Archiwum autora: Katarzyna Olszewska

Opieka nad człowiekami… dla opornych

Autor: Pieta
Wydawnictwo: Waneko
Warszawa 2025
Poziom: BD III/IV

Japońska manga dla dzieci o tym, jak wielką radość, ale i duże wyzwanie stanowi opieka nad żywym stworzeniem. A stworzeniem domowym, o którym mowa w komiksie jest człowiek spotkany przez potwora w lesie. Nieczęste znalezisko cieszy bestię, choć także stresuje, bo – jak sama mawia – „człowieki są na tyle rzadkie, że nie mamy zbyt wiele informacji na ich temat” (s. 7). Potwór uczy się opieki metodą prób i błędów a człowiek musi się oswoić ze swoim nowym opiekunem.

Komiks w zabawny, ale i mądry, empatyczny sposób ukazuje przeżycia pupili, które trafiają do naszych domów. Znakomity pomysł odwrócenia ról i opowiedzenia historii przygarnięcia człowieka przez potwora z obu perspektyw: tego, kto opiekę sprawuje oraz tego, nad kim jest sprawowana, uświadamia, co może czuć przestraszone szczenię czy inne zwierzę, które bierzemy pod swój dach. Autor pokazuje jak wiele błędów można popełnić nawiązując relację ze stworzeniem. Odmienny język komunikacji, brak porozumienia, nieznajomość zwyczajów a przede wszystkim tęsknota za pozostawionym daleko domem i bliskimi to problemy, z którymi trzeba się oswoić i zmierzyć. Bardzo często o tym zapominamy myśląc, że jedzenie i schronienie to wszystko, czego potrzeba maluchowi zabranemu od jego zwierzęcej mamy.

Kreska prosta, ale nie nudna. Natomiast komiczna konwencja komiksu to coś, za co autor powinien dostać medal. Poradnik o puszczaniu człowieka luzem po pokoju albo o poprawnym chwytaniu i trzymaniu człowieka jest bardzo przydatny i jeszcze bardziej śmieszny. Niektóre porady mogą się sprawdzić w ludzkim świecie, np.: „Mów do swojego człowieka łagodnym tonem, żeby czuł się bezpiecznie!” (s.83), „Człowieki lubią być czyste. Utrzymywanie ich w czystości ma też korzyści zdrowotne” (s.91). Ta manga bawi i uwrażliwia. Bardzo polecam. Oprawa miękka, klejona.

Czytaj dalej

Serca pod lodem

Autorka: Katarzyna Ryrych
Wydawnictwo: Books
Konin 2025
Poziom: BD III/IV

Ta książka jest jak wspomnienie – chciałoby się powiedzieć, choć wiadomo, że mamy tu do czynienia z fikcją literacką. Katarzyna Ryrych potrafi jednak opowiadać swoje historie z ogromną wrażliwością i autentyzmem, szczerze i uczciwie zarówno wobec odbiorców, jak i swoich bohaterów. Czas PRLu, do którego tym razem przenosi nas autorka to wycinek z jej młodości. Stan wojenny, stare osiedle Huty, zamieszki na ulicach i strajki, ale przede wszystkim wszechobecne pragnienie wolności to główne tematy utworu. Julia, nastoletnia bohaterka historii, początkowo pojmuje tężę wolność jako prawo decydowania o sobie w kwestii przyszłego zawodu czy chłopaka, w którym się zakochuje, a który nie podoba się jej rodzicom. Problemy Julki najpierw wydają się duże, lecz bledną wobec tego, co przynosi 13 grudnia 1981 roku. Groźna rzeczywistość wkracza do życia dziewczyny do tej pory chowanej pod kloszem dobrobytu. Ojciec – członek partii – jest czerwony, dzięki czemu rodzinę stać na więcej niż ówczesnego przeciętnego Polaka. Pieniądze i dobra materialne jednak nie wnoszą szczęścia do ich domu, nad którym wiszą chmury wzajemnych pretensji, żalu oraz rozczarowań. Dopiero przyjaźń z Kariną ze Śląska i miłość do Romka pokazuje Julce, czym jest ciepło domowego ogniska. Bohaterka uświadamia sobie także o jaką wolność należy najpierw zawalczyć mimo ryzyka i gróźb płynących z głośnika telewizora.

