Autorka: Aleksandra Pilch
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Druga powieść Aleksandry Pilch, która wbrew pozorom nie ma – o ile udało się recenzentowi ustalić – wiele wspólnego ze śp. Jerzym Pilchem. Pierwszą jej książką był ponury erotyk „Nasze ciała” (nieco pornograficzna według jednych, znakomita dla innych opowieść o trójkącie i stalkingu; brak recenzji na żadnym przeglądzie na Koszykowej – a szkoda!), który uzyskał sporo dobrych opinii czytelniczek i trochę, eufemistycznie mówiąc, zachęt do popracowania nad stylem i wyeliminowania choć części wulgaryzmów. Autorka niewątpliwie jest oczytana we współczesnej prozie z niższej, średniej i ambitniejszej półki, publikuje wiele recenzji. Jak można się łatwo dowiedzieć, żywi się kawą (pewnie czarną), ciągle słucha muzyki i – tu cytat ze skrzydełka książki – swoje „tablice inspiracyjne z Pinteresta nie zawsze może oglądać publicznie”. Czyli natura prozy Pani Aleksandry musi być skomplikowana i wyuzdana. Zapowiada się więc ciekawie, tym bardziej, że drugą jej powieść zdobi niemałej klasy grafika, przedstawiająca półmartwe jakby lica czerwonowłosej, piegowatej i bladej jak wampir, zakapturzonej niewiasty o urodzie dla koneserów literatury z tego typu zdobieniami.
Jak na złość, „Ostatnia z krwi” to… powieść fantasy dla młodzieży, choć raczej nieco starszej (sama Pilch występuje w sieci jako recenzentka i autorka książek z kategorii new adult). Czerwonowłosą z okładki należy chyba utożsamić z główną bohaterką książki, noszącą kusząco-biblijne miano Delillah Roy. Jest ona – zaznaczmy od razu – czarownicą, zaś w jej świecie (współczesnym, ale fantastycznym) istot podobnych nie brakuje. Obok ludzi są więc znający arkana czarodzieje i wiedźmy, są wilkołaki i wampiry, są też tajemniczy zmiennokształtni. Delillah należała do sabatu Krwi (czyli jednego z czarowniczych zgromadzeń albo, że tak powiem, kovenów, by zapożyczyć się w języku grup wicca), ale ten został wymordowany, dziewczyna zaś jakimś cudem ocalała i szuka sposobu na przetrwanie. Znajduje go początkowo w ciągłej ucieczce, ale – choć niezłomna, silna i wojownicza – wciąż pakuje w tarapaty, poszukując chwili wytchnienia (nawet ewangelizująca przechodniów zwariowana staruszka jest w stanie zachęcić przemęczoną wiedźmę do wizyty w kościele, gdzie pewien ksiądz niechybnie udzieli jej schronienia). Beznadziejna wędrówka zmienia się w żądzę zemsty, gdy Delillah staje w obliczu możliwości połączenia sił z wrogami.
Akcja nabiera tempa i już do końca pędzi na złamanie karku, aż do nieoczywistego zakończenia. Lekturę zaczynamy in medias res, zaś świat magii i okrutnych, prastarych ras poznajemy w reminiscencjach. Wielu czytelnikom może to przeszkadzać, nie ma tu bowiem chwili wytchnienia. Z drugiej strony – książka jeszcze prawie nikogo nie znużyła, było natomiast wielu, których Pilch właśnie oczarowała (oczywiście czytelnik musi być choć trochę zaprzyjaźniony z fantastyką dla młodzieży, gdyż miłośnicy „Wiedźmina” czy klasycznej fantasy zwyczajnie rzucą to w kąt po kilku zdaniach). Odbiorcę więc dość łatwo zdefiniować. I z całą pewnością można stwierdzić, że książka spodoba się, jeśli trafi we właściwe ręce. Aleksandra Pilch, porzucając na chwilę erotykę i romanse, nabrała nieco warsztatu, dłużej przemyślała fabułę i osiągnęła przynajmniej znaczną część zamierzonego celu. Jest szansa, że powrót do literatury dla dorosłych będzie już w pełni dojrzały, zaś kolejne odsłony jej pisarstwa fantastycznego (albo z kategorii urban fantasy, jak „Ostatnia z krwi”) przyniosą równie udane rezultaty. Według recenzenta ten progres zasługuje na pochwałę. Podobnie jak oprawa graficzna książki (dobra okładka to połowa sukcesu, a przepis na takowy Pilch musi już znać, bo czytelniczki wprost ujęła za serca sama pierwsze strona, głównie dzięki ilustracji Dominika Brońka). Polecam, miękka, klejona okładka.