poszczególnych kadrów wziętych z obrazów artysty, nie tylko ze znawstwem analizuje technikę i ikonografię prac mistrza, lecz przede wszystkim pokazuje ich ukryte, zakorzenione w kulturowym kontekście znaczenia, nie zawsze czytelne dla współczesnego odbiorcy. W ten sposób najbardziej nawet niepozorna scenka rodzajowa urasta do niepowtarzalnego dokumentu swoich czasów.
Publikacja Gary’ego Schwartza – historyka sztuki specjalizującego się w malarstwie niderlandzkim zasługuje na uwagę.
Polecam.
Oprawa twarda, szyta, kolorowe reprodukcje, większy format.
Louis Vuitton. Historia kultowego domu mody
Autorka: Karen Homer
Wydawnictwo Arkady
Niewielka, kieszonkowa wersja książki – albumu, prezentująca historię domu mody Louis Vuitton. W serii ukazały się także tomy „Gucci” i „Chanel”.
Początki marki sięgają roku 1854, kiedy to Louis Vuitton otworzył swój pierwszy warsztat produkujący opakowania i bagaże za zamówienie. Nikt nie spodziewał się wtedy, że po ponad stu pięćdziesięciu latach kufry tej marki, z charakterystycznym Monogramem, będą osiągać zawrotne ceny sześćdziesięciu tysięcy Euro.
LV jest kojarzone z luksusem. Niektóre modele torebek specjalnie produkuje się w ograniczonych ilościach i sprzedaje tylko najbogatszym klientom. Są wśród nich Japończycy, Chińczycy i Rosjanie. Ci ostatni podczas zakupów zostawiają w sklepie zawrotne kwoty, równe przeciętnym, polskim rocznym dochodom.
Uboższa klientela marzy choćby o etui do telefonu lub innym, drobnym gadżecie ze złotym emblematem, za który i tak trzeba zapłacić kilkaset złotych.
Zmorą projektantów są podróbki oferowane na targowiskach. I nie chodzi tu tylko o walkę o klienta, ale złe skojarzenia. Kiedyś Monogram LV był wizytówką, oznaką przynależności do wyższej klasy. Dzisiaj, dzięki fałszywkom, każdy może udawać bogatego.
W publikacji znajdziemy informację o rozwoju firmy, zatrudnianiu młodych projektantów, łączeniu elegancji i dziedzictwa z nowatorskimi trendami. LV to już nie tylko torebki, ale żywa marka mody ulicznej, która chce być atrakcyjna dla celebrytów.
Polecam. Oprawa twarda, szyta, kolorowe zdjęcia, indeks.
J. R. R. Tolkien i jego światy. Miejsca, z których wyrosło Śródziemie
Klan Malczewskich
Autorki:
Paulina Szymalak-Bugajska
Magdalena Ewa Nosowska
Wydawnictwo: Arkady
Autorkami książki są: Paulina Szymalak-Bugajska – historyk sztuki, kustosz, kierownik Działu Sztuki w Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu oraz Magdalena Ewa Nosowska – także historyk sztuki, doktorantka na Uniwersytecie Warszawskim, pracownik Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu.
Publikacja opowiada historię ojca i syna, Jacka i Rafała. Malczewscy byli rodziną szlachecką pieczętująca się herbem Tarnawa, od wieków związaną z ziemią radomską. Jacek, wraz z dwiema siostrami, wychowywany był w ciepłym i kochającym, ale ubogim domu. Rodzice stracili dwóch synów, dlatego Jacek był ich oczkiem w głowie. Nie odziedziczyli żadnego majątku. Przywiązywali natomiast wagę do wartości duchowych i intelektualnych. Ojciec Jacka, Julian, był pasjonatem literatury i sztuki, członkiem krakowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych. Dbał o edukację swoich dzieci. Jacka umieścił we dworze należącym do Karczewskich, by tam mógł pobierać prywatne nauki u Adolfa Dygasińskiego.
Chłopiec bacznie przyglądał się naturze. Coraz częściej sięgał po ołówek i akwarele by utrwalić wiejski krajobraz. Po przenosinach do gimnazjum krakowskiego, ojciec zorganizował mu spotkanie z Janem Matejką. Gdy mistrz potwierdził talent młodego Jacka, zapadła decyzja o przenosinach do krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych.
Kariera artystyczna Malczewskiego stopniowo nabierała tempa. Dużo podróżował, wypracowując jednocześnie swój niepowtarzalny styl. Miał swoją pracownię i pewien rodzaj stabilizacji, ale cały czas był finansowo zależny od ojca. Bardzo przeżył jego śmierć.
Ożenił się z córką aptekarzy – Marią Gralewską i z tego związku narodził się Rafał. Od małego obserwował pracę ojca i odziedziczył po nim talent. Po maturze, zdanej w Krakowie, wyjechał studiować filozofię w Wiedniu. Był niespokojnym duchem. Poszukiwaczem przygód. Interesowało go wszystko. Gdy przyszło na świat jego pierwsze dziecko, przeniósł się z rodziną do Zakopanego. Wspinał się w Tatrach, pracował jako ratownik tatrzański, poznawał zakopiańskie osobowości: Witkacego, Szymanowskiego, Makuszyńskiego.