Katarzyna Ryrych nigdy nie obniża poprzeczki a jej nazwisko to marker dobrej literatury – najnowszą książkę można polecić każdemu z czystym sumieniem. Najwięcej wyniosą z niej ludzie młodzi, rówieśnicy literackich bohaterów, ale dorosły czytelnik, który pamięta osiemdziesiąte lata XX wieku także sięgnie po utwór z sentymentem. Historia dorastania w trudnym, mrocznym czasie PRL-u jest opowiedziana z empatią, wrażliwością i sympatią do wszystkich postaci, nawet tych, którzy stoją po drugiej stronie barykady (to też Polacy). Co więcej, właśnie tak, jak autorka należy mówić nastolatkom o miłości, która mimo zrozumiałych porywów wcale nie musi być rozerotyzowana, a raczej czuła, pełna szacunku i troskliwości. Nikogo nie zaskoczę mówiąc: polecam. Dobrze, że na rynku wydawniczym i takie perełki można wyłowić dla naszej młodzieży. Oprawa twarda, klejona.

Japonia. Kraj możliwości

Autorka: Zofia Jurczak
Wydawnictwo: Helion
Gliwice 2025

Najnowsza książka rozkochanej w Japonii kulturoznawczyni, autorki strony: podrozepokulturze.pl. Reportaż ukazuje się w serii: „Oblicza świata” i przynosi obietnicę prawdziwego oblicza kraju samurajów. Publikacja ma eseistyczny charakter, ale podzielono ją na części według porządku tematycznego. Co więcej, widać wyraźnie, że autorka ma swój patent na opowiadanie. Zofia Jurczak za każdym razem wychodzi od opisu przestrzeni, by stopniowo zagłębiać się w historię miejsc i zwyczaje ich mieszkańców, a równolegle robi drobne wycieczki w stronę filmu, literatury, aktualnych kwestii społeczno-politycznych, religii, kulinariów czy lokalnych anegdot. Wszystko po to, by ukazać Japonię jako kraj, choć lubiący kopiować, niepodobny do żadnego innego i nie odcięty od reszty świata.Turysta, pragnący odwiedzić Kraj Kwitnącej Wiśni usłyszy od autorki radę: „Spodziewaj się niespodziewanego” (s. 7). Zaskoczyć Europejczyka może tu kompletnie wszystko: brak koszy na śmieci, firanki w taksówkach, cisza w pociągach, estyma wobec banknotów, ale też całkowicie swobodne planowanie przestrzeni miast, architektura pojedynczych budynków, które często wcale nie współgrają z otoczeniem oraz pożyczki, m. in. japońska wieża Eiffla, mini statua wolności a nawet niedokładna (ale jednak!) replika dworca, który oglądamy przyjeżdżając nad morze do Gdańska. Co jeszcze można o tytułowym kraju powiedzieć? Japonia to wyspy – autorka opisuje te znane i nieznane, np. wyspę kotów, ale nie kawaii, wyspę widmo czy wyspę świątyń. Japonia to Hiroszima i Nagasaki – to pierwsze skojarzenie, które pojawia się w głowie przeciętnego Europejczyka, który uważał w szkole na lekcjach historii o II wojnie światowej. Autorka opisuje proces konstytuowania się japońskiej tożsamości wokół bomby atomowej, którego efekt najjaskrawiej unaocznia awantura o projekcję kinowego hitu „Oppenheimer”. Bardzo ciekawe są rozważania dotyczące stosunku Japończyków do ciała i seksualności, a także rozdział poświęcony specyficznej sympatii tego narodu do transportu kolejowego. Książkę kończy seria anegdot toaletowych, w których „nocna gleba” i nowoczesne washlety może i trochę śmieszą, ale też ciekawią. Już wiadomo, od kogo Europa powinna uczyć się sanitariatu.Reportaż jest warty polecenia nie tylko ze względu na zawartość merytoryczną, ale też na przekaz pełen humoru, lekkości i otwartości podróżniczki prawdziwie zainteresowanej światem, z szacunkiem, bez oceny spoglądającej na ludzi z odległego kręgu kulturowego. Bardzo polecam – ta książka nie znudzi czytelnika. Oprawa miękka, klejona. Czytaj dalej

Grubancypacja

Autorki: Urszula Chowaniec, Natalia Skoczylas
Grupa Wydawnicza Foksal
Warszawa 2025

Dzieło dwóch kobiet, określających siebie jako działaczki grubancypacyjne. Jedna z nich to blogerka znana z profilu galantalala.pl, poza tym feministka, kulturoznawczyni a czasami modelka plus size. Druga pani to prawniczka, na co dzień zajmująca się przeciwdziałaniem przemocy domowej. Obie wspólnie i z sukcesem prowadzą podcast oraz profil na Instagramie pod nazwą Vingardium Grubiosa.

Książka ma za zadanie otworzyć czytelnikom oczy na dyskryminację tzw. grubych, których jest wiele wokół nas a jednak są niezauważani albo co gorsza wykluczani. Problem dotyczy dzieci, nastolatków oraz dorosłych. O grubości rozmawiamy, grubości się lękamy, przed grubością uciekamy i na jej karb składamy całe zło, które nas spotyka. Autorki mówią „nie” kulturze diety i dyskursowi winy, stają w obronie osób, które wykraczają poza standardowe wymiary piękna, rozprawiają się ze wstydem oraz mitami, które narosły wokół grubości i apelują o równe traktowanie niezależnie od rozmiaru noszonego ubrania. Publikacja zawiera dogłębną analizę stereotypu grubej osoby i przegląd zjawisk pokrewnych, wśród nich: żarty z grubości w tekstach kultury, popkulturowe reprezentacje grubasów, fatshaming i medykalizacja grubości. Działaczki zwracają uwagę na nieprzyjazną architekturę i design przestrzeni, na problemy z zakupem odzieży i obuwia w swoim rozmiarze, na trudności w relacjach romantycznych oraz kłopoty ze znalezieniem pracy z powodu nienormatywnego wyglądu.

Książka wpisuje się w raczkującą dziedzinę nauki o nazwie fat studies. Czytelnik, oprócz genezy ruchu grubancypacyjnego (szukaj: Stany Zjednoczone z lat 60-tych), znajdzie w środku nie tyle rozważania o fizyczności, ale o tożsamości oraz nierówności, którą tworzą ludzie, zachowując się w taki a nie inny sposób czy budując świat, w którym nie mieści się każdy człowiek. Co zatem może zrobić osoba, która jest grubx? Nie przepraszać, bo: „W grubancypacji nie chodzi o to, że gruba osoba jest piękna czy zdrowa. Chodzi o tę podstawową prawdę, że jest człowiekiem. I jako człowiek ma swoją godność (…)” (s. 125). Bardzo polecam. Oprawa miękka, klejona.