Zła sytuacja materialna zmusiła go do sprzedania prac ojca. Przed rozpoczęciem wojny wyemigrował do Francji, Brazylii, a potem Kanady, gdzie pozostał aż do śmierci i tam został pochowany. Pozostawił po sobie niemałą spuściznę, wspomnienia i teksty pisane do prasy.
Autorki w interesujący sposób opisują życie i twórczość dwóch wybitnych artystów: młodopolskiego symbolisty i wybitnego indywidualisty na arenie sztuki polskiej. Jacek Malczewski malował obrazy nasycone symbolami, oscylujące wokół problemów miłości, cierpienia, śmierci, spraw narodowych i ogólnoludzkich. Natomiast jednym z motywów dzieł Rafała Malczewskiego była znikomość człowieka wobec ogromu przyrody i potężnego, imponującego świata techniki. Dzieliła ich różnica wieku i charakterów, co udało się pokazać w omawianej publikacji.
Polecam. Oprawa twarda, szyta, bibliografia.
Nieźle się zapowiadało
Autor: Jan Suzin
Wydawnictwo Arkady
Jan Suzin (1930-2012) był prezenterem Telewizji Polskiej i lektorem filmowym. Jego charakterystyczny, niski głos przez lata towarzyszył milionom telewidzów. Z wykształcenia był architektem. Należał do zespołu projektującego warszawski MDM. Pracę w telewizji rozpoczął w połowie lat pięćdziesiątych i zakończył po czterdziestu latach. Książka „Nieźle się zapowiadało” powstała dzięki żonie Jana Suzina, aktorce Alicji Pawlickiej. Porządkując dokumenty po mężu, natknęła się na brulion z notatkami.
Suzin opisuje powstawanie telewizji, casting, który wygrał przypadkiem. Jego głos od razu spodobał się Hanuszkiewiczowi. Nikt nie chciał wierzyć, że nigdy wcześniej nie ćwiczył dykcji. Nowa praca dała mu możliwość poznania plejady polskich artystów, reżyserów, aktorów, operatorów. Wszyscy zarabiali wtedy niewiele. Przesiadywali w studiu po godzinach, w ciasnocie, w prowizorycznych garderobach. Mieli poczucie misji. Brali udział w powstawaniu czegoś nowego.
Autor przytacza anegdoty, słynne wpadki i przejęzyczenia lektorów. Opowiada o błędach, które popełniał jako nowicjusz. Z czasem nauczył się, że filmy należy czytać bez emocji, prawie obojętnie i prawie szeptem. Czas wolny spędzał w telewizyjnej kawiarence. Praca była dla niego całym życiem.
Książka spodoba się starszym czytelnikom, którzy pamiętają dobranockę „Miś z okienka” z Bronisławem Pawlikiem, „Teleranek” z Adamem Słodowym, „Paragraf i fajkę” z Jerzym Sawickim, „Piórkiem i Węglem” z Wiktorem Zinem, „Sondę” czy program „Pieprz i wanilia”. Pod koniec lat pięćdziesiątych telewizję można było już oglądać przez sześć dni w tygodniu. Zespół lektorów powiększał się. Dołączyła Irena Dziedzic i Alina Rudnicka. Często nowe osoby miały za sobą doświadczenie radiowe. Radio było dla poczatkującej telewizji źródłem wiedzy i inspiracji.
Urzędnicy chcieli nadać nowym zawodom telewizyjnym nazwy, określić normy, wykonywane czynności i czas pracy. Wyśrubowana norma gwarantowała, że nikomu nie trzeba będzie dawać podwyżek. Nikt nie był w stanie jej wyrobić. Autor pisze o legendarnych prezenterach pogody, opowiada o powstawaniu „Dziennika”. Ekipa z placu Wareckiego była zgrana. Rodziły się w niej przyjaźnie na całe życie. Suzin z czasem stał się reporterem. Przygotowywał krótkie materiały filmowe na temat architektury, pracowni, budów i rekonstrukcji. Był zwolennikiem programów prowadzonych na żywo. To pozwalało widzom uczestniczyć w wydarzeniach.
Praca w telewizji dawała nieograniczone możliwości rozwoju. Można było wyjeżdżać za granicę, obserwować z bliska bieżące wydarzenia kulturalne. Zderzenie z inną rzeczywistością jeszcze bardziej uwydatniało polską biedę, szarzyznę, rywalizację, donosicielstwo. Suzin przestrzega czytelników przed współczesną telewizją. Pisze: „wyrosło z niego monstrum, trzymające nas żylastymi łapskami za gardło”. Z ekranu leją się same okropieństwa. To powoduje, że ludzie stają się jeszcze bardziej nerwowi. Głupstwa powiedziane z ekranu nabierają wagi dekretu. Autor zachęca więc do wyłączenia telewizora na kilka dni, po to, aby przekonać się, że mamy czas na majsterkowanie, naprawianie, rozmowy czy partię szachów.
Lektura wspomnień Suzina jest pasjonująca. Czarno-białe zdjęcia ekipy tworzącej pierwsze programy, wprowadzają czytelnika w klimat minionej epoki, kiedy ludzie mieli tak niewiele, ale chyba byli szczęśliwsi. Na ostatnich stronach znajdziemy felietony Jana Suzina publikowane w „Brulionie Kazimierskim”, wywiad z żoną autora – Alicją Pawlicką oraz mały słownik, zawierający biogramy wymienianych w tekście osób.
Oprawa miękka, szyta, spis ilustracji.