Czytaj dalej

Sekret indygo

Autorka: Natasha Boyd
Wydawnictwo Kobiece
Białystok 2025

Powieść historyczna napisana przez amerykańską autorkę, którą pierwszy raz gościmy na naszej liście. Fabuła utworu opiera się na prawdziwych wydarzeniach, a główna bohaterka to Eliza Lucas Pinckney – postać, która zapisuje się w historii Stanów Zjednoczonych jako XVIII – wieczna biznesmenka, właścicielka największych plantacji indygo w Karolinie Południowej. I to właśnie ona – energiczna, wykształcona, niezależna mentalnie i odważna postać kobieca to najsilniejszy punkt utworu. Jednak zanim nasza Eliza dotrze na szczyt, czeka ją droga długa, nieznana i wyboista. Przypominam, że akcja powieści toczy się w 1739 roku. Czas nie sprzyja wkraczającej w dorosłość dziewczynie, która pragnie rozwijać swoje zainteresowania, samodzielnie decydować o życiu a jeśli wziąć ślub to tylko z miłości a nie z powodu oczekiwań otoczenia. Matka Elizy stoi na jednym biegunie i reprezentuje wszystko to, co tłamsi i ogranicza bohaterkę. Ojciec, pułkownik Armii Brytyjskiej natomiast rozbudza w niej ambicje, daje możliwość sprawdzenia się w roli głowy rodziny, którą Eliza nieformalnie się staje po jego wyjeździe i nagłej śmierci pani Lucas. Bohaterka zarządza rodzinnymi plantacjami, sprawuje opiekę nad rodzeństwem a w obliczu rosnącego zadłużenia, podejmuje ryzykowną decyzję o uprawie indygo. Czy odniesie sukces i ocali majątek? Ważną rolę może tu odegrać stosunek Elizy do ludzi, którzy ją otaczają.Wątki kolonializmu i niewolnictwa dawno nie pojawiały się w powieściach historycznych, tu wracają w bardzo dobrym wydaniu. Wydarzeniom cały czas towarzyszy napięcie związane z buntami niewolników. Wieje wiatr zmian i owiewa nie tylko wolność czarnoskórych bohaterów utworu, ale także kobiet zrzucających gorset ról społecznie im przypisanych. Książka jest warta uwagi, chociażby ze względu na temat dawno nieporuszany a czy aktualny? – zawsze warto przypomnieć o podstawowych prawach człowieka i promować empatię w relacjach międzyludzkich. Całość czyta się bardzo dobrze. Zbeletryzowana biografia Elizy Lucas Pinckney wciąga, a sposób wykreowania postaci sprawia, że czytelnik od razu kibicuje wszystkim jej poczynaniom. Polecam książkę na spokojne, majowe wieczory. Oprawa miękka, klejona. Czytaj dalej

Bibliotekarka na froncie


Autorka: Janet Skeslien Charles
Wydawnictwo: Mando
Kraków 2025

Kolejna propozycja od amerykańskiej autorki bestselleru „New York Timesa”, głośnej „Bibliotekarki z Paryża”, którą polecaliśmy na przeglądzie P. 13/21. Powieść jest inspirowana prawdziwymi losami kobiet zrzeszonych w tworze o nazwie: Amerykańska Komisja ds. Zniszczonej Francji. Jessie „Kit” Carson, Mary Breckinridge, Anne Morgan, Anne Murray Dike i inne, których nie wymienię to silne i odważne działaczki na rzecz osób pokrzywdzonych, słabszych i potrzebujących pomocy, dzieci, kobiet, cywili zaplątanych w wojenną zawieruchę. Większość z nich to panny dobrze urodzone, nie należy do nich Jessie Carson i to właśnie wokół niej buduje się fabuła utworu. Jesień 1914 roku – miasta i wsie południowej Francji stają się polami bitew, a mieszkańców przymusza się do pracy ponad siły w ciężkich warunkach. Trzy lata później tereny odbito, ale ludzie nie mają co jeść i gdzie zamieszkać: „Szkody mienia: 100 %. Szkody w rolnictwie: 100 %. Oczyszczenie niemożliwe. Zasiedlenie niemożliwe.” (s. 17) Tu właśnie rozpoczynają swoją misję kobiety z CARD, by pomóc dzieciom, które utraciły wszystko łącznie z dzieciństwem. Jak przywrócić im to ostatnie? Bajką i magiczną opowieścią, co próbuje uczynić tytułowa bohaterka, Jessie, bibliotekarka na froncie, autorka pierwszych francuskich bibliotek dla najmłodszych.Równolegle do zarysowanej historii rozwija się druga narracja z Wendy Peterson w roli głównej. Młoda pracownica nowojorskiej biblioteki, aspirująca na pisarkę, szukając tematu na pierwszą powieść, natrafia na dokumenty Amerykańskiej Komisji ds. Zniszczonej Francji. Zaciekawiona losem kobiet bohaterka przeprowadza bibliotekarskie śledztwo, w wyniku którego poznaje nie tylko życie i dzieło Jessie, ale odnajduje w sobie coś, czego szukała od dawna.„Bibliotekarka na froncie” to nie jest typowa powieść historyczna z rozbudowanym wątkiem miłosnym, jakich dziś wiele na rynku wydawniczym. Uczucie, które rozwija się pomiędzy bohaterami nie zagarnia uwagi czytelnika, zakwita trochę będąc miłym ozdobnikiem, a trochę tłem dla głębszej refleksji o utracie. Kluczowa za to wydaje się miłość do książek i miłość do ludzi, bez tej drugiej być może nie byłoby literatury. „Książki to mosty (…) Pokazują, że wszyscy jesteśmy połączeni” (s.33) – powie jedna z bohaterek utworu. Podobnych zdań można wyłowić z tekstu znacznie więcej. Gdyby ktoś jeszcze dziś prowadził dzienniczek złotych myśli, ta powieść pomogłaby mu zapisać połowę jego kartek. Słowo, piękne zdanie jest tu traktowane z estymą, bohaterowie szukają w nim wartości, z pewnością odnajdzie ją także czytelnik.„Moja najnowsza książka to historia kobiet, które coś zmieniają” (s. 368) – wyznaje w nocie odautorskiej pisarka. Rzeczywiście utwór ukazuje silne kobiece postacie i wydaje się nasączony feminizmem a przez to bardzo smaczny, zaostrzający apetyt na bycie niezależną czy wolną od oczekiwań innych ludzi. Człowiek może zainspirować drugiego człowieka, może także podciąć mu skrzydła – także o tym opowiada ta książka. Warto pamiętać, że każdy z nas zasługuje na to, by być głównym bohaterem, nie wątkiem pobocznym. To ostatnia perełka wyłowiona z tekstu powieści, jakże wdzięczna i mądra. Książka jest warta polecenia, znajdzie swojego odbiorcę. Oprawa miękka, klejona.

Ojej, pudełko!

Autorka: Anna Jankowska
Ilustrator: Adam Święcki
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Warszawa 2025
Poziom: BD I

Anna Jankowska powraca na naszą listę z kolejną propozycją dla małego czytelnika (poprzednio prezentowaliśmy książkę „Bicie stop!” – P. 13/24). Autorka wierzy, że dobra książka może pomóc dziecku zrozumieć siebie i otaczający go świat – wyraźnie widać to na prowadzonym przez nią blogu o nazwie tożsamej z nazwą serii, w ramach której ukazuje się „Ojej, pudełko!”. Ta natomiast, zatytułowana „Aktywne Czytanie PLUS”, wykorzystuje naturalną dziecięcą ciekawość i potrzebę działania do tego, by rozbudzić w przedszkolakach miłość do książek. Jakimi środkami posługuje się pisarka, by osiągnąć swój cel? Wyraźny druk, duża czcionka, graficzny podział tekstu i krótkie zdania w dymkach – to pierwszy krok do samodzielnego czytania, a ćwiczenia do wykonania nie pozwalają na znużenie lekturą czy zniecierpliwienie, ćwiczą koncentrację, słuchanie ze zrozumieniem a przede wszystkim bawią. Proste, energetyczne ilustracje w przyjaznej dla dziecięcego oka kolorystyce stanowią doskonałe uzupełnienie opowieści, angażują czytelnika i przyciągają wzrok.

Bohaterką książeczki jest siedmioletnia Lola, właścicielka – może lepiej powiedzieć: przyjaciółka – misia Rysia, lalki Zosi i gałgankowego kota Czarusia. Wymienione postacie to więcej niż zabawki, to codzienni towarzysze dziewczynki, współmieszkańcy jej pokoju. Każde z nich ma swoje upodobania, lubią się razem bawić i pomagać sobie nawzajem. Pewnego dnia jeden z nich znajduje tajemnicze pudełko z napisem: „Dla Ciebie”. Nie wiadomo właściwie dla kogo przeznaczone jest znalezisko i co znajduje się w jego środku. Rozwiązanie zagadki angażuje wszystkich bohaterów do działania, którego efekt zaskakuje i przynosi cenną wiedzę o nudzie, która czasami dopada każdego z nas.

„Ojej, pudełko!” to mądra książeczka, dobrze skonstruowana, niosąca wartość dydaktyczną. Warto dołączyć ją do księgozbioru bibliotek dziecięcych, sprawdzi się podczas lektury w domowym zaciszu a także w przedszkolnej sali. Zdecydowanie polecam. Oprawa twarda, szyta.

Masz to po mnie

Autorka: Marta Szarejko
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2025

Wciągające, zaskakujące, skłaniające do refleksji rozmowy z psychoterapeutkami i socjolożkami przeprowadzone przez dziennikarkę, reportażystkę, Martę Szarejko. Publikacja stanowi przestrzeń wypowiedzi kobiet – o kobietach i dla kobiet powstaje, choć temat mężczyzn oczywiście pojawi się w wielu kontekstach. Autorka i jej rozmówczynie analizują relacje pomiędzy babkami, matkami i ich córkami, przy czym trzeba pamiętać, że pokolenie babek tworzą tu kobiety urodzone chwilę przed II wojną światową, w jej trakcie lub tuż po jej zakończeniu. Pokolenie matek zatem rodzi się w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku, a córki to ostatnie dzieci PRL-u z lat osiemdziesiątych. Popełnione tu dookreślenie jest ważne, ponieważ historia bezpośrednio wpływa na losy kobiet. Co więcej, trudne doświadczenia wojenne promieniują na całe późniejsze życie nie tylko ich, lecz również kolejnych generacji. Przemiany w świecie powodują, że zmienia się mentalność ludzi, ich potrzeby, obawy i strategie przetrwania. Wszystko to zostaje w dobrej wierze „puszczone dalej”, przekazane świadomie bądź nie, krzywdząc albo budując siłę jednostki, przydając się lub szkodząc. Ważne, by uświadomić sobie, jaki spadek otrzymujemy od naszych przodkiń i zdecydować, czy chcemy go przyjąć. Co może znaleźć się w odziedziczonym bagażu? Marta Szarejko pyta o emocje i zgodę na ich okazywanie, o poród, postrzeganie ciała, seks, niezależność, miłość, przyjaźń, macierzyństwo, jedzenie, pracę, sprzątanie domu i przemoc. Wymienione obszary z różnych powodów w różnym czasie są dla kobiet ważne, składają się na poczucie szczęścia lub jego brak. I tak na przykład pokolenie babek, które prawie całkowicie było zależne od płci przeciwnej chce dla swoich córek niezależności. „Umiesz liczyć, licz na siebie” – mawiają, przesyłając podprogowy przekaz o tym, jaki jest świat i jacy są ludzie. „Muszę posprzątać” to słowa tych, które głęboko wierzą, że wygląd domu świadczy o nich jako o kobietach i albo nie potrafią prosić o pomoc albo nie robią tego, bo wiedzą, że i tak jej nie otrzymają. Zdania powtarzane jak mantra przez pokolenia można tu mnożyć. Często nie uświadamiamy sobie, że nie są nasze, że ktoś inny włożył je nam w usta i głowy, a my jedynie odtwarzamy schemat znany z dziecięcych lat. Książka Marty Szarejko uświadamia, że wcale nie musi tak być. Schemat można odrzucić, najpierw jednak należy dostrzec, co takiego otrzymałyśmy od naszych babek i matek oraz co z tego (jeśli w ogóle) przekazujemy naszym dzieciom.

Publikacja zainteresuje przede wszystkim czytelniczki (wydaje się, że w każdym wieku). Rozmowy zapisane na kartach są szczere, ciekawe i inspirujące, zaskakują, otwierają oczy, pomagają zrozumieć siebie oraz inne kobiety. Jeżeli dzięki tej książce choć jednej osobie uda się nieco bardziej czule, z większą troską i cierpliwością spojrzeć na matkę czy babkę albo na własne odbicie w międzypokoleniowym lustrze, warto ją przeczytać. Wierzę, że tak będzie. Bardzo polecam. Oprawa miękka, klejona.

Czytaj dalej

Koniec mapy

Autor: S. J. Lorenc
Wydawnictwo: Mięta
Warszawa 2025

Udany debiut autora z warszawskiego Żoliborza. Pisarz kryjący się pod pseudonimem S. J. Lorenc jest z wykształcenia biologiem, lubuje się w horrorach z lat osiemdziesiątych. Jedno i drugie odbija się w fabule książki, bo i o mikroorganizmach będzie ta historia, i o dużych kłopotach, w które wpadnie grupa bohaterów – uczestników turystycznego rejsu po Svalbardzie. Główne postacie utworu stanowią mieszankę całkowicie różnych, przypadkowo złączonych jednym losem ludzi. Trzeba przyznać, że każdy z nich jest inny, lecz równie barwny, co pozostali a interakcje zachodzące między nimi są przemyślane i elektryzujące. Autor nie idzie na łatwiznę, dobrze buduje swoich bohaterów, którzy są bardziej skomplikowani niż początkowo się wydaje. Mamy tu wilka morskiego po rozwodzie, nieco upadłą gwiazdę rocka, informatyka – maminsynka, pochodzącego z bogatego domu fana Tolkiena, byłego boksera, który jak się później okaże potrafi znokautować jednym ciosem, małżeństwo, które chyba niebawem powiększy grono singli oraz influencerkę, która ma smykałkę nie tylko do robienia zdjęć i nagrywania filmów. Wszyscy wymienieni wyżej ochoczo pakują się na statek „Moskwa”, pakują się też w tarapaty, które funduje im „sympatyczny” zespół rosyjskich naukowców. Praca badaczy, pozyskujących z – o ironio – topniejącej wiecznej zmarzliny mikroorganizmy sprzed tysięcy lat wymyka się spod kontroli i może realnie zagrozić ludzkości. Podobnie zresztą jak zmiany klimatyczne, które gołym okiem dostrzegają przemierzający Arktykę bohaterowie. Tu warto nadmienić, że w powieść wpisano nienachalny apel o zaprzestanie niszczenia naszej planety. W tym kontekście zacytuję jedną z książkowych postaci: „Tak sobie myślę, że ani się nie potopimy, ani nie załatwi nas skład atmosfery, tylko wykończy nas zwykła, tradycyjna głupota” (s. 64). Wracając do fabuły, trzynaście lipcowych dni zmieni życie wszystkich uczestników rejsu „Moskwą”, może także zmienić losy świata, o ile nikt nie powstrzyma w porę nadchodzącego zagrożenia.

Pomysł na opowieść ciekawy, realizacja bardzo dobra, dobrze wykorzystany motyw żeglugi, miasteczka-widma (które nota bene naprawdę istnieje) oraz pamiętnika, styl swobodny okraszony humorem – wszystko się tu zgadza. Akcja rozwija się powoli, równolegle z nią narasta napięcie. Niepokój wisi w powietrzu od pierwszych kart książki, później pojawi się groza, będą też zwroty akcji i kilka brutalnych scen ( w tym gwałt). Zakończenie nieoczywiste, godne porządnego dreszczowca. Polecam. Autorowi gratuluję debiutu. Oprawa miękka, klejona.

Czytaj dalej

Plac Zgody

Autor: John McPhee
Wydawnictwo: Czarne
Wołowiec 2025

Książka o – jak głosi podtytuł – wieczyście neutralnej Szwajcarii. Autor to Amerykanin czterokrotnie nominowany do Nagrody Pulitzera, dziennikarz uznawany za prekursora reportażu literackiego. Teksty przez niego tworzone czyta się jak dobrą powieść ze względu na lekkość stylu, elegancję języka i uważność, która owocuje niezwykle plastycznymi opisami otoczenia. „Plac Zgody” stanowi dla niego doskonałe pole do popisu, ponieważ gdzie łatwiej o budzące zachwyt widoki, jeśli nie w Alpach. Reportażysta obserwuje przyrodę czujnym okiem, zwłaszcza, że kryje ona wiele sekretów. Pozornie spokojny, niebudzący podejrzeń krajobraz, leniwie ciągnące się górskie szlaki, urokliwe miasteczka i wsie to potencjalne pole bitwy, przestrzeń pełna wojskowych dział ukrytych w skałach, niewidniejących na żadnych mapach pasów startowych, leśnych polan wyciętych przez człowieka czy hangarów ukrytych we wnętrzach gór. Szwajcarzy sprytnie wykorzystują specyfikę terenu, który zamieszkują a ich gotowość do wojny (choć żadnej nie toczyli od pięciuset lat) jest imponująca, wręcz niewiarygodna. Autor podejmuje próbę zrozumienia fenomenu szwajcarskiej armii, podobno bardzo potężnej i najlepiej wyszkolonej na świecie.

Przedstawiony w publikacji rys historyczny, przemyślenia a także rozmowy dziennikarza z żołnierzami ukazują specyficzną taktykę obronną, polegającą na niedopuszczeniu do wojny: „Cena wkroczenia musi być zbyt wysoka” (s. 26) – mawiają Szwajcarzy, przy czym wykazują postawę nazwaną przez autora „zbrojnym umiłowaniem pokoju” (s. 9) a ich neutralizm ma charakter dość agresywny. Ten sympatyczny i postrzegany jako łagodny naród jest świetnie przeszkolony do walki a obrona obywatelska i służba wojskowa to bardzo cenione wartości, moralny obowiązek każdego mężczyzny. Bycie dobrym żołnierzem jest równoznaczne z byciem dobrym dyrektorem, biznesmenem czy pracownikiem a czas i charakter służby w armii wpisuje się do CV. Brak takiej informacji może skutkować blokadą kariery zawodowej. Wojsko wpływa zatem na życie codzienne, a życie ma wpływ na wojsko. Dziennikarz analizuje postawy społeczne Szwajcarów, prezentuje ich opinie i przedstawia różne racje – nie każdy bowiem szuka w armii tego samego i nie każdy to samo znajduje. To, co łączy wszystkich to godna podziwu zdolność do błyskawicznej mobilizacji w obliczu zagrożenia. Sprzyja temu broń i amunicja w domach, regulowane przepisami obowiązkowe schrony w każdym budynku stawianym w ostatnich dekadach czy plany zagospodarowania przestrzennego, które uwzględniają różne scenariusze ataku na kraj. Tu każdy wie, co ma robić w przypadku agresji wroga. Mosty i linie kolejowe buduje się tak, by w razie potrzeby błyskawicznie zablokować drogi komunikacji, podobnie szosy z newralgicznymi punktami wywoływania sztucznych lawin skalnych. Schrony są odpowiednio wyposażone i zaopatrzone a widok żołnierzy z karabinami na ulicach nikogo nie dziwi. Wszystko to doprowadza nas do paradoksu, w którym państwo od wieków neutralne wydaje się być najbardziej gotowe na wojnę w regionie.

Reportaż Johna McPhee zawiera o wiele więcej smaczków, warto go przeczytać z czystej ciekawości, temat okazuje się rzeczywiście atrakcyjny, choć nie zabraknie tu także doznań estetycznych. Co więcej, książka otwiera oczy na to, jak bardzo beztroscy i bezmyślni jesteśmy w swoim poczuciu bezpieczeństwa. Tak często ostatnio słyszane w mediach powiedzenie: chcesz pokoju, szykuj się na wojnę po lekturze publikacji wcale nie wydaje się oklepane i oby nie przebrzmiało pustym echem wraz z zakończeniem dzisiejszej kampanii wyborczej. „Plac Zgody” bardzo polecam – ciekawy tekst zamknięty w twardej i szytej oprawie, dobra lektura nie tylko dla czytelników zainteresowanych wojskowością oraz polityką.

Czytaj dalej